Forum www.armagedonuczas.fora.pl Strona Główna www.armagedonuczas.fora.pl
NIEZNANY ŚWIAT,PRZEPOWIEDNIE.PIĄTE SŁOŃCE,ROK 2012,REINKARNACJA, KONSPIRACJA,MEDYCYNA ALTERNATYWNA, ENERGIE ITP.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

POWIEŚĆ pod tytułem KRONIKA SILNIEJSZYCH
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.armagedonuczas.fora.pl Strona Główna -> „PIĄTE SŁOŃCE”
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 1:45, 16 Sty 2014    Temat postu:

25
ROSJANKA

Obraz stawał się coraz wyraźniejszy, William bezwładnie kręcił i zataczał głową kółka w powietrzu na przemian zamykając, to znów otwierając oczy.
W przebłyskach świadomości pamiętał jak przez mgłę jakichś dwóch mężczyzn wkładających jego do jakiejś furgonetki w żółto niebieskich kolorach wyglądającej na ambulans, ktoś mówił coś o antidotum, więc chyba nie jest tak źle pomyślał.
Lecz czemu teraz był przykuty dwoma kajdankami w dystansie około 50 centymetrów do krawędzi blatu stołu?
Znajdował się w jakimś starym pomieszczeniu o dziwnej konstrukcji z małymi pozbawionymi szyb okienkami, gdzie na jednym z nich przysiadł teraz szarawy gołąb.
-O, już obudził się My Love - usłyszał głos swej towarzyszki podróży , który tym razem pozbawiony był charakterystycznego rosyjskiego akcentu.
-Jakbyś powiedziała, że lubisz zabawy z kajdankami to bym się przykuł do wygodniejszego sprzętu jak ten stary stół-powiedział William, przypominając sobie czyjąś tezę, która mówiła, ze dla "burzy namiętności" zawsze wszystkim kochankom i zakochanym wystarczał tylko jeden mebel, a mianowicie łóżko.
- Widzisz chciałeś mnie zabrać do swej arystokracyjnej posiadłości a ja ciebie zabrałam do swojej.
- To tak mieszkasz- zaśmiał się ironicznie William
- Tak, poznaje radziecki styl, tylko gdzie jest wódka i ogórki, czy to już "Łubianka" a ty jesteś niech zgadnę - z KGB , NKWD tak, tak przecież zwaliście się dawniej, teraz to chyba już FSB, a może ty wcale nie jesteś Rosjanką ,skoro teraz wróciła tobie mowa.
-O nie, wódka to nie mój styl, chciałbyś się dostać do takich elitarnych sfer z jakich ja pochodzę.
- O, rozumiem mafia z Gazpromu , to ci, co pięćdziesięcioletnie whisky rozcieńczają Coca colą, ale wy chyba teraz ładniej mieszkacie , tak zwany styl nowobogackich.
- Ojojoj -podeszła do niego i siadając tuż przy nim na stole.
-Ja pochodzę od cara Mikołaja Pawłowicza Romanowa - powiedziała dziewczyna z pewną namiętnością w głosie, delikatnie jeżdżąc po szyi Williama ostrzem myśliwskiego noża.
-A to jednak ktoś ocalał po egzekucji z udziałem NKWD, jak jej było , zaraz zaraz - Wiliam kręcił głową szukając w pamięci
- Widziałem taki film, czyżby nie Anastazja ?
- O, to ty nie tylko myślisz o dupach, dobrze, dobrze Anastazja Nikołajewna Romanowa była Wielką Księżną , Wielikaja Kniażna Anastasija Nikołajewna Romanowa, znasz metody tak naszych jak i waszych, ona po prostu nie mogła zginać , tylko teraz musieliśmy obalić ten rodzący się nowożytny mit, za wielu oszołomów zrobiło sobie kult Anastazji.
-Dziewczyna zaczęła teraz, trzymając delikatnie końcówkami palców obu dłoni nóż, jakby to był na przykład pilniczek do paznokci i śmiesznie się kiwając szybko mówić - I naukowo jak zawsze potwierdziliśmy znalezienie szczątków Anastazji, wiesz DNA jednak na pewnym szczeblu może być zwodnicze.
- Ale nie- to była tylko moja ciocia babcia, albo jakoś tak , bo jej tatuś to był Mikołaj Mikołajew- Aleksandrowicz Romanow, tak po waszemu tylko Mikołaj drugi
- O to jednak nie wszystkie blondynki są takie głupie jak to mówią-William próbował teraz zagrać pozbawionego etykiety prostaka.

- To gdzie my teraz ,pani księżno, się znajdujemy?
- Anader Castel, o! Jaka ja durnaja przecież to tylko taki wasz cerkiew chuch. !-Zaśmiała się dziewczyna.
Teraz dopiero William rozpoznał dzwonnice kościoła.
- Sprytnie, sprytnie.
-A po co tu jesteśmy?
- Więc tak, teraz dam tobie, zastrzyk chyba nie boisz się zastrzyków - Ironicznie spytała dziewczyna patrząc Williamowi w oczy.
-I ja będę pytać a ty powiesz mi całą prawdę , ot i wsio- zeskoczyła ze stołu i podeszła do jakiejś leżącej na krześle walizki, którą dopiero teraz zauważył.
-A może zanim zaczniemy te zwierzenia dałabyś mi coś pic?- powiedział William myśląc o tym, że jeśli na dłużej jak dwie minuty zetknie wierzchołki dłoni obu swych rąk uaktywni poprzez tam wszczepione implanty alarm i swą lokalizacje satelitarną, dzięki czemu Agencja go namierzy i odbije z rąk szalonej, bezwzględnej, choć również pięknej terrorystki, której wolałby być zakładnikiem w innych okolicznościach.
- Kanieczno, of course, naturalmente, bien sur- powiedziała dziewczyna w kilku językach, stawiając na środku stołu otwartą przed chwilką puszkę z napisem < Sprite > do której włożyła plastikową słomkę.
- No bez przesady, jak tak mam pic ? Rozkuj mi choć jedną rękę !
-Czy ty naprawdę wszystkie blondynki masz za idiotki ? - spytała dziewczyna wyjmujac z szarej plastikowej walizki strzykawkę.
-To choć, zdradź mi przedtem swe prawdziwe imię- spytał z rezygnacją w głosie William.
-Mam na imię Wiera, a reszty nie chcesz wiedziec- powiedziała dziewczyna wkłuwając jemu w ramię igłę kolejnej strzykawki i wciskając zawartośc "serum prawdy" do jego żył.
-Wiesz, że ze skopolaminą jako z lekiem przesłuchań eksperymentował już w czasie wojny Josef Mengele, a później to już Rosjanie i Amerykanie używali tego jak ktoś był za mało rozmowny.
Kiedy dziewczyna mówiła, on pomału zaczął odczuwać beztroskie zawroty głowy i niby stan upojenia, lecz nie alkoholowego, gdyż wówczas wiedział co się dzieje, a jeśli był z kobietą to z reguły właśnie będąc w podobnym stanie zaczynał rozbierać swe partnerki?
Oczy i twarz zaczęły go szczypać lecz oczywiście nie mógł ich podrapać, było to bardziej irytujące niż szum, który teraz falami zaczął napływać do jego głowy.
Ten nowy, nieznany jemu stan był coś jakby po marihuanie, gdyż nie było tu wizji jak przy zażywaniu ayahuasci.
Czuł jakiś przemożny nakaz wyrzucenie z siebie wszystkich w nim zalegających tajemnic, wiedział jednak jednocześnie, że nie może tego zrobić.
Musiał pomyśleć o czymś neutralnym, tak nie mogę złączyć dłoni, ani się podrapać , dłonie, jakie ona ma piękne dłonie, ale nie to, ona mi to robi inne dłonie - w pamięci odszukał wszystko, co wiedział o dłoni jako symbolu.
-Jakie dano tobie zadanie do przeprowadzenia w Wielkiej Brytanii ?- spytała dziewczyna.
-Jakie zadanie , jakie dłonie ? - pomyślał William starając się wprowadzić zamęt w swej głowie.
- Dłonie , dłonie - jakby nawołując mówił bez sensu.
-Jakie dłonie? -spytała dziewczyna bezwiednie zmieniając sens swego pytania.
Zobaczył więc więcej dłoni i nie wiedząc po co teraz widzi same dłonie, widział dłoń egipską jako alegorię hartu ducha, jako rzymski symbol wierności, lub wyobrażenie Boga jak błogosławiąca dłoń tak zwana "ManoPaneta".
Albo "Dłoń Chwały," przypomniał sobie makabryczny rytuał Irlandzkich rzezimieszków noszących na uciętej dłoni wisielca zapaloną świecę jako swoistej latarki, czy noktowizora, gdyż tylko na przykład włamywacz posiadający tę dłoń widział owe światło.
Etruskowie używali takiego talizmanu przed zaczarowaniem, no i oczywiście była jeszcze "dłoń Fatimy" amulet tak zwany "khomessa" czasem z metalu lub niebieskiego szkła z palcami szeroko rozwartymi lub jako zaciśnięta dłoń.
Tak, przecież te baby z Mali nosiły coś takiego ,ale one nie zakrywały twarzy, no przecież zakrywanie twarzy w miejscach publicznych jest u nas zabronione.
-Idąc do szkoły po dzieci nie można mieć na sobie nikabu, bo to nielegalne a może mówi się nikaby, ale ja naprawdę, nie wiem jak to się mówi.- William próbował mówić cokolwiek ,aby nie odpowiedzieć na pytanie dziewczyny.
-Czego szukasz- dziewczyna nie dawała za wygraną.
-Jaskini, ale po co w jaskini dłonie?- zastanawiał się William jak nie mówić o tym miejscu w Yorkshire, które miał przejąć i utrzymać.
- Co ty bredzisz, jakie dłonie i co miałeś zrobić- ponowiła pytanie dziewczyna, podchodząc do okiennego świetlika
-Co zrobić z dłońmi, co zrobić ? Złączyć, złączone dłonie to symbol zgody i talizman wierności zakochanych, a jako szpieg Schwarzenegger w "True Lies" oswobodził swe dłonie -powiedział William podnosząc teraz stół do góry i z impetem roztrzaskując jego blat o podłogę .
-A teraz będę uciekał - powiedział William złączając teraz swe oswobodzone dłonie i szukając wyjścia, a ciesząc się, że udało się jemu nie zdradzić tajemnicy, zaczął recytować zapamiętany fragment wiersza związanego z powierzonym jemu zadaniem .

„W jaskini gdzie szary motyl na miotle lata i wiersze pisze o końcu Świata”…
Dziewczyna skoczyła w jego stronę chwytając leżący na walizeczce pistolet Beretta z przymocowanym do niego tłumikiem odgłosu wystrzałów.
-William zobaczył klapę wyjścia z pomieszczenia i powtarzając sobie w myślach :
-Ja muszę teraz uciekać- próbował ją otworzyć z niewłaściwej strony, lecz z niewiadomych dla niego powodów zarwała się pod nim podłoga i lecąc w dół poczuł najpierw pęd powietrza, a następnie pieczenie i ból .
-Ostatnie o czym pomyślał William, to było to, że musi złączyć swe dłonie, prawie jak w modlitwie jeszcze recytując coraz ciszej
“A dairy maid, a bonny lass
Shall kick this stone as she does pass
And five generations she shall breed
Before one male child does learn to read”
Aż wreszcie zamilkł.
Dziewczyna wkładając pistolet za pas, zdjęła z szyi wyglądające jak zwykły srebrny wisiorek urządzenie nagrywające rozmowy i na wszelki wypadek powiesiła je na jakiejś pozostającej tutaj po zawiasie do połowy wyrwanej śrubie, lecz już nic więcej się nie nagrało.
Wróciła więc do pomieszczenia pozbierała puszkę i kilka innych przedmiotów do plastikowej torby, zamknęła walizkę i biorąc swój telefon powiedziała do kogoś.
-Chodźcie, tu on spadł, chyba nie żyje.
Po czym poczekała chwilkę patrząc w dół na stertę połamanych desek spod których wystawały nogi Williama.
- I po co tobie to było, Schwarzenegger- zaśmiała się do siebie dziewczyna dodając :
-A nie mówili tobie, ze telewizja i film kłamią?!
Za chwilę dwóch mężczyzn odebrało od dziewczyny walizkę i torbę z ewentualnymi dowodami , a po tym jak pomogli dziewczynie zejść i zdjęli z Williama połamane deski z klapy i części zarwanych drewnianych schodów ,jedna z takich części swym węższym końcem tkwiła w piersi Williama, który nadal trzymał poniżej rany obie swe dłonie zetknięte ich wierzchołkami.
- I po co tobie to było ? - powiedziała dziewczyna i wyciągnęła swój myśliwski nóż, nacinając obie dłonie, z których teraz wycisnęła dwie małe szklane ampułki, wkładając każdą z nich do ciężkich metalowych pojemniczków z jakimś systemem elektronicznych układów scalonych, po czym każdy z nich włożyła do osobnej kieszeni kurtki.
- Sprzątnijcie ciało, oni już wiedza, tak że będą tu za chwilę, wiecie co macie robić - powiedziała dziewczyna otwierając stare skrzypiące drzwi.
Na zewnątrz słońce było już dawno w zenicie.
Za rogiem na bocznej uliczce sennego miasteczka stał zaparkowany krwisto- czerwony Alfa Romeo Spider "Aerodinamica". Z charakterystyczną wersją herbu domu Sforzów-władców Mediolanu, czyli w tym przypadku Krzyżem Templariuszy i królewskim zielonym "Smokiem Wężem" na niebieskim tle pożerającym niemowlę.
Wiera znalazła swój modny kapelusz, wsiadła za kierownicę i ruszyła w stronę autostrady, aby wyjeżdżając tam, gdzie kilka godzin temu ,zjechali wraz z Williamem, ruszyła w stronę Bristolu aby tam utopić ten piękny samochód w Celtyckim morzu.


26
PRYMITYWNI NIEWOLNICY

Pod zegar podjechał tak jak byli umówieni i nawet tym razem nie czekał aż tak długo.

Helena była jakaś małomówna, i skarżąc się na ból głowy poprosiła, aby Krzysztof podwiózł ją prosto do domu, bo chciała wziąć tabletkę i się położyć przed zorganizowanym przez jej babcie przyjęciem.

Przez całą drogę dziewczyna prawie nic nie mówiła, niczym też się nie zdradziła, że zamiast w sklepie była w owym tajemniczym domu. Krzysztof oczywiście wiedział, że niema prawa robić dziewczynie z tego powodu jakichkolwiek wyrzutów czy aluzji.

Kiedy Krzysztof przeżywał swe rozterki i domniemania, Helena myślała o czymś, o czym przed chwilą dowiedziała się w tutejszym przedstawicielstwie „Agencji”.

A mianowicie o domniemanej śmierci Williama. Domniemanie takie zaistniało, bo, mimo że nikt nie znalazł jeszcze jego ciała, ale w „Agencji” bez spornie uznano, że, na pewno on nie żyje gdyż, jego dwa ledowe identyfikatory przestały określać pozycję gdzie on się znajduje, znaleziono ślady upadku z wysokości krew i DNA Williama.

A i o nim samym wiadomo było jedynie, że wyjechał gdzieś na zachód w stronę Bristolu z kobietą, która używała fałszywych dokumentów na nazwisko Swietłana Wysocka i kilkadziesiąt kilometrów od Londynu ślad po nich zaginął..

-Zidentyfikowaliśmy ją po nagraniach z kamer na lotnisku w Vancouver i z Londynu to może być Wiera Iwanowa, to znaczy pod takim imieniem i nazwiskiem ją znamy.- Przypomniała sobie Helena co powiedział dystyngowany mężczyzna którego znała pod imieniem Lucjan, kładąc na stole kilka zdjęć dziewczyny.

Wspomniała jak wzięła do ręki jedno z nich i patrząc w image pięknej kobiety o słowiańskich rysach twarzy zagryzła zęby ze złości, po jej policzku spłynęła łza która spadła na blat stołu rozbryzgując się

William, już od dawna miał wszczepione te elektroniczne implanty, Helena natomiast nigdy nie pozwoliła sobie tego zrobić.

I nawet nie było to spowodowane, że jakieś implanty na wierzchu dłoni czy czole mogłyby ją oszpecić, ani kwestiami tradycji, gdyż na przykład nawet jej rodzice, nie mieli pojęcia, czym ich córka się zajmuje.

Albowiem oni szczęśliwi naiwni nawet nie mieli pojęcia o istnieniu „Agencji”, będąc jedynie przez nią tylko wykorzystani do podtrzymania prastarego ciągu ich monarszych linii rodowych.

Tak czy inaczej te wszczepiane pod skórę implanty, zawsze wydawały się Helenie zbyt kojarzące się tak jak i większości ludziom, ze znakiem bestii z Janowego Objawienia. „7-3. Nie wyrządzajcie szkody ani ziemi, ani morzu, ani drzewom, dopóki nie opatrzymy pieczęcią sług Boga naszego na czołach ich. 4.I usłyszałem liczbę tych, których opatrzono pieczęcią: sto czterdzieści cztery tysiące opieczętowanych ze wszystkich plemion izraelskich: … Helena oczywiście wiedziała że ta towarzysząca ludzkim pokoleniom źle zinterpretowana przepowiednia i bojaźń przed tym nieznanym, była tylko częściowym ujawnieniem wielotysiąc letniego planu, powstałego jeszcze przed erą Ryb.

Że owe „pieczęcie” tak samo tyczyły się zwykłych ludzi jak i tych owych stu czterdziestu czterech tysięcy „sprawiedliwych”, innych zaś w ten sposób przestraszono przed technologią implantów, aby rzeczywiście nie było to zbyt powszechne, i tak naznaczonych nie było więcej niż pisze o tym Jan w swym Revelation.

„Konie które mówią” pomyślała Helena o starym telewizyjnym serialu z którego naśmiewała się będąc dzieckiem.

Bo tak w rzeczywistości było ludzie tak naprawdę dla tych tam nie byli w zasadzie nikim innym niż mówiące konie bestie, tylko tym różniące się od koni czy krów, że potrafiły mówić.

Stworzeni na ich obraz i podobieństwo , a właściwie jedynie przekształceni z innych prymitywniejszych istot Ziemskiego Cyklu istnienia Planety w wiążącej ją „Pętli Czasoprzestrzennej”, tylko po to aby lepiej służyć i komunikować się ze swymi panami.

Oczywiście ona znała te teksty, ale widziała w nich to, czego inni nie potrafili zobaczyć „13-15.I dano mu tchnąć ducha w posąg zwierzęcia, aby posąg zwierzęcia PRZEMÓWIŁ i sprawił, że wszyscy, którzy nie oddali pokłonu posągowi zwierzęcia, zostali zabici. 16 On też sprawia, że WSZYSCY, MALI I WIELCY, BOGACI I UBODZY, WOLNI I NIEWOLNICY OTRZYMUJĄ ZNAMIĘ NA SWEJ PRAWEJ RĘCE ALBO NA SWYM CZOLE. 17 I ŻE NIKT NIE MOŻE KUPOWAĆ ANI SPRZEDAWAĆ, JEŚLI NIE MA ZNAMIENIA, to jest imienia zwierzęcia lub liczby jego imienia. 18 TU POTRZEBNA JEST MĄDROŚĆ. KTO MA ROZUM, NIECH OBLICZY LICZBĘ ZWIERZĘCIA; JEST TO BOWIEM LICZBA CZŁOWIEKA. A LICZBA JEGO JEST SZEŚĆSET SZEŚĆDZIESIĄT SZEŚĆ.

14-1 I widziałem, a oto BARANEK stał na górze Syjon, a z nim STO CZTERDZIŚĆI CZTERY TYSIĄCE TYCH, KTÓŻY MIELI WPISANE JEGO IMIĘ NA CZOLE I IMIĘ JEGO OJCA.

Helenie bynajmniej nie chodziło, że na przykład ów tekst napisany był w biblii, tym jednym z wielu rozpowszechnionych przez nich karnych kodeksów, ale ona po prostu całkowicie tak do końca nigdy nie miała zaufania nawet do tych wielkich zarządzających „Agencjom”, albowiem już wiedziała jak mało dla tych istot liczyli się ludzie.

Gdyż rzeczywiście jak to wynikało nawet z Objawienia Jana, jeśli ktoś był mądry to mógł się dowiedzieć, że nie jakaś istota była bestią dla ludzi, ale właśnie ludzie byli mało znaczącymi bestiami dla tych istot, które również przecież byli ludźmi, choć może pra- lub nad ludźmi, ale jednak nadal ludźmi.

Nie chciała, więc aby podobnie jak w czasie drugiej wojny, gdy po obrzezanych poznawano Żydów. Tak teraz po owym implancie, dzięki, któremu można by określić jej miejsce pobytu, miałaby mieć jakieś z tego wynikające nieprzyjemności.

Bowiem zdawała sobie sprawę i wiedziała, że jak mogliby ją zlokalizować sprzymierzeńcy to mogliby i wrogowie, a poza tym nigdy też nie było wiadomo, po której stronie barykady się teraz jest, tak całkiem jak w Orwellowskim „ 1984”.Helena słyszała już o wielu takich przypadkach w obu rywalizujących ze sobą obozach, gdy niszczono implanty, aby nikt nie odnalazł ciała, które z tego powodu były, albo palone, rozczłonkowywane lub utylizowane w inny sposób.

Helena jednak nie miała prawa, ani mocy, aby wskrzesić, a tym bardzie jakoś odtworzyć nieistniejące już ciało, mogła jedynie za niepisaną zgodą jej przywódców kształtować za pośrednictwem „ Portali” Ziemskich punktów „mocy” krótko planową rzeczywistość co niektórych obywateli Ziemi.

Nie była przecież jak bogini Izyda, która nie tylko pozbierała i na powrót poskładała swego męża i brata Ozyrysa, ale nawet zdołano na tyle przywrócić do życia jego boskie geny, że mogła jeszcze urodzić syna swego martwego już męża.

Zabitego i pociętego na kilkanaście części przez jego zazdrosnego brata Seta.

Może Helena mogłaby jakby William jeszcze żył przeprowadzić jego świadomość przez najbliższe miejsce mocy, aby ingerując w przeszłość zmienić jego teraźniejszość, a co za tym idzie i przyszłość. Ale William najprawdopodobniej już niestety nie żył.

Gdy Krzysztof odwiózł Helenę pod dom, wrócił na postój, i kiedy jeździł tego dnia aż do wieczora próbował zrozumieć, co może się kryć za tym wszystkim?

Może jednak ona była jakimś przemytnikiem lub agentem?, Może ktoś z tego ciemnego BMW był jej kochankiem, i to do niego jeździła na te ukrywane przed babką schadzki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tadeo dnia Wto 18:55, 21 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 1:46, 16 Sty 2014    Temat postu:

27
IMPREZA W STARYM STYLU


Kiedy wrócił do domu zobaczył, że jego matka jest ubrana w jakąś nową sukienkę, której jeszcze nigdy jeszcze nie widział?

- No szybko czekam tylko na ciebie.

–A co się dzieje?

–Przecież jesteśmy zaproszeni!

-A to to niech mama sama idzie ja jestem trochę zmęczony.

-Coś ty nie ma mowy idziesz ze mną i już.

–Jak mama chce, ale tylko na chwilkę.

– Dobrze dobrze.

– No to, co idziemy?

- No coś ty przecież musisz się jakoś ubrać i ogolić.

- Przecież nie idę do kościoła?

- Kościół kościołem a między ludźmi też trzeba jakoś wyglądać, no, ale już, bo się spóźnimy. A tak najlepiej to weź szybko prysznic.

–Prysznic, co mamie to już wody nie oszczędzamy.
– Nie bądź złośliwy – kobieta pokazała ręką w stronę łazienki.

–Ale matka trujesz.

-Ja ci zaraz dam matka-ona zaśmiała się popychając syna w kierunku łazienki.

– Ja już nie jestem gówniarz żeby… -on nie zdołał dokończyć zdania.

– Dobrze dobrze nie jesteś, ale teraz grzecznie pójdziesz do wanny.

– Czy ją ostatnio powaliło- pomyślał Krzysztof wolno niby na katorgę zdążając w stronę łazienki Niespełna godzinę później ubrany w odświętny garnitur Krzysztof wraz ze swą matką stali przed drzwiami domu Rozenów.

-Dobry wieczór – powiedział Krzysztof.

- Dobry wieczór, odrzekła Helena z jakąś wymuszoną życzliwością w głosie, widać było, że, już dobrze sobie podpiła.- Cieszę się, że przyszliście.

–A czemu mieli byśmy ni przyjść, na takie zaproszenie Ho Ho !- Powiedziała jego matka już od wejścia wypatrując tego, który zjawił się przy nich już za chwilkę.

– Witam pani Małgosiu- powiedział Janusz szarmancko całując jego matkę w dłoń, podał rękę Krzysztofowi, po czym odszedł z jego matką zostawiając Krzysztofa z Heleną przy drzwiach.

– Jak twoja głowa?- spytał Krzysztof po dłuższej chwili milczenia.

– Thanks, już lepiej, choć zaprowadzę ciebie do gości. Gdy weszli do rzęsiście rozświetlonego salonu, Helena przeciskając się do barku przedstawiła swego brata kilku nieznanym jemu jeszcze osobą, a dotarłszy do zastawionego alkoholem kontuaru spytała.

- Co się napijesz?

– Nie znam się na tych trunkach, a co byś mi poleciła?

- Ja dziś piję to, - dziewczyna wzięła jakąś smukłą butelkę, nalała ćwierć szklanki, i podając jemu powiedziała na zdrowie.

– Co to jest?

-Nie bój się, ciebie nie otruję, to grecka Metaxa. -powiedziała poważnie stukając swą szklanką w jego.

Znów ktoś zadzwonił do drzwi i dziewczyna zginęła gdzieś w tłumie sobie gawędzących w małych grupkach gości. Krzysztof, choć nie był sam w tym pełnym ludzi pomieszczeniu, ale się tak czuł. Kilkakrotnie udając światowca podchodził z drinkiem do dyskutujących ze sobą i przytakując komuś, udawał, że zgadza się z jego zdaniem.

Najczęściej jednak wcale nie mając pojęcia, o co idzie w sporze lub kim jest ten ktoś, o kim rozprawiano nie jednokrotnie z wypiekami na twarzy.

Zmęczony wreszcie z nową porcją Metaxy, która nawet zaczęła mu smakować postanowił poszukać sobie jakiegoś zaciszniejszego kąta.

Ze szklanką słodkawej w smaku greckiej brandy wyszedł z salonu przechodząc najpierw do przedpokoju potem na schody.

Chciał uciec od tego całego zgiełku a poza tym nadal czuł się jakoś nie swojo w towarzystwie tych jakichś odmiennych od niego ludzi.

Te schody, poręcze, meble, obrazy wszystko to przywoływało jego bardzo osobiste wspomnienia. Krzysztof spędził tu sporą część swojego dzieciństwa, najpierw, jako pętający się pod nogami berbeć, towarzyszył swojej matce w owej wielkiej jasnej kuchni.

Jako kilku latek czasem w niedziele i wolne od szkoły dni, słuchał starych legend opowiadanych jemu przez dziadka w jego doktorskim gabinecie.

A później już po śmierci doktora, jako jeszcze starszy już młodzieniec, czasem pomagał swojej matce w jakichś cięższych pracach. Raz czy dwa razy też pomagał w przygotowywaniu jakichś rodzinnych uroczystości „Doktorowej”, na które ona zawsze zapraszała wielu swych kuzynów z zawsze rozwrzeszczanymi dziećmi.

Krzysztof nigdy przedtem nie bywał zapraszany na tego typu libacje, ale zawsze za pomoc dostawał kilka złotych kieszonkowego.

–Tak dopiero od momentu, kiedy przyszła wiadomość o przylocie Heleny zaczynam znowu odwiedzać tą zakazaną przez konwenanse część domu

Ten tajemniczy skostniały świat nieistniejącej już arystokracji, która nadal obnosi się ze swym nic nie wartym szlachectwem.

Ale, mimo że on tak bardzo czuł jakiś żal, a czasami nawet nienawiść do tego niby szklanego lukrowanego świata, z innej strony jakże bardzo czuł się jakiś z nim związany czy to może za sprawą spędzonego tu dzieciństwa i wczesnej młodości a może tym odczuciem powodowała chęć bycia podobnym do nich.

Niczym dziecięce niedosięgłe pragnienie posiadania zabawki widzianej przez szklaną tafle sklepowej witryny.

-Ostatnim razem byłem tutaj jakiś rok temu.- Krzysztof przypomniał sobie jak matka zawołała go do kuchni, aby zmienił uszczelkę w kranie.

A teraz znów miał okazje podziwiać stare podrzeźbiane meble z wiśniowego drewna, które swą czerwienią ładnie komponowały się z oliwkowym kolorem ścian.

Stare obrazy w pozłacanych grubych ramach dodawały tym pomieszczeniom majestatu, w większości były to ładne olejne pejzaże, które w dzieciństwie Krzysztof próbował kopiować ku zgrozie swej matki zarysowując kredkami cały swój z trudem wystany w sklepie papierniczym przez jego rodzicielkę szkolny blok rysunkowy.

W tej aferze jedynym, kto stanął po jego stronie był oczywiście dziadek Rozen, który nie tylko pochwalił talent małego Krzysia, ale na drugi dzień przyniósł jemu w prezencie aż trzy bloki rysunkowe.

Był to czas, kiedy Krzysztof marzył jeszcze o karierze artystycznej.

-To był dobry człowiek-on przypomniał sobie jak dziadek zaraził go pasją zbierania znaczków pocztowych podarowując jemu na urodziny swój klaser do połowy wypełniony rozpoczętą już kolekcją znaczków i podobnie oprawiony album do zdjęć, na którego pierwszej kartonowej stronie umieścił zdjęcie siebie z chłopcem, kiedy Krzyś był jeszcze mały.

Jak Krzysztof teraz o tym myślał to chyba wówczas doktor Rozen musiał już wiedzieć o swej nieuleczalnej chorobie i też dla tego podarował jemu swój zbiór, z którego był przecież zawsze taki dumny.

Krzysztof nie był jednak tak konsekwentny jak starszy pan, a przez lata jego pasja już nieco przygasła, gdyż teraz jeszcze tylko od czasu do czasu zagląda do klasera szczególnie, kiedy dostanie jakieś znaczki od listonosza pana Edmunda.

Idąc po schodach na wyższe piętro zatrzymał się przed jakimś obrazem i teraz znów jak kiedyś Krzysztof wpatrywał się w jakiś stary portret przodka państwa Rozenów a poniekąd także, choć po mieczu i z nieślubnego związku w jakimś przecież stopniu i jego przodka.

Kiedyś dziadek Krzysztofa opowiadał, że ten mężczyzna w staro dawnym stroju pochodził z Francji. W rogu portretu był namalowany herb otoczony jakimiś kolorowymi taśmami a na białym tle widniały trzy czerwone pięciopłatkowe kwiatki.

.Nudząc się oglądał stare sprzęty i wspominał czasy, gdy przesiadywał tu, jako dziecko w towarzystwie swego dziadka, który czasem był dla niego nie tylko jak dziadek, ale jak jemu się wydawało zastępował też jemu i ojca.

Na jednej ze ścian wisiał za szkłem stary doku męt, Krzysztof pamiętał go z przeszłości, na jego środku widniało to samo godło, co na portrecie przodka.

Pod herbem na kształt rozłożystego drzewa powypisywane były imiona i nazwiska, a ostatnie z nich opisywały daty z przed przeszło stu lat

-Usłyszał głos swej matki, która gdzieś wołała go po imieniu, lecz tak bardzo nie chciał iść do gości, że zignorował te nawoływania i nadal wpatrywał się w genealogiczne drzewo, gdzie nad herbem z trzema czerwonymi kwiatkami znajdowało się niby zwieńczenie z pawim czubem, które podtrzymywały dwa wspinające się na tylnych łapach nogach rude lisy.

Pod herbem były dwa złote napisy zapisane gotyckim pismem, wyżej Poraj a poniżej Rozen.

Wśród wielu pomniejszych herbików, dat urodzin, małżeństwa i śmierci, najstarsze opisywały kogoś z przed siedmiuset lat, a dwa najnowsze dotyczyły jakiegoś Karola Rozen urodzonego 13 lutego 1891 a zmarłego 12 maja 1965 roku i jego żony Joanny Wiśniewskiej urodzonej 23lipca 1893 roku i zmarłej też tego samego, co jej mąż dnia 12 piątego 65.

-Kim oni byli-pomyślał Krzysztof

-Umarli w tym samym dniu- zauważył. Ale czy już ktoś mi o tym nie opowiadał?

Krzysztof znów pomyślał o dziwnym przeświadczeniu, że już kiedyś to wszystko przeżył.

– O tu jesteś –usłyszał za plecami głos Heleny, -która potykając się i obijając o meble szła w tym panującym tutaj półmroku ze szklanką w dłoni

–, Co sprawdzasz skąd się wywodzisz

–Nie tylko tak sobie czytam, oni umarli jednego dnia, co się z nimi stało?

– Pokaż, aaa dziadkowie, spadli ze skały w Szwajcarii

– Wypadek?

–Nie całkiem?- powiedziała jakoś tajemniczo, usiłując przy tym być jakoś zabawną?

- Ale, po co wspominać, trzeba się bawić-dziewczyna uśmiechnęła się jakby przez łzy i chwyciła Krzysztofa w swe ramiona okręcając nim dookoła.

- Ty jesteś pijana – So wat aj dont giwa shit- dziewczyna powiedziała szybko po angielsku, odpychając go od siebie,

–Co to ma wszystko za znaczenie, ty jesteś mister Ed, my wszyscy to gadające konie, ja ty oni, to wszystko shit rozumiesz.

A gówno tam rozumiesz to wszystko jest gówno

- Jesteś pijana może cię odprowadzę.

-Nie nigdzie mnie nie odprowadzisz, rozumiesz nigdzie!

- Dziewczyna z całym impetem wgniotła się w duży skórzany fotel i zaczęła płakać

- Krzysztof nie znał jej taką, teraz wydała się jemu taka mała, biedna, bezradna i potrzebująca pomocy, że podszedł do niej i głaszcząc ją po włosach przytulił do siebie.

- William nie żyje, ta ruska bitch go zabiła, ja wiem, że to ona.

-Ale ja nie wiem, o czym ty mówisz?.

- Tak tak ja wiem, widzisz te herby lwy i lilie a oni tak tysiące lat biją się, biją i tak biją, one war, dwa war, sto lat war ci sami zabijają się, i każą nam się zabijać, a to wszystko rodzina rozumiesz!

– Dziewczyna spojrzała na niego mętnym wzrokiem i machając bezwładnie ręką dodała,

- A przecież ty nic nie rozumiesz.

On rzeczywiście nie rozumiał nic z tego, co ona przed chwilą powiedziała, ale w jakiś sposób odnalazł w Helenie jakieś odczucia zwykłe odczucia zwykłych ludzi, ona przestawała już być dobrze urodzoną panienką z dobrego domu, była żywa i zwyczajna

– No przecież nie mogę wskrzesić nieżywego.

- Przecież, że nie, tylko Jezus mógł wskrzeszać umarłych- powiedział Krzysztof chcąc jakoś pocieszyć dziewczynę.

-E tam Jezus zawsze Jezus, wy przecież nie wiecie kim był ten wasz Jezus- pomyślała chwilkę dodając.- A może mogę?!

- Może on robił to tak samo.

- Kto spytał Krzysztof, próbując podnieść Helenę z fotela.

- Jak to, kto, Jezus?!

–Co ty pieprzysz, on zirytował się nieco. Z powodu swego wychowania nie tolerował jak ktoś wypowiadał po pijaku jakieś brednie na temat Jezusa.

-Tak ty przecież?, Ty swym pragnieniem, aby ją ocalić uratowałeś tą slat?.

-Krzysztof doznał jakiegoś odczucia, że to, co ona teraz mówi może się tyczyć tych wszystkich dziwnych zdarzeń, jakie wydarzyły się ostatnio w jego życiu.

- Chwycił, więc dziewczynę za ramiona i potrząsając nią spytał z naciskiem

-O, czym ty mówisz?.- Mówię ja a o czym, no o tej anielskiej kur…ie, jak jej tam było, Angel.

- Skąd ty wiesz o Anieli?, Skąd o niej wiesz?.

-Krzysztof trząsł Heleną, ale ona tylko powiedziała

- Już jest za późno! Bo on już nie żyje, a ona była tylko nie przytomna, a William już nie żyje i nie mogę tego zrobić, Oni by mi tym razem nie wybaczyli, bo mi zabronili.

Czy ty myślisz, że on to robił inaczej, zaśmiała się, aby za chwilę znów spoważnieć, ale Jezus to jest jeszcze królem ziemi i on mógł a mi nie pozwalają?

– Ty chyba jesteś diabłem?

- Całkiem poważnie powiedział Krzysztof patrząc na Heleny reakcje.

–Ha ha ha wuuu- powiedziała śmiejąc się i po chwili dodała.- Jak ty jeszcze mało wiesz,: „Zielony jak trawa na wiosnę”, tak powiedział William, a może to ja tak powiedziałam eee, nie ważne?

–Dodając po chwili już innym tonem.– Krzyś zaprowadź mnie spać Krzysiu, Helena wyciągnęła do niego dłonie jak ktoś ratujący się z topieli.

Krzysztof podniósł już prawię bezwładna Helenę, zaprowadził do jej pokoju, zdjął jej buty i gdy położył ją do łóżka przykrył kocem.

– Muszę zadzwonić do Anieli!- postanowił, przechodząc na korytarz gdzie było więcej światła.

W swoim telefonie odnalazł numer z, pod którego Aniela dzwoniła do niego kilka dni temu i nacisnął guzik.

Długo nie było odpowiedzi aż nagle

– Tak słucham, kto mówi- usłyszał zagłuszany jakimś gwarem głos Anieli.

-Tutaj Krzysztof- on prawie krzyknął.

- Jaki Krzysztof?- spytała dziewczyna po drugiej stronie słuchawki.- Taksówkarz.

- A cześć Krzyś, nie poznałam ciebie w pierwszej chwili taki tu hałas.

- Co tam się dzieje? Przyjechał autokar turystów z Danii, czemu dzwonisz?-

Tak tylko chciałem dowiedzieć się jak się masz.

- Dobrze, dziękuje za pamięć, ale muszę już iść wołają mnie przepraszam.

- Nie to ja przepraszam, że tobie przeszkadzam, może zadzwonię, kiedy indziej

–Tak dziękuję. Kiedy się rozłączyli Krzysztof ucieszył się, że z Anielą wszystko w porządku, i pomyślał, że może to, co mówiła Helena to był tylko jakiś pijacki bełkot?

Z piętra niżej dało się słyszeć wybuchające falami odgłosy muzyki z lat osiemdziesiątych śmiechu i zabawy.

Zszedł, więc do gości a po około godzinie wraz ze swą matka i nie odłącznym panem Januszem poszli do ich mieszkania.

Krzysztof pożegnał się ze szczebioczącymi ze sobą w kuchni Januszem i Małgosią, i po wieczornej toalecie poszedł do swego pokoju.

Zasnął chyba szybko.


28
OPOZYCJA

Natomiast Aniela w nadmorskiej restauracji miała jeszcze dużo pracy, jedyne, co było teraz podobne do jej tak niedawnego życia to tylko to, że nadal pracowała w gwarze pijackich rozmów i w obłokach papierosowego dymu.
Tym razem jednak jakby po drugiej stronie barykady, umiała dobitnie odpowiedzieć na zaczepki podpitych klientów i to teraz wykorzystywała.

W momentach takiego nawału gości jak teraz Anna jej nowa pracodawczyni obsługiwała również. Anna poczuła lekkie pulsowanie przenoszące się na jej dłoń z zegarka, który miała tam założony.

–Nareszcie są – powiedziała sama do siebie, - wołając do siebie Anielę

– Anielka, Anielka zastąp mnie na chwilę.

– Już, już idę.
Anna wyszła na zaplecze, aby powrócić stamtąd za chwilkę z jakimś dyskiem w dłoni.

- Do ich restauracyjki wszedł jakiś młody dobrze ubrany mężczyzna. Anna patrząc na swój zegarek tak jakby sprawdzając, która jest godzina podeszła do mężczyzny.

-Co jest z wami mieliście być po południu?

-No właśnie, jest problem, czy możemy gdzieś usiąść?

-Tutaj zobacz, jaki tu młyn!, Najlepiej chodźmy na zaplecze. Kiedy Anna z nim przeszła do małego pokoiku z tyłu restauracji, Anna spytała.

-Co się dzieje?

-Nie wiem, ale chyba Za nami jeżdżą.

-Skąd wiecie?

-No na pewno za nami jechali już chyba od Poznania. Mieliśmy małą kraksę zmiennika musiałem zostawić w szpitalu, i wynająłem inny samochód.

-To dobrze zrobiłeś?- Zastanowiła się Anna- Weź ten dysk nawet jak go przejmą nie będą umieli tego, co tam jest odczytać. I dam tobie nowy identyfikator, chyba, że masz implant.

–Nie jeszcze nie mam.

-To dobra, daj stary identyfikator.

-Mężczyzna wyjął z portfela coś wyglądającego jak niewinna wizytówka jakiegoś samochodowego zakładu w Niemczech.

-O to takie teraz robią?- Anna podając jemu widokówkę z Helu dodała- A nasze są takie. Ta moja kartka służy, w zasadzie, aby bezbłędnie trafić do punktu mocy którym się opiekuję, ale są tu też i inne opcje.

-Co takie duże? Wole mój!

-Czy nie rozumiesz że, może oni już mogli namierzyć tę częstotliwość? Daj jeszcze czytnik.-Mężczyzna zdjął z ręki zegarek, Anna położyła go obok siebie, wzięła popielniczkę, w której zapaliła plastikową kartę którą dał jej mężczyzna.
- Fuj jak to śmierdzi- powiedziała Anna patrząc jak na tarczy wyglądającego na zwykły zegarek zanika mały pulsujący punkcik. Później wzięła widokówkę coś ponaciskała w zegarku, i powiedziała- już uaktywniłam. Ten w widokówce sam się włączy jak oddalisz się jakiś kilometr od tego miejsca, a w centrali zmienią tobie to na coś mniejszego. Ale on działa tak samo tu też są uwzględnione, większe centra „Agencji” i nasi będą wiedzieć że jesteś naszym kurierem.

-Tak wiem bezpieczeństwo, ale gdzie ja to włożę- powiedział mężczyzna chcąc zgiąć widokówkę w pół.

-Nie nie zginaj jej gdzieś na środku jest nadajnik!, Najlepiej później napisz tylko jakiś swój adres i będzie wyglądało jakbyś dostał kartkę od dziewczyny z nad morza! A jak dojedziesz niech ciebie i tego kolegę najlepiej zmienią z kimś z innego regionu.

- Tyle to ja wiem, no to jadę.- mężczyzna schował dysk do wewnętrznej kieszeni marynarki, a pokazując na trzymaną w dłoni widokówkę dodał.

- Jaki tu wpisać adres pomyślę w samochodzie.

- No to powodzenia, najlepiej wyjdź tyłem powiedziała kobieta i idąc przed nim wskazała jemu drogę.

Kiedy wróciła na salę, Aniela ledwie dawała sobie radę podając już chyba ostatnią kolejkę piwa przed wyjazdem autokaru z zagranicznymi gośćmi?

Gwar i harmider zagłuszył bijatykę, która w tym czasie odbywała się za zapleczem restauracji, gdzie dwóch oprychów okładało młodego mężczyznę.

To był ten sam człowiek, który niespełna chwilę temu był z wizytą u Anny.

W restauracji w końcu ostatni goście wyszli, a idąca za nimi Aniela zamknąwszy za nimi drzwi całym swym ciężarem ciężko osiadła w najbliżej wyjścia stojące krzesło.

-Co za noc nigdy nie wiedziałam, że praca kelnerki jest taka wyczerpująca, może powinnam znaleźć sobie prace, jako przedszkolanka. A przecież nie skończyłam studiów, a poza tym nie rozumiem skąd biorą mi się takie głupie pomysły, przecież ja nigdy nie przepadałam za rozwrzeszczanymi bachorami, może to jest jakiś uraz z domu dziecka?- Pomyślała Aniela.

-Zmęczona- z jakąś nutą żalu w głosie Anna zadała jej to retoryczne pytanie.

-Ale mamy dobry utarg, zapłacę tobie podwójnie- powiedziała już weselej Anna.
-Dziękuje tobie, -odparła Aniela w duchu wspominając ile to w przeszłości potrafiła zarobić przez jedną noc.

Ale przecież ja z tym sączyłam ta nagła refleksja niby wyrzut sumienia uświadomiła Anieli, że tamto jej życie już przeżyła a teraz jest ono nowe i ona jest już nowa. Chciała i musiała wobec siebie samej być kimś innym i prowadzić takie życie jak większość innych ludzi.

-Dziękuję tobie za wszystko- powiedziała już szczerze Aniela. Jedyne, co jeszcze pozostało to tylko, albo jak by to powiedziała ta nieistniejąca już Aniela, to jeszcze posprzątać. Kiedy wynosiła ostatnie worki śmieci do pojemników za restauracją budził się już kolejny nad morski dzień.

-Boże jak pięknie- powiedziała do siebie Aniela patrząc na kładące się czerwienią smużki porozwiewanych porannym wiaterkiem chmurek. Rześkie poranne powietrze jedynie zagłuszane krzykiem obudzonych już mew i ten szum, szum rozbijających się o brzeg fal, ona na moment zamknęła oczy wyobrażając sobie, że tak właśnie musi wyglądać raj.

-Tu jeszcze jest jeden worek Anna postawiła przed wejściem jeszcze jeden plastikowy wór ze śmieciami.

-Już już wyrwana z romantyzmu, do prozy życia Aniela chwyciła śmieciowy worek niosąc go do miejsca jego przeznaczenia w metalowym pojemniku.

-A, co to- dziewczyna zobaczyła leżącą na asfalcie widokówkę podniosła ją. Otarła dłonią zalegającą na widoczku poranną rosę, artystycznie przedstawiony charakter i klimat tego miejsca, ukazywał mistrzowski kunszt fotografika, który potrafił uchwycić ów niemal nie możliwy do zatrzymania w kadrze moment.

Aniela odwróciła kartkę na rewersie napisane było jedynie „ Pozdrowienia z nad morza „ i w cudzysłowu duże A, nie było tu adresów ani czegokolwiek, co mogłoby zdradzać, od kogo i do kogo miałaby ona być przesłana. „A” to może znaczyć Aniela ucieszyła się dziewczyna myśląc, aby przesłać owa widokówkę Krzysztofowi.

- Tak! Przecież i tak nie mam czasu, aby chodzić gdzieś po sklepach, wyśle jemu tą widokówkę tylko jak obiecałam wpisze mój nowy adres.- pomyślała Aniela wkładając widoczek do kieszeni swego firmowego fartucha.

- No, co Aniela idziesz czy nie- ona usłyszała głos swej nowej szefowej Anny.

-Już już idę służalczo odparła dziewczyna.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tadeo dnia Wto 18:57, 21 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 1:47, 16 Sty 2014    Temat postu:

29
WTOREK NAD MORZEM


Tak czy inaczej Krzysztof rano czuł się dość wypoczęty a nawet nie wspominał już dziwnej, wieczornej rozmowy z Heleną. Jedyne, co zamierzał na pewno zrobić tego dnia, to czuł potrzebę porozmawiania z kimś o tych wszystkich dziwnych zdarzeniach.

W grę oczywiście wchodziła tylko Renata, o, której istnieniu mógł właściwie jedynie domniemywać i ksiądz Stefan.

A może jak wydawało się Krzysztofowi on byłby właściwszą dla tego typu rozmowy osobą.

Kiedy on zmierzał zamiast na postój, to w stronę już z oddali majaczącej na bezchmurnym niebie iglicy ich renesansowego kościółka?

Aniela właśnie zmierzała brzegiem Bałtyku w stronę restauracji, w, której pracowała już od wczoraj.

Ona nie chciała, aby Anna ją podwoziła tym bardziej, że wcale nie było to tak daleko, a bosa przechadzka na krawędzi plaży i bezkresu morza, wprawiała Anielę w jakiś błogi, relaksujący nastrój.

-Życie jednak może być piękne- powiedziała do siebie Aniela stopami rozbryzgując grzbiety okrążających ją falek. Jakieś kilkadziesiąt metrów przed nią zauważyła jakieś poruszenie, luźny szpaler gapiów okalał kilku sanitariuszy, którzy kładli na nosze jakiegoś topielca.

-Mówię pani, że musiał być pijany.

-O, jaka szkoda był jeszcze taki młody. Dwie stojące bliżej Anieli kobiety wyrażały swe opinię na temat utopionego nieszczęśnika.

Lecz Aniela nie wiedziała, a nawet na pewno by nie poznała, że był to ten sam mężczyzna, który na krótko przed zamknięciem restauracji ubiegłej nocy odwiedził Annę.

- Co za głupota zginąć w tak pięknym miejscu- powiedziała do siebie Aniela schodząc z plaży na drogę gdzie po drugiej jej stronie dostrzegła skrzynkę pocztową.

Kiedy doszła do skrzynki jeszcze raz spojrzała na dopisany do już istniejącego tekstu aktualny swój adres, a w miejscu gdzie znajdował się podpis tajemniczego ”A” dopisała tylko niela.

-Co za szczęście, że wczoraj znalazłam tę widokówkę, to przynajmniej teraz nie muszę szukać sklepu gdzie ją mogłabym kupić ponownie- pomyślała Aniela. Cieszyła się, że przynajmniej tym gestem pamięci mogła odwdzięczyć się młodemu miłemu taksówkarzowi z jej rodzinnego miasta, który tak bez interesownie woził ją za darmo przez pół dnia.

Ani nie chciała opowiadać o znalezionej widokówce, a tym bardziej o tym, do kogo i z jakiego powodu ją wysłała.

Dla niej miała, przynajmniej w mniemaniu Anieli pozostawać zwykłą prowincjonalną, zagubioną dziewczyną, która według opowiedzianej Ani przez Anielę wersji pracowała gdzieś, jako przedszkolanka.

Ona nie wiedziała jeszcze, że taki pomysł przyszedł jej do głowy po tej rozmowie z Krzysztofem, o której przebiegu jeszcze jej świadomość nie miała pojęcia.

Tak jak już i jeszcze nie znała przebiegu ich spotkania w motelu, ani udaremnionej siłami z zewnątrz samobójczej próby dziewczyny.

Tamto wszystko było jakby wymazane z jej życia, pozostawało jednak to dziwne skrywane gdzieś głęboko odczucie, że to mogło wydarzyć się naprawdę.

Do restauracji było już zaledwie kilka kroków, Ania była już na miejscu jak i pierwsi goście.

Zakładając fartuch z firmowym napisem Aniela jedynie westchnęła widząc na zewnątrz grupę półnagich małolatów biegnących w stronę plaży.


30
KSIĄDZ STEFAN


Krzysztof próbował zajechać na parking przed kościołem, ale był on w poważny sposób okrojony, a na samym jego środku stała jakaś ogromna metalowa wiata czy hangar.

Pozostałe parkingowe miejsca były zajęte przez, różnego rodzaju budowlane pojazdy, i samochody obsługujących te pojazdy ludzi. Gwar i panujące dookoła zamieszanie świadczyło, że tutaj jest jakiś plac budowy.

-Co to zakłady się rozbudowują?- pomyślał Krzysztof o zawsze spornym parkingowym miejscu, z, którego korzystali zarówno wierni idący do kościoła jak i pracownicy zakładów.

Miejsce do zaparkowania swej taksówki znalazł dopiero na przeciwległej ulicy, i z reklamówką w dłoni znów, ale tym razem pieszo skierował się w stronę kościoła.

Wchodząc do środka od razu wypatrzył księdza Stefana stojącego blisko teraz szczelnie przykrytego przezroczystą folią ołtarza.

–Co tu się dzieje-spytał zaszokowany tym widokiem Krzysztof.

-I na wieki wieków tobie Krzysiu też- dociął Krzysztofowi proboszcz.

-O przepraszam Niech będzie pochwalony.

-Jezus Chrystus- dokończył za Krzysztofa ksiądz.

-Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus.

-Na wieki wieków amen, tym razem lepiej Krzysiu.

-Nie, bo jak to wszystko zobaczyłem to pomyślałem, pożar czy co?

-Ależ uchowaj boże-ksiądz złożył dłonie jak do modlitwy. Ale swoją drogą widać, że dawno u nas nie byłeś, skoro nie wiesz, co się dzieje w twojej parafii.

-Wie proboszcz jak jest.

-Wiem wiem, ale to, co z tego, że wiem, to wy parafianie powinniście wiedzieć, że kościół bez wiernych to jak teatr bez widowni.

-Albo bar bez klientów – zaśmiał się Krzysztof, aby za chwilę spoważnieć i spuszczając głowę dodać –przepraszam.

-Oj Krzyś Krzyś, ale skoro już przyszedłeś w dzień powszedni to znaczy, że masz do mnie jakiś interes- domyślił się ksiądz, i zwracając się teraz do mężczyzn, którzy zdejmowali z cokołu gipsową figurę patrona tego kościółka Świętego Franciszka z Asyżu zaakcentował- Panie Tadziu proszę trochę ostrożniej i zaraz zanieście do polowej kaplicy, tylko broń boże nigdzie nie obijcie.

-A, co to za przeprowadzka?

-Właśnie tydzień temu przyszła decyzja, na czas odkrywania posadzki przeprowadzamy się do polowej kaplicy.

-Posadzki?- zdziwił się Krzysztof.

-To ty nawet o tym nie wiesz?, Oj to nie ładnie.

-Ale, o czym?

-O tym, że UNESCO zabezpiecza Rzymską mozaikę z pierwszego wieku przed Jezusem.

-A to to coś tam słyszałem, ale nie myślałem, że to już teraz.

-Tak teraz, mieliśmy trochę kłopotów z zakładami „Mieszko”, bo to nie chcieli, aby udostępnić mam miejsce na naszym wspólnym parkingu, ale wszystko jakoś już się ułożyło.

-Ale do rzeczy, co ciebie sprowadza?

-No widzi ksiądz proboszcz, ale nie wiem jak zacząć?

-Od początku najlepiej od początku mój chłopcze.

-A czy możemy usiąść, bo to, co mam do powiedzenia, może być trochę przydługie.

-Może tu ksiądz wskazał miejsce w jeszcze nieprzeniesionych rzędach kościelnych ławek.

-Chciałem porozmawiać o Helenie wie ksiądz mojej siostrze.

-Wiem poznałem a jakże poznałem, bardzo sympatyczna młoda osóbka, a jaka mądra. Ale chyba nic złego się jej nie stało zatrwożył się ksiądz?

-Nie chyba nie?- Krzysztof myślał jak ubrać w słowa to, co chciał opowiedzieć księdzu. Omijając, więc co bardziej erotyczniejsze swe senne wizje, opowiedział księdzu praktycznie wszystko, co się zdarzyło, lub sądził, że się zdarzyło od czasu, kiedy dowiedział się o przylocie swej siostry.

Jak również wspomniał o swych dziwnych przypuszczeniach na temat Heleny, willi czy w końcu swych odczuć, co do przeżywanych kilkukrotnie na przestrzeni krótkiego czasu zdarzeń?

Ksiądz jednak po usłyszeniu wynurzeń Krzysztofa nie wyglądał na bardzo zaskoczonego, czy choćby zdziwionego.

A jedyne, co poradził Krzysztofowi to było tylko to, aby ten zaufał swej siostrze i żeby zbytnio nie obnosił się ze swymi domysłami, bo ludzie mogliby to opacznie zrozumieć ze szkodą dla wszystkich.

Według księdza Helena nie była też diabłem, tak jak to przyszło do głowy Krzysztofowi, ale jak powiedział ksiądz mogła ona być raczej kimś wręcz przeciwnym.

W takiej sytuacji, choć opinia księdza Stefana nieco uspokoiła Krzysztofa, chciał on jednak zasięgnąć i drugiej opinii, gdyby na przykład Helena podobnie oczarowała księdza jak to udało się jej zrobić z Krzysztofa matką.

Tak, że, mimo iż obiecał księdzu, że nikomu z postronnych nie powie więcej o swych przypuszczeniach, jednak pomyślał o Renacie.

Gdyż tłumacząc samemu przed sobą chęć nie dotrzymania tej obietnicy, uważał, że kto, jak kto ale Renata była tak samo związana z tą sprawą jak on sam.

Jedynym problemem było to, że jakkolwiek domyślał się jak ona powinna wyglądać, jednak nie miał na przykład jej adresu, ani jeśli ona rzeczywiście istniała nie mógł przypomnieć sobie gdzie też mogłaby pracować.

Krzysztof pomyślał, że skoro jak się jemu wydawało Renata była od niedawna zamężna, a jej teściowa bardzo religijna, to może ksiądz mógłby ją znać lub pamiętać ze ślubnej ceremonii.

-Księże proboszczu miałbym jeszcze jedną sprawę- Krzysztof zaczął bardzo oficjalnie.

-Tak słucham?

-Jakiś czas temu pewna dziewczyna, o imieniu Renata, jeśli dobrze pamiętam zostawiła w mojej taksówce książkę.

-Książkę? A czy to ma coś wspólnego z Heleną?

-Książka, a nie skądże znowu, chciałem jej ją po prostu oddać i nie pamiętam to jest nie mam jej adresu.

-Tak?- Powiedział przeciągle ksiądz nie wiedząc, o co Krzysztofowi chodzi.

-No nie jestem pewien, ale myślę, że jest ona od niedawna zamężna. Ksiądz proboszcz zna tylu ludzi, to, może, bo jej teściowa jak się nie mylę jest bardzo religijna.

-Czy ty wiesz chłopcze ilu ludzi tutaj przychodzi! Tylko ciebie nie widuję ksiądz pogroził jemu palcem.-A gdzie masz tę książkę.

-Tu w siatce, ale ona nie jest chyba aż tak bardzo religijna, a nawet chyba całkiem nie jest religijna.

-To nic to nic nie bój się nie spalę jej na ołtarzu, o widzisz – ksiądz wskazał na zabezpieczoną folią część kościoła, i śmiejąc się dodał – nawet nie mam jak.

-Mówisz że teściowa jest religijna? Ale chyba synowa trochę mniej- powiedział ksiądz przeglądając książkę.-A od kiedy ta twoja, jak jej tam było?

-Renata.

-To, od kiedy ta twoja Renata miałaby być zamężna?

-Nie jestem całkiem pewien, ale coś tak jakoś kilka miesięcy temu.

-A na pewno miała ślub kościelny?

-Tego prawdę mówiąc nie wiem, ale, skoro ma bardzo religijną teściową?

-Jeśli należy do naszej parafii i tu miała ślub to mogę spróbować poszukać. A to mi na razie zostaw- ksiądz podniósł do góry książkę.

-Poco ona księdzu?

-Nic się nie bój, może chciałem ją sobie przejrzeć.

-Nie no oczywiście.

-I przyjedź powiedzmy za godzinę.

-Dobrze -zgodził się Krzysztof i odchodząc pomyślał o tym, że zawsze jemu się wydawało, że księża nie mogą czytać czegoś, co nie jest w zgodzie z religią.

-Jednak ksiądz Stefan wcale nie zamierzał ani, czytać tej książki ani, tym bardziej szukać Renaty w swych rejestrach zaślubin.

-Księże Andrzeju czy może ksiądz mnie zastąpić na chwilkę – spytał swojego młodego podwładnego, choć i tak było to bardziej polecenie niż prośba

Kiedy ksiądz Stefan wydał jeszcze kilka zarządzeń dla przenoszących kościelne sprzęty do baraku przy parkingu ludzi, udał się na zakrystie.

Nie pobył jednak tutaj zbyt długo, i chwilę później wychodząc tylnym wyjściem udał się prosto do swego mieszkania.

Tutaj nalał sobie kieliszek swego ulubionego Porto i włączył komputer. Popijając trunek położył książkę Renaty na stole i jedynie z wyjętą z niej zakładką, na, której widniała nazwa i adres księgarni wysyłkowej zasiadł przed swym komputerem.

Ksiądz wprawnie przerzucał jedną stronę za drugą, witrynę za witryną aż wreszcie zatrzymując się myszą na jakiejś rubryce i nacisnął przycisk.

Teraz jego oczom ujawniła się strona z danymi personalnymi pewnej młodej dziewczyny.

Było tu w zasadzie wszystko, co owa dziewczyna mogła o sobie wiedzieć, i nieco opinii i jej dotyczących danych, o których istnieniu prawdopodobnie nawet ona sama nie miała pojęcia.

Było tutaj również kilka zdjęć z różnych okresów jej życia, informacje o ukończonych szkołach i wyciągi stopni, jakie ona uzyskała na swych świadectwach.

Były tu również zestawienia wypożyczonych w bibliotekach i kupowanych inaczej niż gotówką lub zamawianych w księgarniach wysyłkowych książek, z krótką charakterystyką każdej z nich.

Oczywiście ta książka, która teraz leżała na księdza stole była tu wyszczególniona również.
-Po, co tobie Krzysiu ta szara mysz- powiedział sam do siebie ksiądz przepisując na kartkę papieru kilka danych dziewczyny z imionami teściów, męża, adresem jej pracy, jako kelnerka w restauracji ” Śródmiejska ” oraz aktualny adres zamieszkania.

Gdy po około godzinie Krzysztof znów zawitał w kościele ksiądz powiedział jemu, że, gdy znalazł w rejestrze ślubów wpis, to przypomniało się jemu, że pięć miesięcy temu pewna Renata rzeczywiście brała tutaj ślub z młodzieńcem o imieniu Piotr.

Powiedział, że również pamięta ją samą, jak i jej rzeczywiście bardzo bogobojną teściową.

Oddając Krzysztofowi książkę, dał jemu również karteczkę, na, której wpisał dane dziewczyny.

-Dziękuję księdzu, ksiądz mi bardzo pomógł- powiedział Krzysztof całując księdza w rękę.

-Z bogiem mój synu z bogiem, tylko odwiedzaj nas czasem.

-Będę na pewno przyjdę- powiedział Krzysztof, ale ksiądz był już zajęty asystowaniem, przy rozbieraniu kościelnych ławek.

-Ulica dworcowa tak, coś jakbym pamiętał-pomyślał on czytając adres z otrzymanej od księdza kartki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tadeo dnia Wto 18:58, 21 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 1:48, 16 Sty 2014    Temat postu:

31
RENATA

Rzeczywiście to chyba gdzieś tutaj ją odwiozłem, pomału do świadomości Krzysztofa powracało coraz więcej szczegółów dotyczących spotkania z dziewczyną.

Spotkania, które w jakiś sposób zaistniało około dwa tygodnie temu, a z innej strony wcale nie miało miejsca.

Kiedy Krzysztof znów z tą samą reklamówką, z którą był u księdza zmierzał pieszo w stronę bloku, w, którym mieszkała Renata.

W mieszkaniu gdzie ona zamieszkiwała, razem z teściami i mężem, znów jej teściowa głosem pełnym pretensji zawołała.

-Renata! No zobacz jak poskładałaś te koszule?

-Ale przecież to jest piżama?

-No to, co że piżama, to już piżamy nie można ładnie poskładać?

-Ale, po co przecież dziś ją Piotrek zakłada do spania?

-Porządna gospodyni ma zawsze wszystko ładnie poukładane, posprzątane i umyte.

-Dobrze już dobrze zaraz to poskładam.

-Ja nie wiem, czemu ciebie matka nie nauczyła porządku?, Bo jak ja byłam w twoim wieku…

-Tak tak wiem, już to słyszałam.

-Ty nawet nie masz szacunku do starszych, Piotrek Piotrek

-No, co też mama znowu chcę?
-Ty wiesz jak twoja żona się do mnie odzywa?

-Mecz oglądam, Renata przeproś mamę!

-Przepraszam przepraszam- powtórzyła pokornie Renata dodając ciszej-tylko nie wiem, za co ciebie mam przepraszać ty stara krowo.

-Co tam mruczysz pod nosem?

-Nie nic mamo, nucę sobie melodie.

-Tak tylko wam melodie, albo piosenki w głowie.

-Byś lepiej się pomodliła, zamiast… -kobieta nie dokończyła, bo właśnie w tej chwili zadzwonił dzwonek do drzwi-A któż to może być powiedziała teściowa kierując się w stronę drzwi.

Składająca pranie Renata, kiedy tamta ledwo, co wyszła z pokoju pokazała w jej stronę język.

-Dzień dobry, czy mogę mówić z Renatą.

-A, o co chodzi?

-Czy pani ma na imię Renata?

-No nie, ale jestem jej teściową.

-Ale ja nie przyszedłem do teściowej pani Renaty, ale do niej samej.

-A, kim pan jest.

-A to nie pani sprawa.
-Co za gbur-powiedziała kobieta odchodząc od drzwi-Renata ktoś tu przyszedł do ciebie- powiedziała kobieta prowadząc przed sobą młodą, małą, wyglądającą na wystraszoną kobietę.

-Czy pani ma na imię Renata- Krzysztof jeszcze raz spytał, ale, teraz tej młodszej.

-Tak ja mam na imię Renata, a o co panu chodzi- powiedziała ona dużo milej niż ta stojąca zaraz za nią.

-Chciałem z panią o czymś porozmawiać.

-Ale czy my się znamy?

-Właśnie, skąd pan ją zna?

-To dość długa i dziwna historia.
No to może, nie wiem, czy ten pan może do nas mamo wejść?- spytała ta jednocześnie miła i pokorna dziewczyna.

-Nie wolałbym porozmawiać na osobności.

-No to ja już nie wiem?- powiedziała ona i rozłożyła bezradnie ręce

-Może tu przed blokiem widziałem taki skwerek i ławkę, jest ładna pogoda, więc może tam jakby pani była taka miła.

-No nie wiem, no to dobrze, tylko wezmę torebkę- powiedziała nadal nie zdecydowanie Renata. Kiedy wyszli na zewnątrz, on uśmiechnął się jedynie, widząc w oknie na drugim piętrze dwa ukrywające się za firanką cienie. Krzysztof zapraszającym gestem wskazał dziewczynie miejsce na ławce, chwilę się zastanawiając.

-Jak by tu najlepiej zacząć, może od tego- powiedział Krzysztof wyciągając z reklamówki książkę Renaty.

-O jej moja książka- ucieszyła się dziewczyna-, ale skąd pan, jak?

-No właśnie jakieś półtora tygodnia temu jechała pani z mężem moją taksówką, bo ja jestem taksówkarzem, o właśnie przepraszam, ale przez to wszystko- Krzysztof wskazał na okno i nadal podglądających ich ciekawskich z drugiego piętra.

Tak chyba zapomniałem się przedstawić, nazywam się Pieruński Krzysztof Pieruński- powtórzył podając dłoń jak do przywitania-, kiedy dziewczyna zachichotała.

-Takie mam nazwisko, nic na to nie poradzę- nieco on się zirytował.

-Przepraszam nie powinnam- powiedziała dziewczyna poważniej.

-Renata Lipska, dziewczyna podała jemu dłoń,

- No to może przejdźmy na Ty , myślę, że tak będzie łatwiej.

- Zdezorientowana dziewczyna jedynie skinęła głową na zgodę.

- Miło mi , a więc tak jak mówiłem, kiedy zostawiła pani, to znaczy zostawiłaś u mnie w samochodzie swą książkę, ja nie wiedziałem, do kogo ona należy.

Pomyślałem, że jeśli właścicielowi na niej naprawdę zależy, to na pewno jakoś znajdzie sposób, aby jakoś odnaleźć swą zgubę.

-Przepraszam, ale ja nawet nie wiedziałam, że zostawiłam ją w taksówce a poza tym jest tyle taksówek no i…

-Nie to nie ważne, chodzi oto, że jakoś wtedy, kiedy z nudów zacząłem przeglądać pani czyli Twoją książkę.

-I, co podobała się panu- to znaczy tt obie ?

-Tak ciekawa, ale- on pomyślał, że, może będzie lepiej zacząć inaczej- Ja poprosiłem proboszcza, aby pomógł mi Ciebie odnaleźć.

-Proboszcza, czemu proboszcza?

-Bo pomyślałem, że skoro Ty niedawno miałaś ślub z Piotrkiem.

-To pan- ty znasz mojego męża? Nic nie rozumiem?

-Dobrze ksiądz pomógł mi Ciebie odszukać.

-O to bardzo dziękuję i przepraszam za kłopot.

-No tak pani dalej mnie nie rozumie? -Zastanowił się Krzysztof. Chodzi o to, że kiedy z nudów przeglądałem, a nawet zacząłem czytać Twoją książkę, dziwnym trafem zaczęły też dziać się dookoła mnie bardzo dziwne rzeczy.

- Przez książkę?- Zdziwiła się dziewczyna, ostrożnie oglądając tom z różnych stron dookoła.

- Nie to chyba nie było przez książkę, a nawet na pewno były jak myślę inne przyczyny, że to zaczęło się tak dziać. Ale właśnie ta książka mówi o jakichś takich podobnych rzeczach, a pani jest jedyną osobą, którą znam, to znaczy właśnie wiem, że znam, która co kol wiek rozumie z opisanych tu rzeczy. Po prostu potrzebuje Twojej pomocy.

- Ode mnie?- Zdziwiła się dziewczyna.

- Tak jak powiedziałem jesteś jedyną, kogo znam, kto mógłby, kto mógłby mi to jakoś wytłumaczyć.

- A skąd pa, wiesz że ja się tym na prawdę interesuję?

- Bo powiedziałaś mi to, kiedy jeszcze byliśmy wcześniej na ty.

-, Co takiego?, To jest jakiś żart prawda.

- Nie to nie jest żart, ale jeśli tak bardzo boisz się swojej teściowej i męża, to trudno.

- Ja się boję, ja się nikogo nie ja się na pewno nie boję to nie jest takie proste. Ale skąd pan to wie?

-Ja dużo o Tobie wiem, bo sama mi to powiedziałaś.

- Niby, kiedy?

-Kiedy przyszłaś odebrać książkę.

- A czemu niby mi jej wtedy kiedyś tam nie oddałeś?

- Chodzi o to, że ją wtedy również oddałem.

-I, co?

-Jednym razem ją Tobie oddałem a innym nie?

-A, czemu ja nic nie pamiętam?

- I to jest właśnie moje pytanie, bo ja do jakiegoś czasu też nic nie wiedziałem. Ale, może chodźmy stąd gdzieś jeszcze dalej, bo mnie rozpraszają ci tam jak tak głupio nas podglądają.

-A to teściowa i mój mąż! Widać woli to od meczu?- powiedziała dziewczyna z przekąsem.

-To, co robimy?

-Tutaj często chodzę sobie na spacery, jak mam trochę wolnego czasu, więc może jak pan chce to może?

-Dobry pomysł, proszę- Krzysztof szarmandzko podał dłoń dziewczynie, pomagając jej wstać, i ostentacyjnie patrząc do góry wziął ja pod rękę.

-Co Ty, oni zobaczą- zachichotała dziewczyna.

-A niech widzą, może przestaną podglądać.

- Nie sądzę.

-To gdzie idziemy?

-Może w tę stronę zaproponowała

Idąc z dziewczyną on znów zaczął od początku czyli od tego co pamiętał lub zdawało się jemu, że pamięta z tak dziwnych ostatnich 2 tygodni jego życia.
Renata nie wiedziała co o tym wszystkim ma myśleć bezskutecznie starając się dopasować jakieś książkowe teorie do tego o czym opowiadał Krzysztof.

Mimo dziwnych zdarzeń jak i samej wizyty przystojnego faceta w jej mieszkaniu, Renata cieszyła się na samą myśl, iż to co ją interesuje mogło być czymś tak namacalnym, rzeczywistym a co może najważniejsze tak bliskim Renaty i otaczającego ją świata.

Kiedy weszli w tematykę hipnozy jako przydatnego narzędzia do odnajdywania zagubionych gdzieś w amnezjach informacji, Krzysztof zapytał Renaty czy ona była by w stanie przeprowadzić taką hipnotyczną sesję, gdyż jak czuł i jak jej powiedział odczuwał do niej wielkie zaufanie czego nie mógł powiedzieć na przykład o Helenie, Violi z tymi jej nawiedzonymi poszukiwaczami UFO, czy nawet jakiejś wróżce czy jakiemuś hipnotreapeutyście.

Renata opierała się mówiąc, że przecież ona nigdy tego nie robiła i mimo, że czytała jakieś relacje z takich seansów sama bałaby się tego podjąć

Kiedy Krzysztof prawie ją przekonał na ścieżkę jak rozjuczony pit bul wpadł Piotr mąż Renaty a tuż za nim z za zakrętu wyłoniła się korpulentna teściowa dziewczyny.

-O joj? Renata przestraszyła się, wyobrażając, a w zasadzie wyolbrzymiając sobie do
czego ta sytuacja może doprowadzić?

-Dobrze niebawem się odezwę –powiedział Krzysztof podając reklamówkę dziewczynie w której znajdowała się jej książka, i obojętnie przechodząc obok o głowę niższego Piotra i jego grubej matki skierował się w stronę swej taksówki.

Do końca dnia jeździł tego wieczoru najczęściej rozwożąc po hotelach turystów i gości zaproszonych na mające odbyć się za kilka dni obchody pełnej 700 set letniej rocznicy Bitwy pod Grunwaldem.

32
PRZED SPOTKANIEM


Kiedy się obudził zobaczył, że z za pozasłanianych zasłon przebija się poranne słońce? Która to godzina na elektronicznym zegarze czas wskazywał 10: 07, co to mama zaspała?

A może jej coś się stało, zerwał się na równe nogi biegnąc do pokoju matki.

Lecz tam jej nie było, nagle usłyszał jakieś wydobywające się z kuchni odgłosy.

Jego matka jak gdyby nigdy nic, siedziała za kuchennym stołem i popijając kawę przeglądała jakiś magazyn.

-Dzień dobry synku coś się tak zerwał?

-Czy coś się stało?

-Nie, czemu coś miało się stać?

-Nie wietrzyłaś dziś mojego pokoju?

-Nie, bo tak słodko spałeś, że nie miałam sumienia ciebie budzić.

-Co, co takiego?- Przecież ty zawsze, i w zimie i? A w ogóle to gdzie wczoraj byłaś, nie było ciebie nawet jak szedłem spać?

-No chyba już bajek na dobranoc nie muszę tobie czytać-zaśmiała się kobieta.

-Ale no, no czy masz więcej kawy?

-Tak zaparzyłam, nalej sobie- powiedziała jego matka nie odrywając wzroku od swej lektury.

Po porannej toalecie pojechał do swego codziennego zajęcia.

Tego dnia już kilkakrotnie jeździł pod Grunwald i było już chyba koło drugiej po południu, kiedy zajechał na postój.

-Sie ma stary byku. Krzysztof usłyszał chrapliwy głos Wieśka.

-Cześć Wiesiu, jak jest?

-Jest git wczoraj wiozłem tą twoją lalę.
-Co, co ty wiozłeś?

-No tą, co to niby siostra czy cuś.

-A mówisz o Helenie?

-Panna Helenka mnie się nie przedstawiała, ale dobrze pamiętać?

-Ty Wiechu, ty się od niej ty wiesz, co!

-O ooooo braciszek zazdrosny!

-Nie zazdrosny, ale, wiesz- jakby nie było jestem jedynym facetem w rodzinie, to wiesz?

-A, co Niechciał byś takiego śfagierka jak ja- Wiesiek znów zgrywał się mówiąc tą swą niby śmieszną w jego mniemaniu głupkowatą gwarą.

-Ona by ciebie nie chciała, a poza tym jak jest twojej starej czy nie Mirka?

-A, co mi tam ona- Wiesiek wrócił do swego normalnego głosu.

-Powiedz lepiej, czy byłeś już dziś pod Grunwaldem, bo tak sobie myślę, że jakbyśmy się ustawili zamiast tutaj to pod „Świtezianką” to byśmy łapali więcej kursów.

-Ty wiesz, że to jest pomysł!

-To, co jedziemy?

-Dobra ja za tobą.

Za miastem przy knajpie „Świtezianka” był mały motel o tej samej nazwie.

I tutaj właśnie była zakwaterowana jakaś część turystów i uczestników inscenizacji bitwy.

-A niech mnie ten kmiot zawala się do Heleny- pomyślał Krzysztof o swej siostrze i o tym, że obiecywał jej swe usługi jako taksówkarz.

- Tak jakoś wyszło- usprawiedliwiał się przed sobą samym-coś mi ostatnie nie wychodzi z tymi dziewczynami bo pierwsza to nie dość, że, nie nie mogę tak Myślec o Anieli, może powinienem do niej zatelefonować – pomyślał Krzysztof sięgając po swą komórkę.

-A aa lepiej nie, nie będę się narzucał – powiedział cicho do siebie, w tej samej chwili myśląc o Renacie

-No tak , ale jak się z nią skontaktuję, przecież do jej mieszkania nie mogę znów iść.

Wspomniał sobie zabawną sytuację kiedy jej mąż i teściowa aż wyszli za nimi kiedy ich punkt obserwacyjny z za firanki się nie sprawdził.
- Mam nadzieję, że nie miała przeze mnie kłopotów? Zastanowił się Krzysztof
–Zaraz ale w jakie dni ona mówiła, ze pracuje w restauracji- próbował sobie przypomnieć lecz miał w głowie jedynie mętlik tak jakby kilka odrębnych wspomnień teraz zlewało się w jedno zdarzenie.

Aby uzyskać numer telefonu do restauracji ”Śródmiejska” postanowił udać się do holu knajpy przed, którą teraz parkował.

Ze starej i już kilka lat zdezaktualizowanej książki telefonicznej wiszącej na łańcuszku przy automacie wrzutowym dowiedział się numeru telefonu restauracji w, której pracowała Renata, wpisał numer do swej komórki i siadając na jednym ze znajdujących się tutaj foteli wpisał numer.

Do restauracji ”Śródmiejska” zadzwonił telefon i po około minucie wreszcie do odbierającej słuchawkę kobiety zwrócił się jakiś męski głos?

-Przepraszam panią czy zastałem Renatę.

-Jaką Renatę?

-Ona jest u was kelnerką.

-A ta zaraz zobaczę.

Po kolejnych może trzech minutach usłyszał wreszcie głos Renaty.

-Halo kto mówi, tu Renata Lipska z kim rozmawiam?

-Część Krzysiek taksówkarz, ten od książki pamiętasz mnie?

-A tak pan Krzysztof!? – zamyśliła się dziewczyna.

-Nie Pan, ale po prostu Krzysiek, przypominam, że już dwa razy przechodziliśmy na Ty.

-No tak, właśnie zaśmiała się dziewczyna.-A jak mogę Tobie pomóc?

-Pamiętasz mówiliśmy o hipnozie?

- Tak może?

- Chciałbym abyś zrobiła na mnie taką hipnozę, -oczywiście nie za darmo !?

-Ja n nnie ja przecież nigdy, tego nie robiłam, a poza tym to nawet nie ma gdzie , bo przecież w parku tego się nie zrobi, nie lepiej znajdź jakiegoś zawodowego hipnotyzera, ja nie wiem to znaczy nigdy tego nie robiłam a poza tym to nie. No przecież tak naprawdę to my się wcale nie znamy i tak w ogóle.

-Niczym się nie przejmuj, proszę Cie tylko spróbujmy i nawet nie będziemy sami wieczorem będzie też moja matka , ale nie będzie nam przeszkadzać, na pewno nie będzie bo się już zmieniła, proszę.

-No sama nie wiem, a jak mój mąż się dowie?

- A niby od kogo?

-Stawiasz mnie w niezręcznej sytuacji?

-Renata jak długo masz zamiar jeszcze gadać, umawiaj się po robocie.
Dał się słyszeć przytłumiony hoc wyraźny żeński głos jeszcze kogoś.

-Już kończę już, nie mogę rozmawiać, dobrze umówmy się o szesnastej trzydzieści koło przystanku, albo nie lepiej tam gdzie jest parking koło mojej restauracji.

-Świetnie będę na pewno odparł Krzysztof kiedy Renata odkładała już słuchawkę.

Kiedy zadowolony z siebie, ze udało się jemu przekonać Renatę wychodził przed knajpę przy jego samochodzie dostrzegł dwóch facetów z których jeden miał na głowie założoną metalową przyłbicę?

Rycerze zaśmiał się w duchu do siebie lekko kręcąc głową z niedowierzania.

E Caro signore volevamo una corsa in taxi per il campo di battaglia- męszczyzna w hełmie usiłował przeczytać z kartki, którą trzymał w ręce Gr imwald.

-Ja ja jestem taksówkarzem i zawiozę was do Grunwaldu kiwał głową Krzysztof otwierając bagażnik swego mercedesa.

-A to tu pokazał na bagaż klientów, którym było kilka torb podróżnych i jedna dłuższa z, której wystawały dwie głownie mieczów normandzkich, -E hełm też tu- Krzysztof pokazał palcem na nadal znajdującą się na głowie faceta przyłbice.

-O naturalmente capisco dispiace.-powiedział mężczyzna zdejmując hełm i wkładając go do bagażnika.

-Nie będziesz mi podsufitki niszczył ty zakuty łbie- powiedział do siebie Krzysztof wsiadając do samochodu.

Obaj jak domniemywał Krzysztof Włosi głośno ze sobą w konwersowali,zdając się być zadowolonymi.

Kiedy dojechali na miejsce Krzysztof napisał im na kartce 80 euro.

- Ottanta ottimamente- pokiwał głową i wręczając kilka banknotów dodał – Grazie.

-Ja również skinął głową Krzysztof.






Na kolejny kurs nie musiał też czekać długo, a gdy zjawili się kolejni klienci.
Krzysztof obliczył ile potrzebuje czasu, aby mógł czekać na ewentualnego pasażera, tak, aby nie spóźnić się na umówione spotkanie z Renatą.

Nikt się jednak tym razem nie zjawiał, więc o wyznaczonym sobie czasie postanowił wrócić do miasta.

Ale jakie było jego zdziwienie, gdy przejechawszy zaledwie niewielki kawałek poczuł, że coś jest nie tak z jego samochodem, a kiedy wysiadł stwierdził, że ma przebite dwie opony.

-Cholera dwie na raz?- Krzysztof szukał dookoła jakiegoś kumpla z postoju, który też by miał podobny samochód, aby od niego pożyczyć zapasowe, koło, ale nikogo nie znalazł.

-Taki pech dzień przed rocznicą , taki pech -powtarzał sobie Krzysztof ze złością wyrzucając z bagażnika zapasowe koło.

Mam tylko jeden zapas, nie zdarzę do Renaty? A może zadzwonię, i powiem, że się nieco spóźnię.- Zastanawiał się czy lepiej nie zając się przygotowaniem na jutro samochodu odwołując tym samym spotkanie z dziewczyną?

-Ale zadzwonić wypada tak czy tak postanowił.

- Czy to restauracja ”Śródmiejska” zwrócił się do odbierającej słuchawkę kobiety
-Przepraszam panią czy zastałem Renatę.

-Jaką Renatę, jest u was kelnerką.

- Zdaje się, ze dziś była na rano tak że skończyła o szesnastej ale zaraz zobaczę.

- Dziękuję pani

-E Teresa jest jeszcze ta mała Renata?

-Nie zdaje się, że wyszła już przed chwilą z Kaśka.

-Acha.

-Nie już wyszła.-Powiedziała kobieta i odłożyła słuchawkę.”No ładnie „ pomyślał on wracając powrotem do samochodu.

Renata z młodszą od niej koleżanką Kaśką stały na chodniku obok przy restauracyjnym parkingu.

-Na pewno tutaj się z nim umówiłaś?

-Tak na pewno, poczekajmy jeszcze chwilę może jest korek na drodze.

-No to powiedz jeszcze raz, co ty chcesz z nim robić?

-To nic takiego, to tylko taka sugestia, żeby odtworzyć coś, jeśli na przykład ktoś z powodu jakiegoś przeżycia straci pamięć.

-To, co on stracił pamięć?

-Coś w tym rodzaju.

-A ty będziesz jemu ją przywracać?

-Właśnie tak! To znaczy niby jeszcze tego nie robiłam no i nie znam go za dobrze – dziewczyna wyjawiła swe obawy jak i powód dlaczego chciała spotkać Krzysztofa z koleżanką.

-A daj, że ty sobie i mi spokój! Ja idę i ty lepiej też idź po prostu do domu, bo ten twój znajomy jest jakiś niepewny i albo zapomniał, że miał się z tobą spotkać, albo to jakiś zboczeniec, tak jak ci co łażą po mieście w tym żelastwie.
Rób jak chcesz ale ja chcę jeszcze pożyć.- Po czym lekko przytulając się do Renaty dodała.

-Do jutra Renata- wyśpij się jutro od rana będzie zapiepsz jak nigdy - ciszej dodając jakby do siebie „Przywracanie pamięci dobre sobie”.

Renata postanowiła, że jeszcze trochę poczeka ”On nie mógł przecież zapomnieć, a może coś się stało?

Renata nie żyła na tym świecie za długo, ale sądziła, że mimo wszystko zna się na ludziach. Czyżby tym razem miała się mylić?

-Czy pani może Renata? Ona usłyszała za sobą jakiś męski głos.

-Kiedy się obejrzała zobaczyła, że za jej plecami stał nie, kto inny a, ksiądz Stefan proboszcz parafii, do której, przynajmniej nominalnie należała również Renata.

-O ksiądz? Tak ja mam na imię Renata, czy coś się stało?

-Nie, czemu miałoby coś się stać, ot tak po prostu spaceruję sobie, czytam książkę, widzę a tu znajoma twarz.

-To pan. To znaczy to ksiądz tutaj nie specjalnie… Dziewczyna ugryzła się w język w pierwszej chwili myśląc, że to może pomysł Krzysztofa, aby jej przekazać coś przez księdza.

-A ty dziecko może tu czekasz na kogoś?

-Nie nie nie ważne, to ja już może sobie pójdę?

-Poczekaj dziecko, teraz wszyscy tacy zabiegani, takie czasy.

-A tu widzisz dobrze się składa, że ciebie spotykam, bo chciałem z tobą porozmawiać.
-Porozmawiać ze mną?- Czuła jak zalewają ją na przemian zimne i gorące fale. Już oczyma wyobraźni widziała spadające na nią kalumnie, w katolickim stylu.

-Może usiądziemy gdzieś sobie na chwilkę? O może tam na ławeczce?- Ksiądz wskazał ręką kierunek.

Renata szła przed nim czuła się teraz jak te tysiące nic nie winnych prowadzonych na stos kobiet.

W złości myślała o winnym tego wszystkiego, co miało ją teraz spotkać Krzysztofie.

Kiedy po przebrnięciu kilkunastu kroków usiedli na ławce, ksiądz odczekał chwilę jakby zastanawiając się nad przemową, którą miał palnąć, po czym zaczął tak jak prawie każdy rutynowy ksiądz.

-Widzisz moje dziecko, ja nie chcę tobie zabierać zbyt wiele czasu, a pomyślałem o tobie, dlatego że jak zapewne wiesz, że u nas na parafii taki nieporządek, jak widzisz wolę sobie na dworze poczytać, bo to i kusz i hałas.

A tutaj ładnie lato, No tak a ja znów tutaj o sobie, a ty zapewne się śpieszysz do rodzinki?

-No tak troszkę- powiedziała Renata denerwując się, nie wiedząc jedynie, od którego przykazania ksiądz zacznie swe karcące ją kazanie.

-A, więc do rzeczy, nie wiem, kto o tym wspominał?

-Ja chyba wiem, o co chodzi – wreszcie odważyła się Renata.

-Tak moje dziecko- wyglądało tak jakby ksiądz specjalnie przeciągał te swe słowne tortury.

-Może coś powiedział ten taksówkarz, Krzysiek?

-A nie Krzyś, co prawda, on pani szukał i pytał mnie, że to niby powinienem znać wszystkich parafian. No akurat panią pani Renatko sobie przypomniałem no i może dobrze się stało? Bo jak wspomniałem obiło mnie się o uszy, że, pani lubi pracę z dziećmi.

-No taaak chciałam zostać przedszkolanką- powiedziała zbita z tropu dziewczyna?

-No właśnie, no to dobrze słyszałem, bo widzisz Renatko moje dziecko, ci archeolodzy i konserwatorzy, co to zjechali się do nas z całego świata.

To niektórzy przyjechali z rodzinami no i mamy teraz na głowie kilka takich aniołków z różkami- ksiądz zaśmiał się.

Krótko mówiąc, jakby pani chciała, bo wiem, że pani uczyła się po angielsku, to mogłaby się pani zająć tymi dziećmi.

Zapłata lepsza niż w restauracji a i praktyka na przyszłość mogłaby się przydać.

-Ksiądz mówi poważnie? I o tym mi ksiądz chciał powiedzieć?

-No tak a oczymż bym innym miał mówić?- Ksiądz udawał zdziwionego.

-Ja tak, ale czy oni mnie zechcą, i czy się nadaje- na przemian dziewczyna śmiała się i poważniała.

-Jeśli tylko zechcesz, resztę zostaw dla mnie.

-Ja tak, oczywiście- prawie wykrzyczała dziewczyna chcąc uścisnąć księdza, ale przecież wiedziała, że to przecież nie wypada, więc tylko pocałowała księdza w dłoń.

-Oj nie przestań, przecież nie żyjemy w średniowieczu. Jak się zdecydujesz przyjdź po prostu, wiesz przecież gdzie mnie szukać.

-Ja już jestem zdecydowana, i przyjdę choćby dziś.

-Jutro starczy, ale lepiej troszkę wcześniej-chyba, że jedziesz nad Grunwald ?

-Kiedy ksiądz każe- bo jutro niby muszę pracować.

-Ja też muszę pozostać w kościele, i niczego nie każe, ale dobrze by było około trzynastej.

-Będę na pewno! Najwyżej wezmę wolne albo Zamienię się z koleżanką. Ale proszę księdza, dlaczego ksiądz to robi, przecież wie ksiądz, czym się interesuję.

-A zainteresowania- ksiądz spojrzał w górę, trzeba sobie pomagać, i jak mówiłem nie żyjemy już w średniowieczu. A może to nawet i lepiej, że tym się interesujesz.

-Lepiej? Nie rozumiem?

-No, bo widzisz moje dziecko, lepiej jak to mówią, „ Z mądrym zgubić niż z głupim znaleźć”
A ty wcale głupia nie jesteś, drogi życiowe też różnymi zakamarkami, czasem nas wiodą.

Ot to na przykład, zobacz tę książkę- ksiądz przysunął bliżej trzymaną przez niego cały czas w ręce książkę. A może miałaś okazję czytać?

-Dziewczyna przyjrzała się i próbując rozczytać się w napisanym gotyckim pismem tytule i nazwisku autora. Jean de Joine nie, na pewno nie, a to w ogóle jest po polsku?

-Ależ oczywiście, powiedział ksiądz z naciskiem, Jean de Joinville „Czyny Ludwika świętego króla Francji”.

I to wcale nie jest nic religijnego. Jest to jakby pamiętnik pewnego francuskiego szlachcica.

-A, czemu ksiądz proboszcz mówi mi o tym kimś?

- No właśnie gdzie to było-ksiądz przerzucał kartki, czegoś szukając aż w reszcie powiedział jest. Czy mogę przeczytać tobie taki krótki fragment?- Spytał ksiądz siadając w wyprostowanej pozycji?

-Ależ proszę- zgodziła się Renata widząc wycelowany w rzymską liczbę dziewięć księżowski palec.

”Mówił do mnie także, że biskup Paryża Wilhelm opowiadał mu, jak pewien wielki mistrz teologii przyszedł do niego i powiedział, że chciałby mu coś powiedzieć. Biskup odrzekł: „ Mistrzu, mówcie, co chcecie”. I skoro tylko mistrz mógł rozmawiać z biskupem, zaczął gwałtownie płakać. I biskup rzekł do niego: „ Mistrzu, mówcie, nie obawiajcie się, bo nikt nie może tak zgrzeszyć, aby Bóg nie mógł mu tym bardziej wybaczyć” …

Cytat, który czytał ksiądz nie był aż taki krótki. I chodziło w nim, że wspomniany

Mistrz miał rozterki związane z tym, że on ośmiela się analizować pismo święte.

Na co biskup odpowiada mu, iż jego zdaniem

Mistrz zasługuje na większe niż on sam uznanie, bo choć biskup nie ma wątpliwości, bo już taki jest, a mistrz, mimo że targają nim wątpliwości to jednak pozostaje wierny kościołowi.

W trakcie czytania przez księdza urywka z jego książki, zadzwonił do niego ktoś na komórkę i ksiądz powiedział do tego kogoś tylko jedno słowo tak.

W tym czasie Krzysztof siedział w szoferce holującej jego taksówkę pół ciężarówki, on już stracił nadzieję, że jeszcze dziś spotka Renatę tym bardziej, że na drodze, którą jechali ktoś przed nimi już dłuższą chwilę próbował uruchomić swój samochód, a z przeciwnej strony był tak wielki ruch, że siedzący obok niego kierowca nawet nie próbował tego robić, aby z zaczepionym na holu mercedesem wyprzedzać stojący przed nimi sznur samochodów.

Jednak w pewnej chwili zepsuty stojący daleko przed nimi samochód ruszył, tak jak ze sznurem innych wozów i oni.

Ksiądz też skończył już czytać książkę, a nawet odprowadzając dziewczynę na przystanek autobusowy prawie wmusił jej tę książkę upierając się przy tym, że powinna ją przeczytać.

Renata zgodziła się, że pożyczy od księdza ową książkę, bardziej z wdzięczności za obietnice załatwienia jej pracy, niż aby lubiła jakieś wypociny jakiegoś szlachcica z przed siedmiuset lat.

A czytany przez księdza cytat zrozumiała w taki sposób, że ksiądz w tym przypadku porównywał ją do owego mistrza, który tak jak ona też poszukuje swej drogi i prawdy. Ale mimo swych rozterek, tak jak zdaniem Renaty musiał sądzić ksiądz ona tym bardziej zwiąże się z kościołem, Renata jednak nie była wcale tego taka pewna.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tadeo dnia Wto 19:00, 21 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:51, 21 Sty 2014    Temat postu:

33
SPOTKANIE Z RENATĄ



Niedługo później, gdy już przejeżdżali koło rynku, Krzysztof zauważył stojącą na przystanku Renatę.

-Może lepiej jej nie wołać i zając się wozem- pomyślał, lecz jakaś jego obowiązkowość wzięła górę nad rozsądkiem

-Niech pan się zatrzyma- Krzysztof prawie krzyknął do kierowcy. Kiedy zdyszany podbiegł do przystanku, właśnie podjeżdżał autobus?

-O Krzysztof?

-Renato nie wsiadaj, proszę- on z trudem łapał oddech, zapierając się rękami na swych kolanach trwał tak przez moment jak szykujący się do startu biegacz.

-Oczywiście, co się stało czy miałeś wypadek?
Renata pochyliła się nad nim, wcale nie wiedząc, w jaki sposób może pomóc.

-Nie mogłem zdążyć, bo ktoś poprzebijał mi opony, to na prawdę nie moja wina.

-Wierzę, ale już chyba za późno, aby co kol wiek próbować?

-Wcale nie jest dopiero piąta trzydzieści!

-Nie prawda prawie za piętnaście Szósta!

-Wielka mi różnica? A gdzie ta koleżanka poszła sobie?

-Już półtorej godziny temu!

-O ooo przepraszam, żeś sama tu na mnie czekała tyle czasu.

-A, kto powiedział, że sama?- dziewczyna zaśmiała się tajemniczo.

-To niby, z kim? Chyba nie z jakimś mężczyzną?

-M mmmm, no prawie?

-Nie no albo z mężczyzną albo kobietą? Innej możliwości nie ma?

-No jakby poszukać- dziewczynę wyraźnie bawiło, że teraz Krzysztof zachowywał się jak jakiś zazdrosny sztubak.

-To ja się poddaje- powiedział on już się prostując.

-Nie no takie to było fajne?

-Co takiego.

-Jak ty tak zgadywałeś, dobrze jak zgadniesz, to idziemy a jak nie to odłożymy ten seans, na kiedy indziej.

-Ale stracimy za dużo czasu?

- To zgadnij szybko!

-No dobra spróbuję- on ciężko westchnął, wziął Renatę pod rękę i kierując się w stronę ciągnącej jego taksówkę ciężarówki, zaczął zgadywać.

-Jak nie mężczyzna, to może dziecko?

-Nie!

-Zwierze?

-Nie!

-A czy to ma być w ogóle człowiek?

-No tak, przecież nie jakieś I.T.

-A cha, ty masz na myśli jakieś Ufo!

-Nie-kręciła, ze zniecierpliwieniem głową. Przecież U.F.O. To znaczy niezidentyfikowany obiekt latający, a I.T. to elien.

-Dobrze już dobrze, w każdym razie żaden elien tobie też nie towarzyszył?

-Przecież mówiłam już, że nie.

-No to ja nie wiem, ale już jesteśmy przy naszym transporcie.

-O jejkuś, a co się stało?

-Mówiłem przecież, że chyba któryś z tych popieprzonych rycerzyków chyba, walczył swym mieczem z mymi oponami!- Krzysztof wskazał ręką na podniesione do góry przednie koła.

-A to jakoś zakleić nie można?

-Takie dziury? Na pewno nie. Co prawda już i tak powinienem je nie długo zmieniać, ale myślałem, że choć lato przejeżdżę?

No cóż nowy wydatek. Ale jak już tutaj dotarliśmy to zapraszam do szoferki, Kiedy Krzysztof otworzył boczne drzwi, kierowca odrzekł.

-No nie no panie Krzysiu, nie mogę mam pasy tylko na dwie osoby.

-E tam panie Rysiu jakby coś, to przecież ja zapłacę, a poza tym teraz oni wszyscy przy Grunwaldzie.

-Ale punkty mi dowalą?

-Dobra jest panie Rysiu, nie znamy się przecież od wczoraj. A ty wsiadaj- On pomógł dziewczynie wejść, mimo że ona powtarzała.

-No nie wiem czy powinnam i już jest późno, no i…

Kiedy dojechali pod Krzysztofa garaż, i opuścili samochód. On uregulował płatności z kierowcą, i zamierzając po jej wizycie lub z samego rana pozamieniać przebite opony na jakieś stare koła z zimowymi oponami, które miał w garażu.
Poprowadził Renatę do swego mieszkania.

Przez to wszystko, co się jej tego dnia zdarzyło, ona nawet zapomniała o bojaźni, jaką odczuwała jeszcze nie tak dawno temu.

-Przepraszam za lekki bałagan, ale rano troszkę tu ogarnąłem. Musi być mama gdzieś się śpieszyła, i tak.

-Nie szkodzi, nic nie szkodzi.

-A może przedtem, herbaty, wczoraj kupiłem nowy miód, tak, że już nie jest scukrzony.

-A był?

-O racja przecież ty nie pamiętasz, że tu byłaś? Chyba, że, może coś sobie przypominasz?

-Nie chyba, jeszcze nie?

-Ale herbata z niescukrzonym miodem, to nawet nie zły pomysł- dziewczyna zaśmiała się. A twoja mama to, kiedy wróci?

-Powinna już być dawno, ale teraz poznała kogoś, a zresztą mniejsza, ale teraz to ja już nic nie wiem, co ona robi?

-To, co zakochała się?

-No chyba trzeba by to tak nazwać?

-O ooo jak fajnie, a ile ona ma lat?

-A nawet nie pytaj?

-No, co każdy ma prawo do szczęścia. O jejkuś to może jeszcze będziesz miał braciszka albo siostrzyczkę?

-Wypluj to lepiej jak najszybciej!

-Ja jestem dobrze wychowana nie pluję w czyichś domach-Powiedziała Renata i oboje zaczęli się śmiać.

-No dobrze to może powiedz teraz jak też te nasze seanse mają wyglądać. I czy poradzisz sobie bez asystentki?

-Oj teraz widzę, że nawet chyba lepiej, że jej niema? Tylko nie wiem czy lepiej żebyś siedział, czy leżał? Chyba leżeć tobie będzie wygodnie, na podłodze to może nie. Pokaż gdzie śpisz.

-Całe szczęście, że rano pościeliłem. A co to za książka, też przydatna?

-A aa właśnie! Przecież miałeś zgadnąć, ale już tobie powiem. Spotkałam księdza!- Po wesołej minie dziewczyny, Krzysztof nie wiedział, o co jej chodzi.

-Jakiego księdza?

-No przecież proboszcza, od świętego Franciszka?

-Księdza Stefana?

-No tak!, I wyobraź sobie on mi zaoferował pracę!

-Pracę?

-No tak, bo ci archeolodzy od kościoła, przywieźli ze sobą swoje dzieci, i jak się nadam to mam się nimi zajmować. Czy to nie cudowne?

-Zaraz, zaraz, a skąd się wziął ksiądz?

-Spacerował czy tam coś, nie ważne.

-Spacerował przy rynku?

-No czytał sobie książkę, bo mówił, że w kościele brudno i hałaśliwie. No i przy okazji pożyczył mi książkę, którą czytał.

-To wszystko jest bardzo dziwne? Nie tam dziwne podejrzane?- Zastanowił się Krzysztof chodząc po kuchni jak lew w klatce.

-Co w tym dziwnego?

-A, kiedy ty ostatnio rozmawiałaś z księdzem?

-Nie no chyba nigdy? Ale uważam, że on jest najsympatyczniejszym księdzem, jakiego spotkałam w całym moim życiu!

-Ty nic nie rozumiesz!- Powiedział myśląc, że to właśnie on wczoraj powiedział Stefanowi, że się umówił z Renatą, lecz tego nie chciał jej mówić, tym bardziej, że przypomniał sobie, że przecież nie powiedział księdzu gdzie i o której godzinie się umówili, a jedynie to, że po jej pracy, a skąd on by mógł wiedzieć, do której ona pracuje.

-Nie, no chyba masz racje, zaczynam mieć już jakieś paranoje. To musiał być tylko taki bardzo dziwny przypadek. A ta książka to, o czym?

-A jakieś tam wspomnienia jakiegoś francuskiego rycerza?

-Ale pisze po polsku, bo tak jakoś dziwnie- powiedział Krzysztof próbując przeczytać, choć tytuł.

-Tak jest napisana po polsku- poprawiła go Renata.W środku jest bardziej czytelna.

-No tak, my tu gadu gadu, a czas ucieka.


34
HIPNOZA


-Właśnie chodźmy lepiej już tam zaczynać, bo w domu mnie chyba prześwięcą.

-Zawsze możesz powiedzieć, że miałaś spotkanie z księdzem, i nawet nie skłamiesz.

-A ty wiesz, że to jest dobry pomysł.
Kiedy już wreszcie Krzysztof rozciągnął się wygodnie na swym łóżku, leżąc teraz głową tam gzie zawsze kładąc się spać były jego nogi. Renata zaczęła lekko masować czymś zimnym i gładkim za razem, środek jego czoła.

-Co masz w ręce?

-Kamień, to jest ametyst, taki mój talizman, niektórzy mówią, że ametyst otwiera trzecie oko .

-Trzecie oko !? Przeraził się Krzysztof.

-Mentalne oko- zaakcentowała dziewczyna dodając- ale ty się dalej relaksuj.

Staraj się nie myśleć o niczym. Wyobraź sobie, że znajdujesz się w jakimś, miłym albo ważnym dla ciebie miejscu.

-Czy widzisz już coś?

-No wyobraziłem sobie, takie jakieś małe pokrzywione drzewo, na jakiejś jakby górce.

-Co to za drzewo?

-Nie wiem ja się nie znam na drzewach?

-Pytam się, dlaczego ono jest dla ciebie miłe lub ważne?

-Nie wiem?

-A czy są tam na przykład ptaki? Czy słyszysz śpiew ptaków?

-Nie nic nie słyszę, ale chyba mogę poczuć zapach trawy i dym.

-Dym? Czy coś się pali?

-Nie chyba nie, zdaje się, że pieką chleb.

-Kto piecze chleb?

-Jak to, kto piekarze!

-A, kim ty jesteś, czy ty może też jesteś piekarzem?

-Nie wiem? Chyba nie? Ale im zazdroszczę.

-Czego im zazdrościsz?

-Nie wiem, chyba spokoju.

-Czy to, co teraz widzisz wiąże się z twoim obecnym życiem.

-Myślę, że tak.

-Więc pomyśl, o tym, co nie dawno się zdarzyło w twoim życiu, to, co czujesz, że się zdarzyło, a ty nie całkiem jesteś tego pewien i chciałbyś to poznać.

-Tak widzę jakąś nagą kobietę, jest bardzo piękna. Idzie w moją stronę.

-Kiedy to było?

-W piątek w nocy?

-W, który piątek, ile dni temu?

-Nie jestem pewien, bo niby dwanaście, ale tak naprawdę to dziewiętnaście?

-Czemu tak?

-Nie jestem pewien, tu wchodzi w grę jakaś tajemnica, jakaś tajemnicza zmiana?

-Czy ta kobieta wiąże się jakoś, z tym drzewem, które widziałeś?

-Ta nie.

-A, kim jest ta, co się łączy?

-To moja.- Ja nie wiem, to moja żona, albo siostra. Nie to A to ktoś jej imię zaczyna się na A. Wiem to Aniela nie to nie możliwe.

-Kto to jest Aniela?

-Prostytutka, to znaczy ona już nie jest, i wtedy też nie była, poznaje ją po uśmiechu to nie jest Aniela, ale jednocześnie ją jest nie rozumiem?

-Co się dzieje dalej?

-Widzę zamek na wodzie, nie dwa, takie małe zameczki. Mamy ich pilnować.

-Kto to jest my?

-Nie wiem, my to my? Ktoś to zapalił, dobrze, że tam nas już nie ma.

-A gdzie jesteście płyniemy- Krzysztof się zaśmiał.

-Co się dzieje?

-Płynę na koniu? Ktoś się topi on ma sztandar, trzeba ratować sztandar!

-I, co dalej?

-Turcy, tacy sami jak pod Grunwaldem?

-Ty widzisz Grunwald? –Może to dlatego, ze to już jutro- Renata pomyślała o rocznicy i sześćsetletnich obchodach upamiętniających Bitwę?

-Tak, nie oni uciekają do zamku?

-Pod Grunwaldem nie ma zamku? Może to Malbork, albo?...

-Nie to jest, Ma Man, to jest inny zamek to jest miasto?

-Ojej oni ich gonią, to źle, to bardzo źle!

-Czemu nie mogą ich gonić?

-Bo wszyscy tam zginą!

-Czy znasz tych, co zginą?

-Tak, niektórzy mają białe płaszcze, i krzyże?

-Czy to są Krzyżacy?

-Krzyżacy też tutaj są, ale ci, co zginą to Templariusze?

Usłyszeli nagły dochodzący z kuchni hałas.
Renata szybko zdjęła dłonie z głowy Krzysztofa, jeszcze zanim jego matka, wpadła do sypialni gdzie teraz się znajdowali.

-Co się jemu stało czy jest ranny?

-Nie mamo, co tobie przyszło do głowy?

-Bo widziałam, że coś jest nie tak z samochodem, to pomyślałam. Ale żeś mnie przestraszył

-Koleżanka robiła mi masaż taki no, jak mu tam?

-Tybetański tak Tybetański, ja jestem Renata.

-A to jak mówicie, że nic to dobrze, przepraszam, że przeszkodziłam. Ale widzę taksówka bez powietrza w, kołach, ale jak tak, to miło panią poznać pani Renatko, - Matka Krzysztofa podeszła podała dłoń na przywitanie z Renatą, po czym pomału się wycofując dodała zanim zamknęła za sobą drzwi. Przepraszam już więcej nie przeszkadzam.

-Ale się wystraszyłam jak twoja mama tak tu wpadła.

-Co może sobie przypomniałaś?- Ucieszył się Krzysztof

-Przypomniałam, co?

-A więc jeszcze nie?- Ale to i tak, nic? Ona zupełnie nie jest sobą?

-Czego od niej chcesz, bardzo sympatyczna kobieta!

-No właśnie- On usiadł na łóżku, i to jest nie normalne? -Jak się nauczę to też może kiedyś zrobię Tobie taką hipnozę to dopiero zobaczysz co Ciebie ominęło!

-Nie normalne mieć normalną matkę? -Co mnie ominęło?

-Właśnie?- On zaśmiał się siadając na łóżku i patrząc w swe dłonie kręcąc głową dodał –sen wariata.

-Ja nic nie rozumiem?
-Jakbyś przypomniała sobie, jak ciebie potraktowała za pierwszym razem, to byś zrozumiała?

-Tak a co się stało?
-E szkoda gadać, choć może zrobię tobie herbatę, bo już dziś chyba więcej i tak nie zrobimy tej hipnozy?

-Ależ Krzysiu Ty byłeś w hipnozie!
- Skąd wiesz?

- Bo widziałam i Ty też już coś widziałeś.

- To tam, to chyba tylko taka moja wyobraźnia.

-Nie myślę – powiedziała dziewczyna kręcąc z uśmiechem głową.

-Tak myślisz –zastanowił się Krzysztof- To chodźmy do kuchni na herbatę .

-Nie za herbatę dziękuję, bo już troszkę późno, ale miło by było jakbyś, mógł odprowadzić mnie na przystanek.

-Żaden przystanek, pojedziesz taryfą!

-No, ale przecież masz popsute koła?

- Zawołam taksówkę, albo lepiej pójdziemy na postój, odwiezie ciebie, kto inny.

-Kiedy przechodzili, przez kuchnie matka Krzysztofa jeszcze raz przepraszała, jeśli, popsuła im spotkanie-, Na co jej syn jedynie pokręcił z nie dowierzaniem głową.

-Ale z tym masażem dobrze jej powiedziałaś.

-Skłamałam, gdyż nawet nigdy, nie słyszałam o żadnym masażu Tybetańskim.

-Na prawdę?

-Tak, ale za to jak to mądrze brzmi?!

-A, co myślisz, o tej mojej relaksacji?

-Myślę, że chyba z ciebie mogłoby być bardzo dobre medium.

-To znaczy, co?

-Wiesz, że ja nie mam praktyki, ale myślę, że, ty wszedłeś głęboko w hipnozę, a może nawet do poprzedniego życia.

I chyba poszło to tobie nad spodziewanie dobrze. Zupełnie jakbyś już wielokrotnie miewał takie hipnozy?
I to wszystko, co opowiadałeś, jeśli tylko można by sprawdzić, czy to mogłaby być prawda?

-Ale chyba z tymi Templariuszami to przegiąłem, co nie?

-A czytałeś coś na ten temat, albo oglądałeś jakiś film?

-Nie nie myślę, ale słyszałem jak mówił o nich taki jeden przewodnik do mojej siostry. On powiedział wtedy, że jak ktoś myśli o jakichś takich dziwnych sprawach to zaraz z rękawa wytrzepuje Templariuszy.

-A, co twoja siostra ma z nimi wspólnego?

-Nie no ona jest historykiem, czy jakoś tak, i pracuje w muzeum. Swoją drogą ona to bardzo mądra baba.

-Czy ona wie to, co, dziś robiliśmy?
-Nie, bo ja są -dzę, że to właśnie ona może być powodem tych wszystkich moich dziwactw.

A propo, co myślisz o tej kobiecie, co ją widziałem w tym, co dziś robiliśmy, czy myślisz, że była moją siostrą?

-Mówiłeś, że żoną?

-Sam już nie wiem?

-Może jak miałoby to dotyczyć, tego czegoś dziwnego, z przed dwóch albo trzech tygodni, to może ona ma być twoją przyszłą żoną?

-To jest możliwe, aby widzieć przyszłość?

-Nie jestem pewna, ale niektórzy widzieli!

-A Helena mówi, że przyszłości nie ma, tylko taki świat obok naszego jest nieco popchnięty do przodu.

-Helena to ta twoja siostra, tak?

-Tak, właśnie przypominam sobie, że ona tak mówiła, to było wtedy-zamyślił się Krzysztof.

-W innym świecie mówisz, a to całkiem ciekawa teoria!?-Teraz Renata wpadła w zadumę.

-To niby Ne całkiem inny świat ale jakaś tam spirala, albo coś takiego nie ważne-machnął rękom

-A, co z tymi rycerzami, i w ogóle?- Ponownie Krzysztof zapytał przerywając ciszę.

-Nie wiem? Dla mnie to jest też coś całkiem nowego!

-Tak myślisz, a co by zrobić, aby się może jakoś przygotować na kolejny raz? Bo ja myślę, że będzie kolejny raz?

-Ja bym chciała bardzo chętnie, a z tym przygotowywaniem, to może tak jak wyczytałam.

-To znaczy?

-Nie wiem jak to wytłumaczyć, ale tam było napisane, że najlepiej spytać się samego siebie. Swej podświadomości, ona podobno wie wszystko najlepiej?

-Ale jak to zrobić?

-Tego dokładnie nie wiem, ale myślę, że chyba to też powinieneś wiedzieć sam może spróbuj przed snem.

Tuż niedaleko jego domu, wolno przejeżdżała jakaś taksówka. Krzysztof zagwizdał na palcach, i podbiegli nieco w jej stronę.

-Wiesiek, co ty robisz o tej porze, mówiłeś, że nie lubisz jeździć wieczorem?

-Lubić to jedno a musieć, co innego?

-Mniejsza z tym, masz pasażera, masz tutaj, albo wiesz, co rozliczymy się później, ale i tak nic nie zedrzesz, bo wiem gdzie ta pani mieszka!

-Jak panią to z miłą chęcią. A czego ty sam nie jedziesz, a rozumiem popiło się, co?

-Nic się nie popiło, powiem tobie jak się będziemy widzieć, a na razie jedź, bo tej pani się śpieszy.

-Ja nie chcę robić kłopotu, zarzekała się Renata.

-Proszę nic się nie martwić podwiozę panią pod same drzwi. Bo ja bardzo uwielbiam wozić dziewczyny naszego Krzysia.

-Idź, bo jak cię palnę- powiedział Krzysztof i zamachując się dodał. Nie słuchaj go on czasem pieprzy od rzeczy, ale tak ogólnie to dobry gość.

-No to, do widzenia i cześć, jak mówiłem rozliczymy się na postoju.-A my mam nadzieję jakoś tam będziemy w kontakcie zwracając się do Renaty uścisnął jej dłoń otulając ją w swe dłonie.

-Nie ma sprawy, cześć, i dobrych snów- Wiesiek zaśmiał się jak zwykle głupkowato.

-A pani długo zna Krzysia?

-Zależy, po co pan pyta?

-No tak sobie, żeby nie było markotnie. Wie pani cały czas, siedzi się za tym kółkiem, to czasem chce się pogadać z kimś.

-Rozumiem, nie nie znam go długo, ale my jesteśmy tylko na stopie przyjacielskiej, bo ja jestem mężatką.

-A czy ja coś mówię, a zna może pani ten dowcip przychodzi… taksówkarz nie dokończył, bo właśnie w tej chwili zadzwonił do niego telefon.

-O oo to pani, nie mogę z panią teraz, rozmawiać, ale do pani za chwilę zadzwonię.

-Ach te kobiety, ciągle czegoś chcą?- Mężczyzna zastanowił się chwilę, i zaczął opowiadać jeden dowcip za drugim. Tak, że ani Renata się obejrzała, jak podjechali pod jej dom.

Kiedy już wreszcie Renata wchodziła do mieszkania, Piotr i jego matka już czekali na nią przy drzwiach.

-Gdzie byłaś tak długo- Spytał jej mąż.

-A, co już się do mnie odzywasz? Byłam u księdza.

-Po, co?

-Przecież ona kłamie- odezwała się teściowa.

-Tak to proszę- dziewczyna otworzyła pożyczoną od księdza książkę na pierwszą stronę. Zaraz przy stronie tytułowej, widniał prywatny exlibris księdza Stefana i pieczątka „Parafia św. Franciszka”. Renata podsunęła książkę w stronę teściowej, która chwilę się przyglądała aż odrzekła.

-Jak była kościele, to ją zostaw, może się nawróci? Ale kolację musisz sobie zrobić sama, bo my już jedliśmy- dodała kobieta i poszła do dużego pokoju, oglądać ze swym mężem jakiś film w telewizji.

-Po, co byłaś u księdza?- spytał jeszcze raz Piotr.

-Moja sprawa, może chciałam porozmawiać z kimś normalnym?

-Kiedy Wiesiek w swej taksówce odjechał już kawałek od domu, w, którym mieszkała Renata, wyjął swój telefon i zadzwonił do kogoś? Ten ktoś po drugiej stronie, widząc, kto dzwoni, odrzekł na przywitanie, całkiem nie kobiecym głosem.

-Co się wygłupiasz Wiesiek z tą panią?

-Nie mogłem mówić wiozłem tą jego dziewczynę.

-Renatę?

-No chyba, - tę małą.

-A, czemu mu pociąłeś opony?

-Skąd wiecie?

-Mamy podsłuch.

-No a co miałem zrobić? Tak w ostatniej chwili. Miałem przecież go unieruchomić?

-Teraz już za późno, ale na przyszłość, wymyśl coś inteligentniejszego !

-A, co się właściwie dzieje?

-Właśnie ma coś się zacząć?

-Nie wiem tylko, kto mi za to wszystko zapłaci?

-E Wiesiek, mało dostałeś?!

-Dobra dobra, tak tylko sobie żartowałem. To jakby, co to będziemy w kontakcie, tak jak powiedziały dwie pluskwy, do tej trzeciej- powiedział Wiesiek i zaczął się sam śmiać ze swego dowcipu.

Ten ktoś po drugiej stronie powiedział jedynie.

-Oj Wiesiek Wiesiek, kiedy ty spoważniejesz. Zadzwonię jutro, dziś już możesz wracać do domu.

-No to cześć szefie.
Krzysztof w swoim mieszkaniu opowiedział matce, o tym, że jak był na placu bitwy ktoś jemu podziurawił opony, i że musiał przełożyć tylne koła do przodu, aby mógł być holowany.

-I, co teraz będzie?- Spytała matka.

-No niby mam jakieś stare kapcie w garażu, może zaraz poprzekładam je , ale chyba było by lepiej jak po obchodach kupię nowy komplet?

-Znowu wydatek? Ale może lepiej zrobisz to za dnia, z tym Grunwaldem to i tak zaczyna się chyba dopiero po południu- powiedziała kobieta sięgając po leżącą tu od kilku dni na stercie gazet ulotkę.

-Niech mama to pokaże Krzysztof wyciągnął dłoń w jej kierunku.
Na kolorowym kartoniku pisało: „ Program Dni Grunwaldzkich 2010

15 lipca 2010 (czwartek)

Godz. 15 - Grunwaldzki Apel Prezydencki - wizytacja prezydenta RP i zaproszonych głów państw;
Godz. 16 - Grunwaldzkie Wici - Władysław Jagiełło, król Polski oraz Ulryk von Jungingen, wielki mistrz Zakonu wraz z chorągwiami konnymi przybywają na Pola Grunwaldu (prezentacja uczestników, wręczenie glejtów);
Godz. 17 - Konny Turniej Rycerski, próby inscenizacji;

16 lipca…

-Ha naiwni myślą, że im się to uda tak ładnie zorganizować, ale ktoś na tym na pewno zarobi swą kasę!


-No tak ma mama rację, tak to jest, jak trzeba pracować, ale teraz już idę spać, bo rano umówiłem się z Heleną.
Muszę jej powiedzieć, że niestety jej nigdzie nie zawiozę, i musi wziąć kogoś innego.

-O, jaka szkoda, powiedziała jego matka-, ale on nie wiedział czy chodzi jej o to, że Helena będzie musieć szukać innej taksówki, Krzysztof straci to zlecenie, czy że taksówka jest chwilowo unieruchomiona.

A może jej chodziło o to wszystko na raz?

-A, co to za dziewczyna ciebie dzisiaj odwiedziła, oczywiście, jeśli można wiedzieć?

-A, co mama teraz się bawi w jakieś konwenanse, może mama za dużo przebywa z tymi Rozenami. A ta dziewczyna to była po prostu koleżanka, mówiłem robiliśmy masaż ten no, a jakiś tam!

-Acha masaż, no nic, ja tylko tak pytam- kobieta się uśmiechnęła.

-Dobranoc mamie- powiedział Krzysztof robiąc skłon, jak to widział na historycznych lub kostiumowych filmach pokazujących dworską szlachtę.

-A idź, że ty- matka śmiejąc się machnęła ręką.

-Idę pani matko do swej komnaty, aby udać się na spoczynek. Wchodząc do swego pokoju jeszcze śmiał się do siebie ze swego żartu. Mimo wszystko wolał swą matkę, jaką ona stała się od spotkania pana Janusza, nawet, jeśli w zamian musiał teraz sam sobie robić śniadania.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tadeo dnia Wto 19:02, 21 Sty 2014, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:03, 21 Sty 2014    Temat postu:

35
WIERA

Młoda, piękna kobieta siedząca na krawędzi wanny, wsypywała gródki soli tybetańskiej do napełniającej się kaskadami , spadającej z wylewki, gorącej wody, szerokiej okrągłej wanny.

Kładąc później na taborecie, przy wannie, swego laptopa, zapaliła kilka świeczek i po zgaszeniu światła i zsunięciu z siebie szlafroka zanurzyła się w ciepłą parującą otchłań.

I może ktoś inny, w czasie relaksacyjnej kąpieli, słuchałby równie relaksacyjnej muzyki ,ona jednak nawet jakby tego chciała, to i tak wiedziała, że przecież musi a przynajmniej powinna postarać się rozwikłać, co William miał na myśli podczas jej przesłuchania.

Tak więc kolejny raz z rzędu ,Wiera włączyła przegraną jakiś już czas temu, ze swego urządzenia do nagrywania rozmów na laptopa, relację z tak dramatycznie zakończonego przesłuchania Williama.

Jej szefowie już zaraz po uzyskaniu tego nagrania, nakazali jego szczegółową analizę, dochodząc do wniosku, iż w jakimś sensie może tutaj chodzić o szesnastowieczne proroctwo tak zwanej „Mother Shipton” która między innymi przepowiedziała, że kiedy kobiety zaczną obcinać swe włosy, znów zaczną nosić spodnie i ubierać się jak mężczyźni, zginie świat.

Mimo, że faktycznie spodnie to był wynalazek arabskich kobiet i zabrano im przecież ten patent na wiele setek lat.

Trafne dalsze proroctwa Mother Shipton, na przykład, że kiedy wolne od ruchów obrazy zaczną się poruszać i wyglądać jak żywe, że gdy okręty jak ryby pływać będą pod wodą w głębinach mórz .

Że kiedyś ludzie mogąc wznosić się do nieba, zaczną prześcigać się jak ptaki, i że wówczas umrze więcej jak połowa świata, mogło dotyczyć przecież kataklizmom towarzyszącym przejścia za prawie siedemdziesiąt lat do kadencji Ery wodnika.

Lecz szefowie Wiery i ich analitycy nadal nie mogli rozgryźć związku przepowiedni z wspominanymi przez Williama dłońmi.

Nagle wstała i niby Archimedes prawie chcąc krzyczeć - Eureka ! -wyskoczyła z wanny, i tak jak była nawet się nie wycierając, pobiegła do salonu tego jej londyńskiego ekskluzywnego apartamentu hotelowego i chwytając swój telefon wycisnęła jakiś numer.

-Tak, słucham –odezwał się jakiś męski głos.

- Tu 355, chyba wiem o co chodziło w tym nagraniu, kiedy możemy się spotkać?

-Za godzinę proszę czekać w holu hotelowym, hasło – ktoś zastanowił się chwilę niech będzie „dłonie”

-Da, toczno- odparła dziewczyna po rosyjsku.

Kiedy już wytarła się ręcznikami , wypuściła wodę z wanny i gasząc świeczki popatrzyła na zachlapaną wodą podłogę, gdzie teraz też rzuciła mokre ręczniki, pomyślała o tym, jak to kiedyś, gdzieś ktoś powiedział, że gdyby Archimedes był pedantem to nigdy by nie odkrył swego prawa ,gdyż nie przelałby przecież w wannie wody?

Ona też znała swe miejsce i pozycje w Świecie i nawet nie wywyższała się z tego powodu, ale po prostu lubiła mieszkać w hotelach, gdzie wszystko było opłacone i na zamówienie i nigdy nie musiała zajmować się tak prozaicznymi zajęciami jak gotowanie czy sprzątanie.

Wiera przede wszystkim w kontaktach z innymi ludźmi, z reguły wyrażała swe odczucia asertywnie i kiedy nie grała roli kogoś kim nie była, zawsze broniła swego zdania.

Bez cienia pozbawionego racji egocentryzmu, gdyż dobrze znała swe tak pozytywne jak i negatywne cechy charakteru.

Może również było w tym odrobina sadyzmu, lecz była też duża doza „zdrowej empatii”.

Godzinę później, kiedy siedząc w hotelowym holu, w wygodnym fotelu popijała swe Martini, podszedł do niej jakiś dobrze ubrany, młody mężczyzna i mówiąc jej komplement o jej pięknych dłoniach skinął porozumiewawczo głową.

- Dobrze, chodźmy - odparła Wiera podając dłoń nieznajomemu, z którym wyszli z hotelu i wsiedli do czekającego już na nich nowego Land Rovera „Discovery” TDV6 SE 4x4 Disla AT.

Po niespełna pół godzinie, wjeżdżali już do jakiejś bardzo ufortyfikowanej willi w wiktoriańskim stylu, gdzie mieściła się jedna z Londyńskich Agentur ich organizacji.

Jej bezpośrednim przełożonym i przyjacielem był oficjalnie emerytowany pułkownik „Marynarki Wojennej Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej” tak naprawdę, jednak również, a może przede wszystkim pracownik ich opozycyjnej Agencji z 26 letnim stażem.

- Witaj, Wierusia, gowariłoś, to szto słucziłos.

Wiera zwięźle wytłumaczyła, iż William jako dobry agent starał się jej zdaniem przenieść swe odpowiedzi na inne neutralne tory, ale i tak jemu się to nie całkiem udało, gdyż kiedy myślał, ze już się oswobodził zaczął recytować wiersze.

Powiedziała też, że odczuwał tak silny obowiązek uaktywnienia GPs-u w implantach co zresztą uczynił tuż przed swą śmiercią, że ona osobiście zignorowałaby wszystkie jego wypowiedzi o dłoniach i skupiła się na sprawie Mother Shipton, a w szczególności miejsca ,gdzie ta kobieta miała swe wizje.

Czyli, jak sugerowała Wiera, w jaskini skalnej przy rzece Nidd w regionie Yorkshire i Humber, w hrabstwie North Yorkshire, niedaleko stojącego na rozdrożu miasta Knaresborough, gdzie idąc na zachód dociera się do Harrogate, na wschód do Yorku, północ do Boroughbridge a na południe do Wetherby.

-Oj, job twoju mat’- były pułkownik przeklął po rosyjsku i dodając - pup Zemli, czyli „pępek Świata,” kazał dziewczynie na siebie poczekać, sam wychodząc z tego pomieszczenia.

Kiedy wrócił do pomieszczenia po pół godzinie, powiedział jedynie .

- Idi za mnoj.- i zaprowadził Wierę do kogoś jeszcze, kogo Wiera nie znała, i jak się okazało w trakcie rozmowy z tym dystyngowanym mężczyzną w wieku około 70 lat,

Wiera została zaakceptowana do specjalnej grupy operacyjnej, ż którymi miała realizować projekt o kryptonimie „Butterfly” czyli „Motyl”. Wyjazd przewidziano za 8 godzin.


36
KRÓTKI LOT


Transportowym samolotem RAF-u czyli sił lotniczych Wielkiej Brytanii „Royal Air Force” lecieli w jedenaście osób do Yorku, miasta którego początki sięgają prawie początków poprzedniej Ery Ryb, a ślady okolicznych kamiennych artefaktów z przed 10 000 lat mieszają się z późniejszymi pozostałościami powstania osady Rzymian odpierających ataki Celtów, i wszelkich innych grup czy rodów germańskich, lub inwazji jeszcze późniejszych Wikingów.

-Mam na imię Alicja- młoda dziewczyna wyciągnęła swą dłoń na przywitanie.

- Jestem Wiera

- I co będziemy teraz sprawdzać domek Baby Jagi ?

-Tak Baba Jaga, ale skąd ty wiesz, ze ja znam tą bajkę?

-O ,nie wiem, myślałam, że to postać ogólnie znana?

-U nas, w Rosji ją znają.

- U nas, w Polsce też!

- To ty jesteś Polaczka, długo z nami pracujesz?

-A już trzeci rok, jak mnie zwerbowano, ale wiesz, co przeczytam tobie, jaka jesteś według twojego imienia.-powiedziała dziewczyna, zaczynając grzebać w swym plecaku.

- O jest – wyjęła jakąś książkę i przymrużając oczy zaczęła przewracać strony, aż w końcu ustawiając tak książkę, aby jak najwięcej światła z jednej ze znajdujących się nad ich głowami świecących żółtawo –pomarańczowym światłem lampek, oświetliło stronę książki.

-Wiera. Zdrobniale : Wierka, lub Wierusia, silna osobowość. Ma duże poczucie własnej wartości, bywa dumna i pewna siebie, przez co niekiedy jest mylnie postrzegana jako osoba zarozumiała. Sama uwielbia zajmować pierwsze lub jak najwyższe miejsce, jest waleczna.

Mimo, ze jest władcza lub wymagająca posłuszeństwa szczególnie od poddanych, tak naprawdę jest dla nich opiekuńcza i życzliwa, jakby była mężczyzną, była by dobrym, mądrym, sprawiedliwym choć surowym ojcem, wodzem lub szefem.

Nie boi się trudnych wyzwań i zadań, zawsze kompetentna, ambitna dąży dojść na szczyt kariery.

Ceni sobie dostatek a nawet luksus, który jak uważa, się jej należy.

W miłości uczuciowa, lecz lubi dominować nad partnerem, często sobie go podporządkowując.

- I co, prawda? –spytała Alicja patrząc w twarz Wiery.

- Stety albo niestety ale chyba tak, taka właśnie jestem.

Aż do lądowania obie kobiety rozmawiały sobie, o wielu mało ważnych przyziemnych rzeczach, pytały siebie nawzajem o swe rodziny i facetów, tak że lot minął im dość szybko.

Z lotniska, gdzie już czekały na nich wojskowy MACS i hummer do Knaresborough było zaledwie około dwadzieścia kilka kilometrów, a z kolei z domku który został im wynajęty, było zaledwie kilkaset metrów zarówno do Knaresborough Castle, jak i do tak zwanego „Mother Shipton Cave” w zasadzie jedynych dwóch największych atrakcji tego miasteczka.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:03, 21 Sty 2014    Temat postu:

37
CZWARTEK 15 LIPCA

Już od rana zanosiło się, że tego dnia będzie panował upał nie do zniesienia, kiedy Krzysztof zaczął zakładać w miejsce poprzebijanych, jakieś stare zapasowe koła z garażu, przyszła Helena.

-Co się popsuł? -spytała

-A to wczoraj ktoś mi poprzebijał opony , prawie kończę , ale jak się śpieszysz to zadzwonię dla Ciebie po kogoś

-It's No Rush, no gorączki.-powiedziała dziewczyna siadając sobie na ławce obok domu.

Po pół godzinie Krzysztof już skończył idąc się umyć i przebrać zagadnął Helenę o plany.

-No to dziś jest wielka przecież wojna?

-Wojna? -zdziwił się Krzysztof.

-The Battle of Grunwald, jedziemy do Grunwald i może coś zjeść po drodze, dobre plan-Weźmiemy babcie i Twoją Mamę.

-Mama nie pojedzie- powiedział Krzysztof pewny siebie.

-Pojedzie pojedzie, już z nią gadałam –idę po nie – powiedziała Helena kierując się w stronę wejścia do części domu jej babki.

-Tak bardzo dobre uśmiechnął się Krzysztof –i myśląc matka na pewno nie pojedzie pomyślał również o tym, że tak naprawdę wcale nie miał ochoty wozić Doktorowej, ale jak już się zgodził westchnął ciężko.

Mimo, że zapewne zarobiłby więcej jeżdżąc non stop zamiast towarzyszyć swej siostrze, i babce lecz jakby zaprzeczając temu jemu kim był jeszcze przed tygodniem dziś już nie zależało jemu tak bardzo na pieniądzach jak i nie był chyba już taki zachłanny aby koniecznie musieć zastępować przyjemność samego tylko bycia jakąkolwiek pracą.

Było to jakimś dziwnym przeświadczeniem, że nie trzeba koniecznie za czymś desperacko gonić, aby to coś osiągnąć a nawet wydawało się, teraz jemu, że kiedy na tym czymś nam tak do końca nie zależy to, to coś niejako samo niby przekornie idzie w naszą stronę !?

Zanim się przebrał i wyszedł przed taksówką stały już wszystkie trzy kobiety łącznie z jego matką.

-E eee drogie panie musicie wziąć coś na głowy, przecież dziś będzie ze 35 stopni, poza tym jakieś składane krzesła turystyczne albo koce, przecież tam nie wytrzymacie kilka godzin na stojąco- ja w tym czasie pojadę do sklepu po wodę zarządził Krzysztof wyjmując z garażu dwa rozkładane turystyczne krzesełka i styropianowe pudełko na wodę.

Kiedy wrócił ze sklepu z wodą i prowiantem panie w kapeluszach i z kocami w dłoniach już na niego czekały.

Helenę z matką umieścił na tylnych siedzeniach a Doktorową choć niechętnie z boku na siedzeniu pasażera.

Krzysztof chciał spotkać się z Renatą dlatego zaproponował aby na szybkie późne śniadanie pojechali do restauracji gdzie pracowała Renata.

Kiedy więc już tam byli, podeszła kelnerka i zamówili jakieś przekąski Krzysztof zapytał dyskretnie kelnerkę o Renatę ale jej koleżanka oznajmiła że Renata nie pokazała się tego dnia w pracy?

W pewnym oddaleniu grupka pracownic obsługujących tę restaurację stojąc przy kontuarze z uwagą i niejakim przerażeniem w oczach wsłuchiwała się w słowa Katarzyny jednej z kelnerek, która gestykulując nerwowo rękoma mówiła o tym, że Renata miała iść z jakimś niedawno poznanym wariatem, który chyba stracił pamięć czy ma coś z głową i że naiwna zapewne już martwa Renata chciała tego szaleńca hipnotyzować w jego domu.

-Może dobrze było by sprawdzić czy dotarła do domu, albo trzeba zawiadomić policję zaproponowała jeszcze inna koleżanka

Niemal, że w tym samym czasie, Renata była już po wstępnych rozmowach dotyczących jej nowej pracy, jako opiekunka i wychowawczyni dzieci międzynarodowej grupy ekipy zajmującej się rekonstrukcją i konserwacją starożytnej mozaiki.

-I, co pani Renatko ” Pierwsze koty za płoty ”- powiedział ksiądz wychodząc z przydzielonego pracownikom UNESCO budynku, niedawno jeszcze należącego do zakładów „Mieszko”.

-Tak, ale się denerwowałam?

-I, co wcale nie potrzebnie, moim zdaniem świetnie sobie pani poradziła!

-Myśli ksiądz? A swoją drogą nie wiem, jak ja mogę się księdzu proboszczowi odwdzięczyć?

-O trzeba sobie przecież pomagać, a propo, czy miałaś już moje dziecko okazję zacząć czytać tę książkę, którą tobie pożyczyłem?

-Jeszcze nie, ale…

-Nie przecież ja ciebie nie zmuszam, byłem tylko ciekaw twej opinii.

-Zacznę ją jak tylko wrócę do domu, obiecuję- powiedziała dziewczyna, choć w taki sposób chcąc podziękować księdzu za protekcje i pomoc w załatwianiu jej nowego zajęcia.


38
OBCHODY


Z restauracji udali się oczywiście pod Grunwald, a dokładniej na pola między Stębarkiem, Łodwigowem i Grunwaldem

Jako taksówkarz Krzysztof znał boczne drogi, a wiedząc o tym, że dziś będą bardziej zablokowane drogi niż kiedykolwiek wcześniej, kierował się bardziej polnymi drogami co niosło ze sobą takie niedogodności, że trzeba było mimo nasilającego się upału trzymać zamknięte okna gdyż teraz jego mercedes skacząc i falując na nierównościach wzbijał sobą również kłęby kurzu.

Niestety dawno też pozbawiony freonu układ klimatyzacyjny nie pozwolił pasażerom się również ochłodzić, całe szczęście, iż Krzysztofowi udało się sprawnie i w miarę dość szybko dotrzeć do zabudowań gospodarskich jednego z sobie już dawno temu zaprzyjaźnionych gospodarzy do którego rok wcześniej woził turystów biorących udział w poprzednich inscenizacjach bitwy.
Opłata za zaparkowanie teraz wynosiła u niego aż 15 złoty, ale przynajmniej stąd mieli do przejścia może kilometr.

Ścisk i upał były ogromne zaraz po oficjalnym przemówieniu i wprowadzeniu zaproszonych na uroczystość głów państw Litwy i Polski, o czym bardziej wiedzieli z biuletynów i ulotek niż mogli usłyszeć przez źle rozmieszczone megafony ogłoszono bitwę.
Zaczęły się więc zaplanowane punkty inscenizacji gdzie uczestniczyło około dwa tysiące ludzi i może ze 100 lub nawet więcej tysięcy widzów.

Ktoś odgrywający rolę Władysława Jagiełły, oraz Ulryk von Jungingen, czyli niby wielki mistrz Zakonu wraz z chorągwiami konnymi przybyli na Pola Grunwaldu nieco w jarmarcznym stylu stłoczeni kilka rzędów za ogrodzeniami z drewnianych pni oglądali przejazdy konnych i zadziorne pojedynki pieszych rycerzy.

Doktorowa i matka Krzysztofa zasiadły na krzesełkach turystycznych pod jednym z których schowali najcenniejszy tutaj swój skarb czyli styropianowe pudło z dwiema zgrzewkami wody którą tutaj sprzedawano kilkukrotnie drożej a zwykłą kranówę po złotówce za szklankę.
Porządkowi i niby giermkowie w śmiesznych jasnych słomkowych kapeluszach z szerokimi rondami chodzili we wszystkich kierunkach.
Zewsząd też było słychać komentarze, okrzyki aplauzu jak i przekleństwa nieustanne kliknięcia migawek aparatów fotograficznych i odgłos karetek pogotowia jeżdżących w te i we wte do nieustannie gdzieś mdlących widzów.

-Wspaniałe widowisko -powtarzała co raz jego matka przypominając teraz małe dziecko w wesołym miasteczku.
Dramatyczna a czasem nawet kosmicznie brzmiąca muzyka z megafonów mieszała się z jakimiś niskimi dźwiękami i głosem a właściwie pogłosem nieustannie mylącego się
komentarzysty bezskutecznie próbującego na bieżąco tłumaczyć przebieg bitwy i to co na żywo roztaczało się przed ich wzrokiem

Wystrzały armat Krzyżackich, mieszały się z okrzykami widzów i klekotliwym odgłosem obijającego się żelastwa tuż obok barierek przejeżdżających konnych rycerzy, którzy zataczając koła co raz oddalali się i przybliżali się od swych inscenizacyjnych wrogów.

Było tu wszystko od szarży Litwinów zdobycia i odbicia Wielkiej Chorągwi Krakowskiej czy zagrożenia życia króla Polskiego kiedy to prowadzone przez Wielkiego Mistrza chorągwie przechodziły tuż opodal pagórka z którego on dowodził sprzymierzonymi wojskami.
Helena stała i robiąc swym malutkim aparatem niezliczoną ilość zdjęć, jakby będąc w transie powiedziała słowa Juliusza Cezara po wygranej bitwie, które to zwycięstwo pozwoliło jemu dwa lata później przekroczyć Rubikon i w rezultacie zostać Cesarzem:

-„Veni, Vidi, Vici”

-Co mówisz takie coś u nas chłopaki piszą na chustach jak wychodzą z wojska, -Powiedział jak znawca myśląc - dobrze że ja nie musiałem iść do woja.

-To come, To see, and To conquer, Byłem, widziałem , i to no wygrałem- Helena próbowała przetłumaczyć tę frazę na Polski.

-Czy wiesz kto to powiedział? –Spytała i odwracając twarz w jego stronę dodała

-Cesarz Juliusz Cezar jak po zwycięstwie wracał do kraju i jeszcze jeden wasz bohater a był nim Jan Sobieski, jak zwyciężył Turków we Vienna.


Były śpiewy Krzyżaków i Polska „Bogarodzica” i wszędzie te wielobarwne chorągwie i herby

Jedynie z namiotów rozstawionych w wielu miejscach wychodziło dużo za wiele niewiast zraszających swych rycerzy wodą dla ochłody, a może i darzące ich miodem pitnym.

W tych oszukanych potyczkach też zdarzały się i wypadki do których co jakiś czas na sygnale podjeżdżały karetki pogotowia.

-Jak oni wytrzymują ten upał -z podziwem w głosie na przemian Doktorowa i jego matka wygłaszały swe słowa podziwu dla rycerskiej braci obładowanej żelastwem często ważącym prawie tyle co oni sami?

- Sześćset lat temu też był upał i żaden z nich nie miał ze sobą butelki wody-skomentował Krzysztof.

Jednak pijąc dużo wody mimo zabójczego upału nie dało się jej wszystkiej wypocić a z kolei znalezienie tutaj względnie nieobleganej ubikacji równało się nieomal z cudem.

Jakiś kwadrans przed zakończeniem bitwy widzowie jak na komendę lub tak jakby bojąc się korków na drogach zaczęli pomału wstawać i wychodzić.

Było to coś jakby jakiś niewerbalny nakaz i jakiś zew tłumu gdzie do poruszenia tej masy ciał tratujących i napierających teraz na jeszcze siedzących na kocach widzów w odleglejszych od inscenizacji miejscach starczyło kilku pierwszych prowodyrów.

W pewnej chwili niejako powstały dwie bitwy jedna kończąca się tam na placu a druga przepełniona tą samą determinacją powstająca wśród widowni.

Agresja i chamskie odzywki były bronią tej drugiej bojącej się drogowych korków armii.

On z paniami woleli jednak przetrwać tratującą ich masę, czując się teraz jak ci legendarni Krzyżacy łucznicy stratowani przez swą własną ciężką konnicę.

Lepiej było zostać tutaj godzinę lub dwie niż uwięznąć gdzieś w kilko kilometrowym korku samochodów.

Wieczorem zrobiło się nico chłodniej i spokojniej Krzysztof z paniami najpierw odniósł do samochodu krzesełka i puste butelki w styropianowym pudełku, gdyż i tak nieliczne śmietniki były już dawno przepełnione.

I po zwiedzeniu zainscenizowanej przez organizatorów średniowiecznej wioski. I po zakupie w sklepiku ostatnich niemal butelek pół litrowej wody mineralnej za jedyne 5 zł od butelki zostawiając rycerzom już jedynie bardziej ogniste trunki, obejrzeli początek turnieju rycerskiego a opuszczali pole bitwy kiedy zaczynały się wieczorno nocne śpiewy pod pomnikiem.

Głodni ale przede wszystkim wyczerpani słońcem i upałem dotarli wreszcie do domu, gdzie jedyne co pozostawało to tylko kąpiel i sen.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:04, 21 Sty 2014    Temat postu:

39
PIĄTEK

Tego dnia starsza pani ani jego matka już nie chciały jechać na Grunwaldzkie pola, lecz Helena jak najbardziej tak.

Choć tym razem było o wiele mniej ludzi, lecz i tak na tyle sporo, że nie raz łokcie musiały zastępować „przepraszam”.

Dla Heleny wielką atrakcją tego dnia był średniowieczny festyn i jarmark w osadzie rzemieślniczej, a później turnieje i zabawy.

Mogli też teraz, spacerując między obozowiskiem inscenizatorów podziwiać tych z reguły nierzadko nie młodych już pasjonatów.

-Czy myślisz, ze oni wszyscy kiedyś byli rycerzami?- Spytał Krzysztof.

-No przecież są rycerzami?

- Ale nie tak naprawdę w poprzednim życiu- spytał Krzysztof myśląc o swej własnej dziwnej wizji.

- Why Not, po czemu nie – powiedziała Helena oglądając jakiś Chełm na sprzedaż.

Chodząc między tymi ludźmi Helena chwaliła ich stroje, zapał i determinację, jednocześnie ubolewając nad niechybną porażka organizatorów, którzy przede wszystkim z braku wyczucia lub chęci lepszego skomercjalizowania bądź co bądź ważnego przedsięwzięcia uhonorowania Polskiej Victorii w jednej z większych bitew średniowiecznej Europy, zrobili z tego jarmark pozbawionych ducha epoki, plastikowych gadżetów, balonów i zabawek wybiegających w przyszłość o całe tysiąclecie.

Wraz z Heleną poznali tutaj też rodzinę polonusów z USA , sympatyczną parę koło czterdziestki z kilkunastoletnią córką i młodszym synem który widać upodobał sobie jedno z polskich słów na wszystko odpowiadając „masakra”?!

- Rzeczywiście masakra -pomyślał Krzysztof kiedy może pięć kilometrów od domu coś
fuknęło i spod maski zaczęły się wydobywać kłęby pary.

- Co się dzieje- spytała Helena kiedy Krzysztof otwierał maskę.

-Walnął wąż od chłodnicy.

-I co teraz?
-Musimy troszkę poczekać, a później okręcę go torbą ze sklepu i może jakoś pomału dojedziemy.

-A może zawołać TowTrack, taki co ciąga samochód.

-Nie gdzie ja dziś złapię kogoś kto by mógł mnie sholować?

Kiedy Krzysztof szperał w bagażniku siedząca w taksówce Helena wyjęła z torebki swój malutki kodek MP3 i wkładając sobie do uszu luźne kabelki słuchawek zamarła w jakiejś zadumie.

-Co słuchasz, jakiej muzyki słuchasz?- powtórzył Krzysztof głośniej siadając przy niej na siedzeniu kierowcy.

- O to nie muzyka – powiedziała Helena przytykając teraz do jego ucha jedną z przed chwili wyciągniętych słuchawek.

- To klasyka, słucham Makbeta. –Powiedziała Helena i naciskając wyłącznik na swym urządzeniu teraz przymknęła na chwilę powieki, po czym wyrecytowała.

- When shall we three meet again
In thunder, lightning, or in rain?


When the hurlyburly's done,
When the battle's lost and won.


That will be ere the set of sun.
Siedziała chwilę w zadumie aż w końcu dodała.

-W university grałam w drama, w sztuce w szkolnym tieter.

- O to ty jesteś też aktorka- zdziwił się Krzysztof dodając po chwili .

-A to co powiedziałaś to co to było?

-Makbet pierwszy akt , trzy czarownice nie znasz?- zdziwiła się Helena, że Krzysztof nawet nie zna tak podstawowej klasyki.

-O’key, może was tego nie uczyli, poczekaj to by było jakoś tak – Znów Helena przymknęła powieki i starając się dobrać odpowiednie Polskie słowa przetłumaczyła to co powiedziała wcześniej w oryginale.
- Niedługo spotkamy się znów kiedy będą bić pioruny z nieba
Kiedy bitwa się skończy zwycięska i przegrana.
Przed zachodem Słońca.

-A może i dobrze, ze was nie uczyli bo to wszystko oszukaństwo.

-Co jest oszustwo?

- No ten William Szekspir i to, że on to napisał.

Widząc, iż Krzysztof i tak nie rozumie o czym ona mówi w możliwie jak najprostszy sposób Helena przekazała jemu teraz, że Wiliam Szekspir niczego nie napisał gdyż on nie istniał. Nazwisko Szek spir Shake-speare według tego co mówiła Helena znaczyło po prostu „Trzęsący Włócznią” i dotyczy wykreowanego przez Różokrzyżowców, którzy obecnie zeszli do podziemia spisku. Ci działających na przełomie od XV do XVIII wieku początkowo do ochrony Elżbiety I Tudor i do stworzenia jak ją nazwała Helena "Nowej Atlantydy” czyli USA i Kanady

Według tego co opowiadała Helena temu wszystkiemu przewodził nie jaki Nicholas Bacon oficjalnie strażnik Wielkiej Pieczęci, który był prekursorem i twórcą wczesnego "prawdziwego" języka angielskiego wraz z jego nowymi zasadami gramatyki jednocześnie przez okres kilku dekad tworząc tak zwany Szekspirowski teatr i postać jego głównego powieściopisarza faktycznie pisząc firmowane przez niego sztuki samemu lub wraz z "współbraćmi".

-No dobrze ale po co to wszystko? -spytał zaciekawiony opowieściom Heleny Krzysztof.

-Trzęsący włócznią to masoński i różokrzyżowy symbol bogini Ateny ich patronki jako wojowniczej Sofii co znaczy mądrość

.- Zaczęła teraz Helena tłumaczyć dalej zawiłość i intrygę związaną nie tylko z tym co działo się za czasów domniemanego Szekspira ale o tym jaki to ma wpływ, a nawet, że jest to częścią otaczającego ich Świata i polityki w nim lansowanej.

Helena tłumaczyła jemu, iż w dziełach „Szekspirowskich” odnajdowanych jest kilka odrębnych styli w tym również królowej Elżbiety I , poza tym są w nich przypisywane Szekspirowi dzieła innych twórców między innymi kronikarza wyprawy Magellana Antoniego Pigafetty, którego burza na oceanie opisana w jego kronikach wyprawy jest splagiatowana przez domniemanego Szekspira w jego dramacie.

Mówiła o tym, iż wywodzące się pośrednio od Templariuszy loża masonów, Iluminatów i Różokrzyżowców czczą mądrość pod postacią sowy jako nieodłącznej towarzyszki bogini Ateny, a zeznający podczas procesu Templariusze przyznali się do wielbienia tajemniczego Bafometa , który w rzeczywistości brzmiał Baphomet często przedstawiali Baphometa jako głowę,

Mówiła, że rzekomo chodzi tu o głowę Jana Chrzciciela lub o twarz Jezusa Chrystusa odciśniętą na całunie Turyńskim, który był w posiadaniu Templariuszy. Jednak inni zeznający Templariusze opisywali głowę zupełnie inaczej, np. jeden z nich mówił że jest ona pokryta mięsem i ma lekko niebieskie włosy, drugi natomiast, że była to głowa wykonana z drewna, posrebrzana i pozłacana, inny z kolei twierdził, że głowa była tylko namalowana na desce.

Ciekawy według Heleny był fakt, że sama nazwa Baphomet, czytana wspak daje Temohpab, czyli Templi omnium hominum pacis abbis tj. opat świątyni pokoju wszechludzkości.

-Tak widziałem taki film tam mówili, że ten na „B” to po prostu diabeł- Powiedział Krzysztof przypominając sobie pokaz filmu na jednym ze spotkań na których brał udział wraz z pulchną Violą.

Na co Helena oznajmiła iż wielu historyków wywodzi słowo "Bafomet" od zniekształconej, starofrancuskiej wersji imienia proroka Muhammada, czyli "Mahometa". Faktem jest, że wówczas meczety nazywano "bafomeriami".

Inni twierdzą, że nazwa bożka templariuszy pochodzi od arabskiego słowa "abufihamet", co oznacza "Ojciec Zrozumienia".
Uświadamiała też, ze takie skojarzenia nie powinny budzić zdziwienia, jeśli ma się w pamięci, gdzie znajdowała się główna siedziba Zakonu oraz gdzie głównie działali sami templariusze.

-A ja byłem w tym miejscu ale nikt tego wtedy nie mówił- Krzysztof przypomniał sobie teraz pielgrzymkę do Jeruzalem.

Mijały minuty a Helena jak z encyklopedii nieco przekręcając Polskie słowa mówiła, że na przykład, jakiś słynny arabski badacz magii i nauk tajemnych, Idries Shah pisze, w swojej książce o sufich, że Bafometem jest głowa sufickiego mistyka zwanego Hallaj, straconego za odmowę wyjawienia duchowych tajemnic. Po odcięciu jego głowy, królowa-matka kalifa nakazała ją zabalsamować. Później głowa Hallaja weszła w posiadanie mistrzów Sufi, którzy przypisywali jej magiczne moce. Shah twierdzi, że Hallaj, "syn wdowy", był nie tylko Bafometem, ale także pierwowzorem postaci Hirama Abiffa, która odgrywa główną rolę w symbolice i rytuałach lóż masońskich a, że masoneria utrzymuje, iż jest spadkobiercą templariuszy.

Hiram Abiff, mistrz mularski, z tego co mówiła Helena był budowniczym Świątyni Salomona, i został zabity przez swoich pomocników, kiedy odmówił im zdradzenia swej sekretnej wiedzy. Stąd masoni nazywają siebie "synami wdowy", czyli żony zamordowanego Mistrza.

-Źle w tedy było być kimś zdolnym- pokiwał głową Krzysztof.

- A znasz słynną cerkiew w Moskwie Wasyla Błogosławionego?

- W Moskwie to co ją zawsze pokazywali na Placu Czerwonym?

-Dokładnie tą według legendy , Iwan Groźny po ukończeniu budowli rozkazał oślepić architektów, by nigdy więcej nie stworzyli czegoś równie pięknego.

- Brry co za czasy- wzdrygnął się Krzysztof.

- Oglądałeś może „ Da Vinci Code”?

- Ten z Tomem Hanksem, nie matka by mi dała jakby się dowiedziała- Powiedział Krzysztof jednoznacznie określając w gestykulacji co by jego spotkało jakby się odważył obejrzeć ten film.

- O rozumiem- Smutno powiedziała Helena w jakimś sensie współczując Krzysztofowi jego losu i ograniczeń jakie z nim się wiążą.

Z tego co dalej mówiła to według autorów książki "Święty Graal, Święta Krew", jeśli przepuści się słowo "Bafomet" przez specjalny kabalistyczny szyfr zwany Atbasz, otrzymamy słowo "Sophia", imię greckiej Bogini Mądrości. Templariusze są uważani za strażników starożytnej sekretnej wiedzy, a symbolem mądrości jest ludzka głowa.

Że Aleister Crowley, który w Ordo Templi Orientis czyli Zakonie Świątyni Wschodu, przybrał imię właśnie "Baphomet", wierzył, że słowo to pochodzi od dwóch greckich słów, oznaczających "chrzest mądrości" lub "pochłonięcie do mądrości", co można interpretować jako śmierć ego.
Ze śmiercią jednoznacznie zaś kojarzy się symbol czaszki i skrzyżowanych piszczeli czyli nie tylko sztandar Templariuszy, który po ataku na nich przez króla Francji Filipa IV Pięknego, został pierwowzorem bander piratów, ale znajdujący się na terenie uniwersytetu w Yale okultystyczno-masoński Zakon Skull and Bones znany też jako “Czaszka i Piszczele” , której symbolami jest czaszka, ze skrzyżowanymi piszczelami oraz liczba 322.

Obecnie Zakon ten jest zarejestrowany pod nazwą Russel Trust. Jego członkowie stanowią nierzadko tzw. “Establishment” czyli elitę polityczną, bankową i finansową USA, zajmując najbardziej eksponowane i decyzyjne miejsca choćby w takich instytucjach jak: Bilderberg Group, Komisja Trójstronna czy Rada Stosunków Zagranicznych czyli CFR.

Kontrolują oni także w dużym stopniu nowojorską giełdę, działają w przemyśle naftowym, są dyplomatami, magnatami kolejowymi, prasowymi, telewizyjnymi, bankowymi i finansowymi. Od wielu lat członkowie tej tajnej organizacji decydowali o programach oświatowych w USA i wychowywaniu młodego pokolenia.

Helena przytaczała przykład, iż były prezydent USA George Bush został członkiem tego Zakonu w 1947 roku, zaś jego ojciec Prescott Bush w 1917 r. Ostatnio trzeci członek tej “ziluminizowanej” rodziny – George Bush Junior wnuk Prescotta został “namaszczony” na kolejnego prezydenta USA . Z tajnymi towarzystwami jest także ściśle związany amerykański Ku Klux Klan. Zgodnie z tym co pisze badacz masonerii Paul A. Fisher, organizacja Ku Klux Klan “jest bezpośrednio związana z wolnomularstwem,

- Aleś mi namieszała w głowie ciekawe to wszystko, i widzę, że bardzo się tym wszystkim przejmujesz- Powiedział Krzysztof wiedząc, że na pewno już chłodnica na tyle ostygła, że będzie mógł uzupełnić płyn i pokleić rurę od chłodnicy


Tak więc biorąc przygotowane uprzednio akcesoria Krzysztof ciasno okręcił pęknięcie reklamówką ze sklepu i wszystko grubo zakleił zbrojoną taśmą klejącą.

-Wy też macie Duct tape, -zaśmiała się dziewczyna, która teraz też wyszła z samochodu -u nas był taki śmieszny show w TV i tam mówili, ze Duct tape to jest tajna bronia handyman, majserek taki facet co sam wszystko robi w domu.

-Trzeba sobie jakoś radzić- Powiedział Krzysztof z dumą, choć nie wiedział czy tą partaninkę Helena uznawała za zręczność czy skąpstwo?

Wrócili do domu, na kolację a Helena zanim wysiadła dała Krzysztofowi za jego pomoc i usługę całe sześćset złotych.

- To takie za każdy rok jeden złot w tym Battle of Grunwald - powiedziała dziewczyna skinieniem głowy dziękując za miło spędzony czas.

-Krzysztof tym razem nie oponował, bo nawet jakby miał przez te dwa dni zarobić podobną sumę to na pewno najeździł, napociłby się i nadenerwował przy tym strasznie.


40
SENNA WIZJA

Kiedy położył się do łóżka nie chcąc myśleć o upierd…ościach życia i jutro czekających go naprawach przy samochodzie, pomyślał o owym widzeniu, które zaczynało się pojawiać podczas transu, prowadzonego przez Renatę. Może jakby wtedy matka nie przyszła, to by się ujawniło coś więcej.

Ale zaraz jak to mówiła Renata, ja wiem to sam tylko muszę się zapytać samego siebie, łatwo powiedzieć”. Krzysztof długo próbował się skupiać i tak jak sugerowała Renata jakoś tam pytać samego siebie.

W końcu zaczął przypominać sobie te obrazy, widziane jak mówiła Renata w hipnozie, choć jemu osobiście wydawało się bardziej, że to była tylko jego wyobraźnia.

Nagle nie wiedząc skąd przed jego oczyma ujawnił się tył prawie białego konia, koń stał bokiem do niego, był jasno szarej maści z ciemniejszymi jakby piegami.

Krzysztof nie tylko zobaczył tego konia, z tak wielkiego bliska, że przysłaniał on sobą wszystko inne, ale również poczuł zapach jego potu.

Chyba nie byłem koniem, przyszedł do jego głowy jakiś absurdalny pomysł.

Ale jak tylko to pomyślał w jakiś trudny do opisania sposób Krzysztof odczuł, że obok konia stał jeszcze ktoś.

Starczyło jedynie pragnienie, aby tego kogoś zobaczyć a obraz jakby za naciśnięciem jakiegoś magicznego guzika się oddalił na tyle, że teraz on zobaczył przed koniem stojącą postać.

Zobaczył również, że ta osoba stoi bardzo blisko jakiegoś, urwiska, ale Krzysztof odczuwał, że była to dolina rzeki, obok rosło to samo karłowate drzewo, które Krzysztof widział podczas prowadzonej przez Renatę hipnozy.

Tą stojącą postacią na pewno był jakiś mężczyzna, Krzysztof odczuwał jego zmęczenie, i jakąś nie świeżość, gdyż był on zakurzony i nieogolony zupełnie jakby przybywał z daleka.

Krzysztof starał się skupić na jakichś szczegółach jego ubioru, ale, wszystko widział jakby za mgłą.

Dopiero, kiedy spojrzał na jego buty, które wydawały się lśniące i błyszczące, w pierwszym momencie on nie wiedzieć, czemu pomyślał, że to są baletki i dopiero, kiedy skrzywił się na samom myśl, że mogłaby to być prawda, ta wizja jakby się zmieniła, i Krzysztof zobaczył teraz innego mężczyznę.

Stał on na krawężniku jakiejś ulicy, zupełnie jak czekający na taksówkę pasażerowie Krzysztofa.

Za nim stał jakiś jasny kilku piętrowy budynek, w renesansowym stylu. Był on rzęsiście oświetlony, Krzysztofowi kojarząc się z jakąś operą, o czym mógł też świadczyć galowy ubiór widzianego przez Krzysztofa mężczyzny, który miał na sobie cylinder, dopasowany czarny żakiet z białym kwiatkiem w butonierce.

Ów mężczyzna na gładkiej jasnej niezbyt szczupłej twarzy, posiadał wąsy w węgierskim stylu.

W ręce spowitej w białe rękawiczki trzymał długą czarną laskę z jakąś białą lub bardzo jasną kulką na końcu.

Ciemne starannie wyprasowane spodnie, dotykały czarnych bardzo wyglansowanych półbutów.

Buty te tak bardzo się świeciły, że jakby ich obraz przeniósł z powrotem Krzysztofa wizję do pierwszego mężczyzny, i kiedy tym razem on spojrzał na jego buty zrozumiał, że były one zrobione z metalu.

Rycerz zabrzmiało w głowie Krzysztofa, tak jak niegdyś musiało zabrzmieć Archimedesa Eureka, kiedy on odkrył swoje prawo.

Jednak odkrycie Krzysztofa, stawiało przed nim więcej pytań niż mógłby sobie na nie odpowiedzieć.

Po pierwsze, kim był ów rycerz?
Czy miał by nim być niegdyś on?
Jak to się miało do jego obecnego życia i co on miał niby z tym zrobić?

Renata mówiła, że ja wewnątrz wszystko wiem, może, więc wiem i to także.

Zaczął, więc skupiać i wytężać swój umysł, nad pierwszym pytaniem.

Kim był ten rycerz, jakiej był narodowości, jakie było jego imię, kiedy on żył?

Tak jak kiedyś, będąc jeszcze dzieckiem, kolorował konnych rycerzy na okładkach swych, ofiarowanych przez dziadka bloków rysunkowych.

Teraz też używając wyimaginowanych farb czy kredek, starał się zamalować mglistą postać rycerza, jednak żaden z kolorów jakby do niego nie pasował, aż dopiero czerwień na bieli, były właściwymi dla niego barwami. Le Croisé

Krzysztof w swej głowie usłyszał jakieś obco brzmiące słowo, lecz, mimo że nie znał tego języka, ale zrozumiał, że znaczy ono Krzyżowiec.

Nie potrzebował też encyklopedii, aby znaleźć jego znaczenie, albowiem nie tylko zobaczył, ale też w jakiś sposób odczuł, że chodzi o uczestnika krzyżowej wyprawy.

Krzysztof nie wiedział, jak jeszcze długo bez skutecznie usiłował dowiedzieć się czegoś więcej o nadal wpatrzoną w wąwóz rzeki mglistą postać, ale chyba, kiedy starał się jakoś dowiedzieć jego imię z wyczerpania zasnął.

Nie miał pojęcia czy śnił coś oprócz owej wizji, która na pewno nie była snem.

Ale kiedy nie całkiem obudzony, leżał tak jeszcze raz przeżywając to, co widział przed zaśnięciem usłyszał, coś, co mogło być imieniem lub jego częścią, a to, co usłyszał brzmiało jak Devil.

Krzysztof chciał podzielić się tym wszystkim z Renatą, ale było jeszcze nawet przed dziesiątą, a poza tym był przecież umówiony z Heleną.

Pomyślał, więc że poczeka na Helenę, powie jej, że niestety nie będzie i tak mógł jej nigdzie zawieść, tak, więc tylko odprowadzi ją na postój. Sam zaś pójdzie porozmawiać z Renatą w restauracji, w której ona pracuje.

„A jeśli nie będzie mogła rozmawiać, przecież jest w pracy?

Nawet jak coś zamówię to i tak nie usiądzie obok mnie na pół godziny.

Najwyżej powiem jej tylko, że mam jej coś ważnego do powiedzenia i umówię się z nią po jej pracy.

Zaraz po tym jak się umył i ogolił, przy porannym śniadaniu, spisał najważniejsze rzeczy i kolejność swych wizji.

Kilka minut przed dziesiątą przyszła Helena, ale aż tak bardzo się nie zmartwiła tą wieczorną awarią rury od chłodnicy.

Ku jego zgrozie zamierzała też cały dzień spędzić w towarzystwie swego brata.

Na nic się zdały jego tłumaczenia, że musi zająć się samochodem, bo ona wymyśliła, że dość ma już tego miasteczka, i że wynajmuje Krzysztofa na wyprawę.

Trasa miała na początek wieść nad morze.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:05, 21 Sty 2014    Temat postu:

41
PROPOZYCJA


-Miło mi siostrzyczko, że o mnie pomyślałaś, ale nie zależnie, że to było by super zlecenie, ja nie wiem czy mój samochód się nadaje na taką trasę po Polsce?

-A, co jest z nim, źle?

-No niby nic takiego, ale ma już swoje lata i tylko czekać, aż zacznie się sypać!

-Sypać nie znaczy mieć, z kimś seks?

-Nie w tym akurat przypadku nie!- zaśmiał się Krzysztof- A swoją drogą skąd ty wyszukujesz takie słowa?

-Uczę się mówić tak jak się normalnie w Polsce mówi?

-To gdzie ty się tego uczysz na dworcu? Bo to nie jest tak całkiem jak się powinno mówić.

-A to, czemu inaczej się mówi w mieście, a inaczej na dworcu?

-Nie nie ważne- on znów się uśmiechnął. Wracając jednak do tej twojej propozycji, to, mimo że, nie lubię tracić zleceń, chyba będziesz musiała znaleźć kogoś innego.

-A, kiedy ja chcę, jechać z tobą, nic się nie martw kupimy nowe koła.

-Jeśli już to starczyłyby tylko opony- przerwał jej Krzysztof.

-No matter kupimy, co trzeba, i damy samochód do tego no, oglądania?

-Czy chodzi tobie, że do przeglądu?

-Niech będzie tak jak mówisz! I ja płacę za wszystko, a pojutro jedziemy- zadecydowała Helena.
Przy takich argumentach, Krzysztof był skłonny się zgodzić na propozycję Heleny, bo jeśli miała pieniądze i marzyły jej się jakieś ekstrawagandzkie wycieczki, to, czemu miałby z tego korzystać ktoś inny?

-To, co, powiesz?

-Jeśli tak, no to zgoda!- on podał jej rękę, na przypieczętowanie umowy.

-Cieszę się, to teraz zadzwonimy po tranapotation- dziewczyna wyjęła swój telefon i wstukała numer, który miała zapisany w jego pamięci. Dzień dobry pan wiózł mnie, dwa dni temu, jeśli pan może to proszę przyjechać-, Kiedy ona zaczęła podawać zapisany w swym notatniku adres, mężczyzna z drugiej strony tylko spytał.

-Dobrze pani Heleno, pod dom pani babki, czy do Krzyśka?

-Tak to drugie, tam właśnie!

-Będę za pół godziny.

-No to do widzenia.

-Z, kim rozmawiałaś?- spytał Krzysztof?
-A z takim miłym taksówkarzem, podwoził mnie raz gdzieś, to wzięłam od niego numer tak jakby, co?

-Chyba wiem, o kim mówisz?

-Tak, jaki mały jest świat?- zdziwiła się Helena, dodając- no to przygotuj, co trzeba, bo on ma być za pół godziny.

-A gdzie właściwie jedziemy?

-No do sklepu po koła zapomniałeś?

-O tak no niby pamiętam pamiętam- powiedział Krzysztof dopijając kawę. We wszystkim, co robisz jesteś taka szybka?

-A, co myśleć, „Trzeba poklepać blachę jak jest ciepła”, nie całkiem prawidłowo powtórzyła zasłyszaną gdzieś mądrość ludową.

Za pół godziny rzeczywiście przyjechał Wiesiek, i razem z nim pojechali po chyba najlepsze, jakie mieli w sklepie pasujące na wymiar felg w mercedesie Krzysztofa opony firmy „Pirelli”. Połatali wąż od chłodnicy .

Na ten czas Helena poszła sobie coś przekąsić do domu, a kiedy wróciła już w dwa samochody pojechali, do zakładu mechaniki pojazdowej gdzie zostawili taksówkę Krzysztofa do ogólnego przeglądu.

Helena wynegocjowała z mechanikiem, jak najkrótszy termin ewentualnych napraw, obiecując mechanikowi dobrą zapłatę.

- A co teraz?- spytał Krzysztof Heleny siedząc teraz obok niej, jako pasażer w taksówce Wieśka.

-Może pojedziemy gdzieś coś zjeść?- zaproponowała Helena.

-Dobrze, ale teraz ja stawiam!- oznajmił Krzysztof, nakazując Wieśkowi. Jedź do „Śródmiejskiej”.

-Ależ se knajpę wymyślił?!- powiedział z ironią w głosie Wiesiek.

-No, co chcesz, tam mają dobre lody?

-No może, że lody, ale ja lodów nie jem!

-A czy ktoś ciebie pyta, co ty jadasz?

-Nie kłóćcie, się oczywiście, że pan Wiesio idzie z nami też!- Postanowiła Helena.

-Widziałeś skompuchu- odparł Wiesiek.

-A czy ja mówię, że nie, zgodził się Krzysztof jakby pod przymusem, jednak nie chodziło jemu bynajmniej o to, że nie chciał postawić koledze poczęstunku.

Bardziej chciał w jakiś niepostrzeżony sposób zamienić kilka słów z Renatą gdyż, dlatego zaproponował właśnie tę restauracje, w której ona pracuje, jako kelnerka, a z Wieśka niewyparzonym językiem mogło to się nie udać.

Kiedy jednak zrobili w restauracji zamówienie, i Krzysztof niby, że idzie do toalety zapytał którejś z obsługujących w głębi Sali kelnerek o Renatę

Ale przecież ona się zwolniła już kilka dni temu.



42
ZABAWA



Krzysztof, Helena i Wiesiek skończyli właśnie jeść podstawowe danie i snując plany na przyszłość oczekiwali deseru, kiedy Helena zaproponowała.

-Może pójdziemy wieczorem gdzieś potańczyć?

-No nie wiem, jeśli tak chcesz, - zgodził się Krzysztof. Ale dziś to chyba jest tylko dyskoteka

-Ale już idziemy bez ciebie- on zwrócił się do Wieśka!

-No i dobrze, bo na dyskotekę, to byś mnie nawet i końmi nie zaciągnął.

-A, czemu tak- spytała się Helena, nie rozumiejąc, czemu on miałby
Jechać konno na dyskotekę.

-A on tak tylko bredzi- odparł śmiejąc się Krzysztof.


Tak, że z restauracji Wiesiek odwiózł ich do domu, aby mogli się przebrać, i umawiając się na następny dzień, wrócił na postój.

Renata już też była w swym, wspólnym z teściami mieszkaniu, i ze świeżo zaparzoną herbatą, z trudem w swym pokoju zabrała się za lekturę księdza książki.

O umówionej godzinie Krzysztof, ubrany nieco może zbyt konserwatywnie, jak na dyskotekowy wieczór poszedł do domu „Doktorowej” po Helenę.

-Witaj wyglądasz super, ja przy tobie wyglądam jakbym był twoim ojcem?

-Dziękuje, ale wcale z tobą nie jest tak źle.

-To chodźmy, to jest w tamtą stronę- Krzysztof pokazał kierunek. Dyskoteki odbywały się w dawnym domu kultury, po upadku komuny kilkukrotnie przemianowywanym na różnego rodzaju kluby, ale dyskoteki odbywały się tutaj w zasadzie niezmiennie przez cały czas.

Budynek nie był zbyt okazały, ani na zewnątrz ani w środku, lecz po zgaszeniu świateł i włączeniu ogłuszającej muzyki spełniał swoje zadanie.

-To jest niestety nasza dyskoteka- głośno powiedział Krzysztof jakby nieco zawstydzony.

-Nie przejmuj się widziałam gorszę- przekrzykując hałas Helena krzyknęła jemu do ucha.

Z powodu decybeli i migotliwych świateł oni nie rozmawiali ze sobą za wiele, a i często on musiał wypatrywać Heleny w coraz to innych nieustannie przemieszczających się grupkach, rozbawionej młodzieży.

Bo jak się jemu wydawało oni musieli chyba być najstarsi w tym towarzystwie.

Nie przeszkadzało to rzecz jasna w zdobywaniu adoratorów przez Helenę, która szalała z coraz to kimś innym.

Choć Krzysztof starał się jej dotrzymywać kroku częściej niż z nią improwizował coś solo.
On nie był bynajmniej jakimś muzycznym koneserem, ale monotonnie powtarzający się rytm nazywał i uznawał za rąbankę.

Za coś prymitywnego, bez gustu i polotu. Helenie natomiast takie rytmy kojarzyły się z zewem życia, z krwią pulsującą w żyłach człowieka, i mimo że rozpoznawała ten surowy prymitywizm czasem potrzebowała takiej adrenaliny, aby w ogóle żyć.

Było w tym coś z Afrykańskiego szamanizmu, i inicjazmu druidów, bitewny brzęk werbli, i tętent tysięcy zmierzających ku sobie koni.

W nieco odleglejszej części miasta Renata w swym pokoju z coraz to większymi wypiekami na twarzy, wczytywała się w treść książki księdza Stefana. A kiedy dotarła do relacji de Joinvilla o masakrze Templariuszy pod Mansurą, jedynie chwytając torebkę, z książką w dłoni wybiegła z domu do pobliskiej budki telefonicznej.

Z trudem Krzysztof w tym hałasie rozpoznał dźwięk swego telefonu.

-Halo, kto mówi?

-To ja Renata, boże, co tam u ciebie się dzieje?
-To ty Renatko?, Poczekaj chwilę muszę wyjść na zewnątrz.

Ja też dziś chciałem z tobą porozmawiać, ale nie byłaś w pracy.- Powiedział zanim jeszcze doszedł do wyjścia.

O już lepiej, po co dzwonisz czy coś się stało?- Powiedział Krzysztof, kiedy z tej osaczającej go kakofonii dźwięków, słyszał teraz jedynie ów uparcie powtarzający się rytm, podobny pracy pary drwali wespół ścinających jedno drzewo.

-Chyba coś ciekawego znalazłam, ale powiedz przedtem – ona szukała w głowie słów aby spytać Krzysztofa o jego wczorajszą hipnotyczną wizję pola walki.

-A to tutaj to moja genialna siostra wyciągnęła mnie na dyskotekę- powiedział Krzysztof myśląc, że to właśnie jest pytanie, które chciała jemu zadać Renata.

-Nie nie ja nie o tym, czy pamiętasz tę książkę, którą pożyczył mi ksiądz Stefan?

-No coś tam mówiłaś, że jakieś nudy czy coś?

-Ale czy ty jesteś pewien, że nigdy jej nie czytałeś, albo ksiądz nie opowiadał tobie, o czym ona jest?

-Nie no chyba nie- zaśmiał się Krzysztof. Ja do końca w życiu to tylko chyba przeczytałem jedną książkę. Instrukcje obsługi mojej komórki.-Ponownie zaśmiał się Krzysztof.

-Ale ja pytam poważnie, czy na pewno nikt tobie nie opowiadał, co jest napisane w tej książce?

-Nie wiem? A co tam takiego strasznego jest napisane?

-To jest relacja z siódmej wyprawy krzyżowej.

-To niby takiej pielgrzymki?

-Nie krucjaty przeciwko Turkom w Egipcie w trzynastym wieku, to taka święta wojna.

-O kurcze- Krzyknął Krzysztof. Le Croisé?- czuł jak krew zaczęła pulsować jemu szybciej.

-Co ty mówisz?

-Krzyżowiec, ja wczoraj przed snem, tak jak mówiłaś miałem się siebie spytać, bo mówiłaś ze wiem wszystko tak w środku. No i widziałem dwóch ludzi, tak niby w wyobraźni, ale to przyszło samo.

-Kogo widziałeś, Jeden to był taki bogacz w takim wysokim kapeluszu, a drugi to Krzyżowiec, taki rycerz z koniem?

-Ja myślę, że chyba powinniśmy się jutro zobaczyć?

-Tak masz racje gdzie i kiedy?

-Jutro mam zacząć nową pracę, tam wiesz koło kościoła.

-No racja –przypomniał sobie Krzysztof o pracy, którą miał jej załatwić ksiądz

-Mój samochód jest jeszcze na przeglądzie? Ale powiedz, o której tam kończysz to spróbuję coś wymyślić.

-Może umówmy się przed wejściem do kościoła, około w pół do dwunastej mam wtedy krótką przerwę.

-Aleś sobie miejsce wymyśliła?

-Co nie dobre, no to gdzie?

-No niech już będzie, jeśli tak chcesz, to do jutra.

-Dobranoc.- Powiedziała Renata, i udała się w stronę jej domu. Będąc w mieszkaniu przebrała się w nocną koszulę i przygotowała już do spania, ale ciekawość była silniejsza od zmęczenia i dziewczyna znów wróciła do lektury.

Krzysztof natomiast wrócił na hałaśliwą dyskotekową salę. Kojarzącą się jemu bardziej z tartakiem niż zabawą.

- Gdzie ty byłeś, szukałam ciebie maybe fifteen minutów?

-Musiałem trochę wyjść na, zewnątrz, bo ta muzyka rozsadza mi głowę!

-Co ty chcesz? Zwykła muzyka!

-Może ty jesteś po prostu głucha?
-No Okay jeszcze trochę, jeszcze muszę, muszę się trochę, tak wiesz- Przekrzykując otaczające dźwięki dziewczyna pokazała, coś tak jakby przeszedł ją dreszcz.

-Wiem!- Powiedział Krzysztof, choć tak naprawdę, wcale nie pojął, o co jej chodzi. Jednak starczała jemu obietnica, że to cierpienie niedługo się skończy.

Chwila potrwała jeszcze ponad godzinę, zamiast zrelaksować się jeszcze bardziej naładowując Krzysztofa agresją.

Zamówił jeszcze jednego kolorowego drinca, który w tych fluorescencyjnych dyskotekowych światłach świecił niby wnętrze atomowego reaktora.
-Fuj co to musi być za świństwo- pomyślał Krzysztof siadając na wolnym teraz siedzisku przy brudnym, klejącym i równie obficie odbijającym fluorescencyjne smugi świateł blacie pomalowanego na czarno stołu.


Renata nie mogąc zasnąć ze swej małżeńskiej sypialni udała się do kuchni aby jeszcze jakiś czas w spokoju móc czytać pożyczoną od księdza książkę, na której to stronicach dziwnym trafem odkrywała losy widzianego podczas hipnozy Krzysztofa rycerza.
- Czy mogło to być przypadkiem, ze w ten sam dzień ksiądz Stefan pożyczył jej tę książkę? -myślała dziewczyna szukając w swej głowie przykładów jakichś podobnych do zdarzeń.

Kiedy wreszcie wyszli z dyskoteki, Helena zdawała się być jakąś rozpromienioną.

Cały też czas próbowała nawiązać z Krzysztofem rozmowę, lecz jego myśli zaprzątało teraz to co jemu powiedziała przez telefon Renata, tak więc tylko odpowiadał Helenie zdawkowo półsłówkami.

Kiedy przechodzili obok kina Helena zwróciła uwagę na wiszący w gablocie plakat i kilka zdjęć z filmu.
-O puszczają, jak to się u was nazywa? Wolno powtarzając przeliterowała tytuł „Władcy pierścieni”. To może następnym razem pójdziemy do kina?.Uśmiechając się zaproponowała dziewczyna z prośbą w głosie.

-Na te bajki?, Przeczesz to takie bajki dla dzieci!

-No nie prawda, to tylko legendy, ona go poprawiła. Legendy, które często mogą komuś dużo wytłumaczyć. Wiem, bo widziałam ten movie na DVD

-Dla mnie bajki i legendy to to samo, a poza tym, po co chcesz to oglądać jak mówisz, że widziałaś ten film?

-Bo warto go widzieć i chciałam go zobaczyć z tobą, ciekawa jestem, co o tym myślisz!?
-Ja tam lubię coś konkretnego, a nie te strzelające z lasera ufoludki, albo jakieś żyjące trupy czy duchy. O na przykład ten „Brudny Hary” no jak mu tam?

-Istwood wtrąciła z ironicznym uśmiechem Helena.

-No tak albo Hanks, jak z tym oddziałem szukają takiego jednego żołnierza, walka dobra ze złem i takie tam.

-Nie wiedziałam że jesteś takim pragmatykiem.- odrzekła ona z jakimś żalem.

-Co ja jestem.- zdziwił się Krzysztof?

-To znaczy że chcesz być takim twardo stąpającym po ziemi.

-A czy to źle?

-Nie zawsze to jest dobre, wszędzie musi być balans no wiesz równość a walkę dobra ze złem masz wszędzie dookoła siebie.
Legend takie jak ta przynajmniej często tłumaczą skąd to się wszystko wzięło!

-Taki już jestem.- odparł Krzysztof nie chcąc o nic więcej pytać ani przedłużać tej rozmowy, czując, że Helena mogła mieć na ten temat przygotowaną długą wyczerpującą odpowiedź.

-No tak niestety. -złośliwie spłętowała Helena.

-Co masz na myśli? Czy każdy musi myśleć tak jak ty?

-No matter. Odparła ona z pewną irytacją w głosie. Przez pewien czas szli w milczeniu, ulica była w zasadzie pusta, jakby nie liczyć, że w jakimś oddaleniu za nimi szła jeszcze tylko jedna para młodych ludzi.

Choć nie było słychać o czym rozmawiali zapewne musiało to być coś wesołego gdyż raz po raz ich śmiech odbijał się echem od ścian okolicznych budynków.

Wygłupy młodzieńca wywoływały rozbrzmiewające falowo chichoty jego partnerki.

Krzysztofowi było jakoś nie zręcznie, że swoją wypowiedzią spowodował, że Helena tak nagle spoważniała, mimo że tak rzeczywiście uważał, jeśli chodzi o film czy literaturę Science fiction

Jednak jako mężczyzna to, że ona posmutniała przez niego uznawał za jakiegoś rodzaju własną porażkę.

-Co nic nie mówisz?

-Bo myślę, że w życiu potrzeba nieco fantazji, a ty jej chyba nie masz!

-O, co tobie chodzi?

-Tylko o to, o czym mówię. -powiedziała oschle dziewczyna, kiedy skręcali w małą ciemną boczną drogę.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:06, 21 Sty 2014    Temat postu:

43
NAPAD


-Sama chyba nie masz fantazji. Pomyślał sobie Krzysztof jeszcze bardziej zezłoszczony. Po przejściu jeszcze kilkunastu kroków, nagle z za jakiegoś znajdującego się za nimi telegraficznego słupa, charcząc i chrząkając wyszedł ktoś, kogo nieduża zaciemniona postać szybko zbliżyła się w ich stronę.

-E dawaj dolary. Chrapliwym głosem odezwał się mały źle ubrany niedogolony człowiek, w sinej poświacie latarni połyskiwał trzymany w jego ręce nóż, którym on nerwowo wymachiwał.

-Dolary dawać cholery jedne.- powtórzył raz jeszcze.

-Co ci Zyga na łeb padło.- powiedział Krzysztof rozpoznając w mężczyźnie drobnego lokalnego pijaczka.
-Może Zyga może nie, dolary dawaj.- krzyknął napastnik coraz odważniej podchodząc w ich stronę.

-Co to za burdy.- krzyknęła z za płotu jakaś pulchna w pośpiechu dopinająca swój szlafrok kobieta. Krzysztof też znał ją z widzenia, bardziej jednak znał jej męża, którego ona tez po chwili zawołała.

-Tadek, choć szybko, biją się. Zyga chcąc wykorzystać ostatnią szansę zdobycia pieniędzy na wódkę, wymachując nożem zagonił Krzysztofa i Helenę między żywopłot a ścianę jakiegoś garażu.

-Masz przej…ane Zyga.- powiedział Krzysztof zasłaniając sobą dziewczynę.

W tym momencie do płotu podszedł mąż kobiety pan Tadek i próbując otworzyć wiszącą przy furtce kłódkę krzyknął do Krzysztofa.

-W jaja tego lumpa panie Krzysiu w jaja go!

Tracąc nadzieje na łatwy łup napastnik przesunął ostrzem noża po zaciśniętej w pięści zewnętrznej stronie lewej dłoni Krzysztofa.

-Och ty.- zasyczał Krzysztof odskakując na Momot w stronę Heleny, a kiedy po chwili odważniej ruszył w stronę napastnika ten się odsuwał tym dalej im Krzysztof bardziej desperacko na niego napierał, aby rozglądając się jak zwierze złapane w pułapkę, które szuka szansy ucieczki lub sprzymierzeńca, w końcu odskoczył w bok i uciekł.

Nie zwracając uwagi na prośby Heleny, aby on został przy niej Krzysztof pobiegł jego śladem.

Kilkadziesiąt metrów dalej był ogrodzony siatką teren budowy apartamentowca, Zyga znający wszystkie dziury, speluny i zakamarki nadające się podobnym jemu degeneratom na bezkarne lokum swych alkoholowych libacji sprawnie jak szczur przecisnął się przez szczelinę pod ogrodzeniem.

Krzysztof przeszedł płot górą, mimo że słyszał za sobą kogoś biegnącego, będąc niby w myśliwskim amoku nawet się nie oglądał.

Poza tym był pewien, że musiała to zapewne być Helena, w jakiś sposób chciał jej zaimponować, pokazać, że nie tylko jest sprawny fizycznie, ale i posiada swoistą fantazje.

Może jakoś bezwiednie lub podświadomie zamierzał zademonstrować jej swą rycerskość i męstwo.

Było to coś, co drzemie niemal w każdym szeregowym mężczyźnie, chęć potwierdzenia przed sobą swej męskości, ale w jego przypadku był to też jakiś sposób wytłumienia złości do Heleny za to, co powiedziała o nim przed kinem.

Po drugiej stronie ogrodzenia po pijaczku Zydze nie było już śladu, Krzysztof przebiegał tu w kilku kierunkach, zaglądał pod sterty jakichś desek i paneli, sprawdzał za pryzmami cegieł i pustaków, ale wyglądało, że jego męska misja obrońcy słabszych czy walczącego ze złem egzekutora do końca się nie powiodła.

Nie mógł być jak bezlitośnie zwalczający zło Klint Istwood, Bronson czy Schwarzenegger i choć teraz nie był prawym szeryfem ani detektywem, ale to tylko dla tego, że ścigany przez niego złoczyńca gdzieś się dobrze ukrył.

Z przeciwległego końca budowy Krzysztof zauważył biegnącego w jego stronę nocnego stróża

-Chyba on nie ma mnie za jakiegoś rabusia.- pomyślał Krzysztof zastanawiając się jak wytłumaczyć swą obecność na terenie budowy, bo, mimo że zakrwawiona dłoń mogła świadczyć na jego korzyść, to jednak znając polskie realia nieco obawiał się tej konfrontacji.

Niemal, że w tej samej chwili spostrzegł Helenę, która zatrzymała stróża w połowie drogi od Krzysztofa i zaczęła z nim rozmawiać, było jednak zbyt daleko, aby Krzysztof wiedział, o czym.

Obecność Heleny zdziwiła go gdyż był pewien, że ona jeszcze przed chwilą miała być tuż za nim. Idąc w stronę stróża i Heleny Krzysztof zobaczył jak Helena daje stróżowi coś ze swej torebki.

-Chyba ona nie chce go przekupić?! Zezłościł się Krzysztof, przyśpieszając kroku. Takie zachowanie dziewczyny nie tylko obrażało jego godność, ale jednocześnie sądził, że jeśli komuś należy się zapłata to właśnie jemu.

Nagle Helena i stróż zamarli wlepiając wzrok w Krzysztofa tak jakby, co najmniej dopiero, co jego dostrzegli.

Helena zaczęła coś krzyczeć i dawać jakieś znaki, Krzysztof już miał się obrócić za siebie, kiedy poczuł przerażający ból, uderzenie w plecy zwaliło go z nóg wrzucając w błotnistą kałuże.

Kiedy z trudem się tutaj odwrócił zobaczył nad sobą jeszcze innego zaliczanego do pijackiego półświatka degenerata, który podniósł ku górze gotową do ponownego ciosu, półtora metrową rurę?

Krzysztof zasłonił rękoma twarz, i teraz zdarzyło się coś nie zrozumiałego i niepojętego jednocześnie, niby snop błękitnawego światła zaistniało jakieś jakby wyładowanie elektryczne, to coś jak piorun trafiło w napastnika i przez ułamek sekundy zmieniło go po prostu w nic.

Właśnie zmieniło gdyż nie wyglądało, aby mężczyzna był spalony czy jakoś rozszarpany, najprościej można by powiedzieć, że on po prostu zniknął.

Nastąpiło to bez oznak ognia, dymu a nawet bez najmniejszej nawet iskierki, on po prostu jakby wyparował, gdyż jedyne, co po nim pozostało to jakiś unoszący się w powietrzu dziwny zapach i owa dwu calowa rura, która bezwładnie upadła niby opuszczona przez kogoś nie widzialnego tuż obok nóg Krzysztofa.

Zdezorientowany, zdziwiony, obolały i zszokowany Krzysztof rozejrzał się, dookoła, ale w najbliższej okolicy stała jedynie stara betoniarka i pryzma przykrytych brezentem worków cementu, a z drugiej strony niewysoka wydma żółtego piachu.

Za chwilę zjawili się tam również Helena i razem ze strażnikiem pomogli jemu wstać na nogi.

-Co to było, co pan jemu zrobił?- spytał zdziwionym głosem stróż Krzysztofa.

-Ja nic! Ja nic nie wiem, może piorun albo prąd?

-Prąd.- powtórzył stróż podchodząc do nie wysokiego drewnianego słupka na czubku, którego było zainstalowane elektryczne gniazdko. –Nie tu wszystko wygląda dobrze?

-Nie wiem przecież to on mnie napadł-. jakby tłumacząc się dodał Krzysztof, patrząc to na stróża to na Helenę.

-Tak to wcale nie twoja wina.- pocieszającym głosem powiedziała Helena lekko podtrzymując słaniającego się na nogach Krzysztofa.

-No i co teraz będzie? -spytał przerażony stróż, kiedy oni odchodzili od niego w stronę wyjścia.

-Najlepiej jak pan o tym wszystkim zapomni.- powiedziała stanowczo Helena.

-Zapomnieć? Wiśta wio, jak to ja mam zapomnieć, łatwo powiedzieć zapomnieć. -powtarzał stróż, ale już nikt jemu na to jego pytanie nie odpowiedział. Helena podała Krzysztofowi kilka chusteczek higienicznych, którymi on przykrył ranę na ręce, i pozwalając się jemu wesprzeć na sobie poprowadziła go przez furtkę przy stróżówce prosto na ulicę.

-Ja na prawdę jemu nic nie zrobiłem.

-Tak tak przecież widziałam.- powiedziała Helena udając równie zdziwioną jak był on, lecz tak naprawdę to ona dobrze wiedziała, co się stało.

Jedyne, co ją nurtowało to świadomość, że jeśli takie siły wspierały Krzysztofa to musiał on być ważniejszy niż kiedykolwiek przedtem ona mogła przypuszczać.

Kiedy doszli do mieszkania Krzysztofa, Helena chciała jego tam zostawić, lecz on upierając się, że musi ją odprowadzić do domu Doktorowej, gdyż jak uważał może któryś z tych zbójów mógł się tam na nią zaczaić.

Helena poczekała chwilę i kiedy już była pewna że Krzysztof wrócił do swego mieszkania wyszła na zewnątrz kierując się prosto w stronę placu budowy.

Kiedy Krzysztof wrócił do mieszkania nie chcąc budzić swej matki w łazience wydezynfekował ranę alkoholem a po przyklejeniu plastra i umyciu zębów poszedł spać.
Zasnął jednak tuż przed świtem, cały czas rozpamiętując co też zdarzyło się na placu budowy?

Rano wstał jakby zamiast głowy miał wiadro.
To chyba te cholerne kolorowe drinki pomyślał, idąc do łazienki poczuł bul na wierzchniej części dłoni na której widniał długi na 10 centymetrów plaster.

-A to co nowego- zdziwił się Krzysztof?




44
ARESZTOWANIE

Robiąc sobie kawę starał się sobie poukładać zdarzenia z poprzedniego wieczoru

-No tak byliśmy na dyskotece, Helena wariowała ze wszystkimi, ja piłem to świecące ku…stwo, potem zadzwoniła po coś Renata, a aaa wiem przeczytała coś w książce Księdza, a wracając do domu rozmawialiśmy z Heleną o jakichś filmach?

-Dziwne to wszystko- powiedział do siebie Krzysztof patrząc na swe zmięte zabłocone ubranie w koszu na pranie.

Jeszcze w piżamie z kawą w nie obolałej dłoni wyszedł przed dom, tak jakby podświadomie tutaj właśnie szukając odpowiedzi na to czego w żaden sposób nie potrafił sobie przypomnieć.

Usiadł i postawił kubek z pachnącą kawą na ławeczce przy domu i opierając się plecami o już rozgrzaną promieniami porannego słońca ścianę domu leniwie wpatrywał się w szybujące nad pobliskimi drzewami ptaki.

Dziś niedziela nie musiał się nigdzie spieszyć i choć było jemu nieco żal straconych a właściwie niezarobionych pieniędzy w tak gorącym okresie jakim były przygotowania do siedemset letniej rocznicy bitwy, ale takie lenistwo usprawiedliwione tym, że za wszystko płaci jego siostra też miało swe dobre strony.

Kiedy po pół godzinie wrócił do mieszkania zaczynając dopiero teraz szykować sobie coś do jedzenia ktoś zapukał do drzwi?

Przed drzwiami stał ich dzielnicowy z jakąś nieznaną jemu jeszcze młodą policjantką.

-Czy Krzysztof Pieruński, -zaczął zbyt oficjalnie dzielnicowy sierżant Zbigniew Kamiński.

-No przecież pan wie, że to ja- uśmiechnął się Krzysztof.

-Musi pan pójść z nami -dodała stojąca za dzielnicowym młoda policjantka, kiedy ten pierwszy zrobił jedynie znaczącą minę, która mogła znaczyć „Wiem że to ty ale takie są procedury”.

-W niedziele?- bardziej niż się zdziwił się wkurzył, że oto ma wreszcie wolny dzień od kółka a tu jakieś problemy z policją.

-W niedziele też giną ludzie-powiedziała policjantka

-A o co chodzi?- spytał się Krzysztof niby komputer przeszukując teraz w swej pamięci setki i tysiące drobnych przewinień, których teoretycznie mógł lub praktycznie wiedział, że dokonał, ale żadne z nich jego zdaniem nie było na tyle poważne aby po niego przyjeżdżała policja, ale czemu ona powiedziała, ze w niedzielę też giną ludzie chyba nikogo nie potrąciłem !?- Pomyślał Krzysztof jednocześnie odrzucając taka myśl.

-Dowie się pan na komisariacie- znów oficjalnie oznajmił sierżant Zbyszek.

- Dobrze tylko się ubiorę- powiedział Krzysztof wchodząc do środka i wpuszczając za sobą funkcjonariuszy.

Ubierał się w pośpiechu i tylko chwycił leżące na kuchennym stole klucze od domu.

-Ile to potrwa spytał kiedy już ubrany ale nadal dopinając koszulę wychodził z domu.

-Nie wiem -już innym tonem oznajmił sierżant.
Kiedy wsiadał na tylne siedzenie radiowozu zauważył biegnącą z oddali w ich stronę jego matkę a tuż za nią Helenę.

-Co się stało –pytała kobieta prowadzącego radiowóz oficera Zbigniewa, kiedy ten już pomału zaczął cofać samochód do tyłu.

-Nie wiem pani Małgosiu, proszę się odsunąć mam nadzieję, że wszystko szybko się wyjaśni.

-Gdzie go zabieracie, - pytała jeszcze zrozpaczona kobieta, lecz to pytanie pozostało już bez odpowiedzi.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:07, 21 Sty 2014    Temat postu:

45
PRZYCZYNY I SKUTKI


Helena poszła po swój telefon i jeszcze raz wychodząc na zewnątrz, upewniając się, że jej babka nie słyszy, i gdzieś zadzwoniła.

-Wiesiek przyjedź zaraz pod dom babci.

-Dobrze mogę być za piętnaście minut.

-O’key. -Helena zadzwoniła gdzieś jeszcze. Jedzcie pod komisariat policji, może będziecie potrzebni? Teraz dziewczyna wróciła do domu, aby się ubrać.

Za około kwadrans pod dom podjechała taksówka, Helena wyszła z domu po drodze jeszcze dopinając bluzkę.

-Jedziemy do „Agencji”.

-Robi się.- powiedział Wiesiek ruszając z miejsca.

-A, co ty taki podrapany jesteś?- spytała Helena, widząc w lusterku twarz kierowcy.

-A to to nic takiego miałem sprzeczkę z żoną.

-Opowiadaj mi tutaj prawdę! Co zrobiłeś?

-Ja przed panią nie odpowiadam!

-Mów- powiedziała z naciskiem Helena.

-No, co miałem robić jak ten śmieć rzucił się na mnie z nożem. To był naprawdę wypadek, ja chciałem jemu tylko nakopać do du..y!

-A, więc to tak- ona chwyciła się za głowę. Nasi już wiedzą?

-Oczywiście, wczoraj wyrzucili go na wysypisko śmieci, tam gdzie jest jego miejsce!

-To był jednak człowiek!

-Co tam z niego za człowiek?

-Ale teraz trzeba jakoś ratować Krzysia?

-Nic na niego nie mają, przecież wrócił z panią później do domu.

-To też wiesz?

-Przecież mam go strzec!

-Jak by tak wszyscy strzegli, to już nie potrzeba by wojny!- zirytowała się Helena.

-Co pani zamierza?

-Ty lepiej się w to nie mieszaj dość narobiłeś mess.

-Tak, to, co pani powie o tym drugim? Kto go spalił, bo ja takich rzeczy jeszcze robić nie umiem?

-Dobrze dobrze, ja się domyślam, kto to mógł zrobić, ale to jest inna sprawa.

-To to nie pani?- zdziwił się Wiesiek.

-Ja też nie umiem takich, jak mówisz rzeczy!

-To to myśli pani, że…- Wiesiek nie dokończył zdania, dlatego że podjeżdżali już, pod ogrodzony wysokim betonowym płotem dom należący do oddziału „Agencji”, ale on wiedział, że o pewnych bardziej istotach niż osobach rozmawiać nie należy.

-Poczekaj na mnie- powiedziała rozkazującym tonem Helena idąc w stronę kutej metalowej bramy.

Kiedy była już przy niej, wsadziła jakiś wyjęty z torebki plastik do elektronicznego czytnika, a później w miejsce gdzie ukazało się świecące na niebiesko okienko położyła swą prawą dłoń.

Metalowe drzwi otworzyły się, pozwalając dziewczynie wejść na dziedziniec, a gdy podeszła do willi jakiś mężczyzna w garniturze zaprowadził ją do gabinetu innego mężczyzny.

-Panie Lucjanie, trzeba jakoś pomóc Krzyśkowi on jest na policji?

-Tak wiem, ale przecież i tak on jeszcze nic nie wie?

-Nie chodzi o to, ale ci na policji mogą myśleć, że to on zabił tych tam?

-Tak ja jednak niestety nie dostałem jeszcze dyrektywów z centrali!

-Co takiego?

-A to takie post komunistyczne słowo- mężczyzna uśmiechnął się tłumacząc się.
Mówię, że nie dostałem rozporządzenia.

-Wiadomo, kim byli ci dwaj?
-Zwykłe pijaczki, na pewno słyszeli, że przyjechała pani z Kanady, to liczyli chyba na kilka złotych, aby móc się napić. Ale się przeliczyli, dobrze, że pani niedługo jedzie na Hel to tutaj przez ten czas nieco przyciśnie. A właśnie a propo Helu to mam coś dla pani-

Powiedział mężczyzna podchodząc do ukrytego we wnęce sejfu.

-Ja bym im nawet oddała trochę pieniędzy, mam taki nawyk, aby nosić coś ekstra z Nowego Jorku, ale ten Krzysiek się tak na nich rzucił i pobiegł za nimi.

Trzeba jakoś jemu pomóc, bo tamtego drugiego chyba ktoś wyirejsował , domyśla się pan chyba, kto!

-Nie-Dlatego właśnie muszę czekać na wiadomość z centrali! Ale na razie jak pani już tutaj dzisiaj jest to proszę wziąć to

Mężczyzna podał Helenie wyjętą z sejfu wyglądającą na najzwyklejszą w świecie widokówkę. To jest traking identyfikator jak będziecie jechać na Hel to może się przyda, aby bez błędnie zlokalizować nasz worteks, czy jak tam pani woli portal.
Czy wie pani jak tym się obsługiwać?

-Oczywiście uczono mnie!- dziewczyna wzięła z ręki mężczyzny, niewinnie wyglądającą kartkę pocztową, z widokiem morza, i przytknęła ją do swego zegarka. Za chwilę na tym również nie całkiem zwyczajnym zegarku, pojawił się pulsujący punkt, ona przycisnęła jakiś przycisk i punkt na powrót zniknął. Na odwrocie kartki było napisane tylko kilka słów „Pozdrowienia z nad morza „A”

-Tak działa, włączę to jak już będziemy dojeżdżać do celu.

W tej chwili do gabinetu wszedł, wszedł mężczyzna, który wprowadził tu wcześniej Helenę, niosąc w ręce jakiś malutki czytnik USB. Kiedy on podszedł do biurka podał USB siedzącemu za nim, a ten włożył go do jakiegoś urządzenia?

-Dobrze jest decyzja, mam pojechać na komisariat i załatwić wszystko polubownie.

-To się cieszę, dziękuję panu panie Lucjanie!
- Ale zaraz, to nie wszystko – powiedział mężczyzna przyciskając na konsoli swego biurka jakiś przyrząd, szyby okien pociemniały jakby za dotknięciem czarodziejskiej różyczki w kilkadziesiąt sekund zmienił jego biuro w salę projekcyjną

Na jednej ze ścian zaczęły pojawiać się sceny i obrazy poczynając od zdarzeń na lotnisku w Vancouver poprzez rzeczywiste i zmienione zdarzenia dotyczące Heleny, Krzysztofa, Anieli a nawet Doroty, która to po zmianach jakie dokonała Helena miała w ostatecznej wersji zdarzeń być pomyłkową ofiarą napaści tych dwóch degeneratów, którzy nie znając dobrze Heleny i sądząc, że dziewczyna idąca wraz z Krzysztofem do jego domu aby robić jemu sesję hipnozy była właśnie bogatą siostrą Krzysztofa niedawno przybyłą z Kanady.

W tej wersji zdarzeń Renata miała zginąć dlatego też w ostatniej chwili Wiesiek musiał zatrzymać Krzysztofa aby ten spóźnił się na zaplanowane na 16, 30 spotkanie z Dorotą co w rezultacie starczyło do zmiany zdarzeń bez uciekania się do drastycznych ingerencji w worteksy czy jak je nazywała Helena portale czasoprzestrzennych punktów na Ziemi związanych z tworzeniem alternatywnej od ustalonej przed wiekami przyszłości zdarzeń w Ziemskiej Pętli Czasoprzestrzennej.

Jedna z ostatnich scenek pokazywała drastyczne wymazanie z egzystencji kolegi Zygi jak i jego samego, którego najpierw dwóch znanych Helenie mężczyzn ukrywa na wysypisku śmieci, a następnie dwóch innych porzuca jego ciało na zapleczu dyskoteki.

-Co to o co tutaj idzie- zdziwiła się Helena?

- Wygląda na to, że wkurzyła pani opozycję, która teraz wrabia Krzysztofa w morderstwo!?- powiedział Lucjan, przywracając gabinetowi poprzedni stan.

-Musi się pani nieco ograniczać z tymi zamiany i ingerencjami!

-Taka jest decyzja z góry!

-Tak chyba nieco wymieszałam?

-Mówi się zamieszałam, zna przecież pani zadanie, tak więc proszę się trzymać planu!

- Of corse- przytaknęła pokornie Helena.

-Ja mimo wszystko panu dziękuję. Ale to może ja już sobie pójdę?

-Powiedz mi tylko, kiedy wyjazd?

-Od razu jak tylko, naprawią jego samochód, chyba w poniedziałek albo wtorek.

-Wtorek? No chyba we wtorek też będzie dobrze- powiedział mężczyzna chwilę się zastanawiając. Ale może trzeba było, wynająć jakiś lepszy samochód, zamiast tego grata?

-Chciałam zachować pozory.

-Tak może słusznie? No to niech będzie nawet wtorek.

-Czy mogę już iść?

-Tak tak pani Heleno do widzenia, więc jak nic nowego nie wyniknie w między czasie to zobaczymy się- mężczyzna powtórzył raz jeszcze wodząc palcem po kalendarzu. Zobaczymy się, więc znowu w sobotę dwudziestego pierwszego sierpnia, wtedy tutaj ma być ważne spotkanie.

-Tak pamiętam- odpowiedziała Helena podając mężczyźnie rękę, i jakby sama do siebie powiedziała głośno po angielsku. Twentieth one August one PM. Helena wyszła z gabinetu a dalej znów została odprowadzona do wejściowych drzwi, i wróciła do taksówki.

Wszystko załatwione, jedziemy panie Wiesiek do domu!


-Z pani to jest pani Heleno jednak mocna baba- powiedział Wiesiek kręcąc z uznaniem głową.

W tym czasie, kiedy Wiesiek odwoził Helenę do domu, w komisariacie Krzysztof, już przeszedł pierwsze upokarzające, niby rutynowe działania, czujących się bezkarnie na swym podwórku funkcjonariuszy.

Kiedy to po odciśnięciu jego odcisków palców, i po serii fotografii do kartoteki Krzysztofa jeszcze z czarnymi od tuszu palcami odprowadzono do innego pomieszczenia.

-Czy mogę gdzieś umyć sobie ręce. spytał Krzysztof zamykającego za nim jakieś drzwi funkcjonariusza, który nawet nie raczył, jakim kol wiek gestem Krzysztofowi odpowiedzieć.

-No to ładnie. -sam do siebie odpowiedział niewiedzący o co chodzi Krzysztof.


46
ARESZT


Siedzący w jakimś niewielkim pomieszczeniu Krzysztof, spojrzał na zegarek.”Cholera przez nich znowu zawale spotkanie z Renatą, że też ona boi się tych komórkowych telefonów?

Ale właśnie gdzie mój telefon ?- Krzysztof zaczął panicznie oklepywać kieszenie swej marynarki.

-Portfel też wcięło, a aa może zostawiłem w tej wyjściowej pomyślał Krzysztof jak przez mgłę przypominając sobie, że przecież na dyskotekę musiał ubrać „świąteczne” ubranie, a ponaglany przez policjantów nawet przed wyjściem nie sprawdził codziennej marynarki, którą teraz miał na sobie.

- Eee jest tam kto- Krzysztof zaczął walić pięścią w drzwi zamkniętego pomieszczenia w, którym teraz się znajdował.

-Czego tam usłyszał głos po drugiej stronie a za chwilę odgłos otwieranych drzwi i postać młodego policjanta w niebieskim mundurze.

-Jak długo jeszcze mam tutaj siedzieć- spytał Krzysztof z nieukrywaną irytacją w głosie.

- Tak długo jak będzie trzeba- oznajmił beznamiętnie funkcjonariusz chcąc zamknąć drzwi.

-Chciałem zadzwonić na miasto-powiedział jednym tchem Krzysztof, ale policjant jakby nie słyszał dalej zamykał drzwi.

-I muszę iść do ubikacji, bardzo muszę!

-No to wyłaź-powiedział policjant na powrót rozchylając wejście.

Kiedy już wychodził na zewnątrz łazienki z zakratowanymi oknami zwrócił się do pilnującego go przed wejściem funkcjonariusza.

- Czy mógłbym zatelefonować?

-Choć to się spytamy- i puszczając Krzysztofa przed sobą po przejściu kilkudziesięciu kroków weszli do jakiegoś pomieszczenia gdzie za biurkiem siedział jakiś mężczyzna w cywilnym ubraniu.

-Patrz na niego -powiedział policjant i po zapukaniu w znajdujące się w tym pomieszczeniu jeszcze jakieś drzwi za chwilę zniknął za nimi.

Kiedy powrócił spytał jedynie pokazując stojący na biurku telefon.

- Gdzie chcesz dzwonić?

- Do kościoła, to znaczy do proboszcza od świętego Franciszka, księdza Stefana.

-A co chcesz dać na mszę, może jeszcze za wcześnie –powiedział policjant zaczynając się rechotliwie śmiać wraz z tajniakiem, który dodał.

- Może on ogląda „Księdza Mateusza”!?

- Znasz numer-spytał ten pierwszym a widząc, ze Krzysztof kręci przecząco głową podając książkę telefoniczna dodał.

- To sobie poszukaj.

Kiedy czekając na połączenie rozglądał się po pomieszczeniu, mundurowy policjant usiadł sobie na jednym ze stojących przy ścianie krzeseł.

- Niech będzie pochwalony Jezus Chrystus, Parafia świętego Franciszka czym mogę służyć usłyszał wreszcie głos w telefonie.

-Dzień dobry, to znaczy pochwalony chciałem rozmawiać z Księdzem Stefanem.

-Proszę poczekać- Odpowiedział młody męski głos w słuchawce, aby za chwilę Krzysztof usłyszał już inny głos.

- Halo Ksiądz Stefan Rudnicki.

-Niech będzie pochwalony, to ja Krzysiek, mam prośbę do księdza.

-Na wieki wieków, Krzysiu, co się dzieje?

-No, bo widzi ksiądz, jestem właśnie na policji.

-Ale, co się stało?

-No właśnie cholera wie, o przepraszam księdza.

-Do rzeczy Krzysiu, do rzeczy, za chwilkę mam mszę.

- No i siedzę tutaj teraz, a umówiłem się z Renatą wie ksiądz, którą, o wpół do dwunastej koło kościoła, i na pewno nie zdążę. I jakby ksiądz był tak miły i tylko jej o tym powiedział, że zobaczę ją kiedyś indziej?

-Dobrze Krzysiu, powiem jej, a ty się nie przejmuj na pewno wszystko będzie dobrze?

-Dziękuje księdzu, i..

-Dobrze, może jak znajdziesz chwilkę, to przyjdź w którąś niedziele na mszę.

-Tak przyjdę na pewno, obowiązkowo, że przyjdę.

-Pomodlę się, w twojej intencji.

-Dziękuje księdzu, to do widzenia.

-Do widzenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:07, 21 Sty 2014    Temat postu:

47
NIEUDANA RANDKA

Niespełna godzinę później, ksiądz uśmiechając się podchodził do czekającej pod kościołem na Krzysztofa Renaty.

-Tak tak wiem, i z góry przepraszam, ale to tylko ja. Krzyś dzwonił do mnie i prosił, abym tutaj przyszedł, bo on ma jakieś kłopoty z policją. I prosił, aby przekazać, że raczej nie zdąży na spotkanie z panią pani Renato.

-Z policją, a co się stało?

-Właśnie też nie bardzo wiem, Krzysio był bardzo tajemniczy?

-Tajemniczy, ostatnio wszystko jest bardzo tajemnicze?

-Co

–„Maszyna myśli” moje dziecko?

-Mogę szczerze?

-No z księdzem, to zawsze jak na spowiedzi.

-Dobrze, bo ja czegoś nie rozumiem, chodzi o tę księdza książkę?

-A, co przeczytałaś?
-Jeszcze nie całkiem, ale nie wiem jak to powiedzieć?

-Mówiłaś, że czegoś nie rozumiesz?

-Nie no w książce to wszystko jest zrozumiałe, jest przecież po polsku! No dobrze widzi ksiądz, coś się stało, nie chyba źle zaczęłam. Czy ksiądz miał jakiś powód, aby pożyczyć mi właśnie tę książkę?

-No tak uważam, że zawiera wiele chrześcijańskich treści.

-I nic więcej?

-No, bo akurat takie tam odnajduję.

-Dobrze- odważyła się Renata, pan Krzysztof, to znaczy Krzysztof, miał ostatnio jakieś dziwne zaniki pamięci?

-Coś takiego?- zdziwił się ksiądz. W takim młodym wieku i już zaniki pamięci?

-No nie tak całkiem, bo z tego, co on mówił, to może wyglądać jakby ktoś przeprowadził na nim jakiś eksperyment, lub coś podobnego?

-O mój boże, co ty powiesz- ksiądz załamał ręce, w modlitewnym geście. I co coś sobie przypomniał?

-Nawet więcej, przeszedł do swojego poprzedniego życia!

-Jak to?

-Wszedł w hipnozę, i widział obrazy, z przed kilku set lat. On wtedy był jednym z rycerzy, o którym pisze on- Powiedziała Renata podnosząc wyżej książkę, wskazując tytułową stronę z nazwiskiem autora.

-Czekaj, czekaj, a może on przeczytał coś z tej książki i sobie wymyślił takie coś?

-Właśnie, że nie, on mówi, że nigdy wcześniej tej książki nie widział i że nikt jemu nie opowiadał, o czym ona jest. A ja jemu wierze?

-To, co ty chcesz dziecko powiedzieć?

-Że, kiedy wszedł w stan, w, który pomagałam się jemu wprowadzić, opowiadał o bitwie pod Mansurą? On to widział.

-Może on wieszczy?

-Nie wiem, albo widzi przeszłość, albo w przeszłym życiu był kimś, kto widział coś podobnego, co ten kronikarz Joneville?

-Albo nawiedził go jakiś zły duch. Bo przecież w naszym kościele nie ma reinkarnacji?

-Ale ja znam kilka innych religii, które wręcz opierają się na reinkarnacji!

-Przecież wiesz, że nasza wiara jest prawdziwsza i bliższa bogu?

-Tak właśnie wiem, że ksiądz tak myśli, i tym bardziej nie mogę zrozumieć, czemu ksiądz pożyczył mi właśnie tę książkę, w dniu, kiedy Krzysiek opowiadał, co się w niej znajduje!?

-Czekaj a może on potrafi czytać listy bez ich otwierania?

-Tak jak Osowiecki?

-A tak czytałem o nim, tak to bardzo dobry przykład. Wiesz Renatko w boskim planie wszystko jest możliwe. A Krzyś przecież należy do naszego kościoła!

-Ale niech ksiądz, nie robi z niego od razu świętego, bo już w tej transportowej branży, chyba macie już jednego Krzysztofa?- Renata zaśmiała się.

-Ależ Renatko, tak nie wolno, przecież trzeba Krzysiowi pomóc, może egzorcyzmy?

-Tak widziałam film, ale on jeszcze nie chodzi po suficie?

-Więc, co zamierzasz?

-Właśnie nie wiem? Może najlepiej było by znaleźć, profesjonalnego hipnotyzera?

-A może ta pani, co wróży z kart, ogłasza się nawet w gazecie?

-Dobry pomysł, choć sama nie wiem jak to mogłoby pomóc , ale zaraz chyba ksiądz w takie rzeczy nie powinien wierzyć?

-Ja staram się tylko pomóc, a przecież wiemy, że różne są wyroki boskie?

-No to dziękuje księdzu za tę spowiedź, a jaka będzie pokuta?- Zaśmiała się Renata.

-Pokuta?

-No po spowiedzi powinna być pokuta?

-Dobrze, przeczytaj tę książkę do końca, pożycz ją Krzysiowi i opowiedz mi wszystko, co się będzie działo.

-A tajemnica spowiedzi?- zaśmiała się ona.

-Z niej ciebie zwalniam, przecież mamy jemu pomóc!

-No tak, dziękuję księdzu. Z księdza naprawdę fajny- chciała powiedzieć facet, ale że nigdy nie widziała w duchowej osobie płci, więc dodała. Z księdza fajny ksiądz.


-Z bogiem moje dziecko z bogiem- powiedział ksiądz, kiedy Renata wracała po przerwie do swych nowych zajęć.”W gazecie- dziewczyna przypominała sobie sugestie księdza, aby udać się do tarocistki.”Tak chyba gazeta musi być w domu, bo teściowa zawsze czytuje te gazetowe ploty”- pomyślała Renata.

Ksiądz teraz też zszedł z dziedzińca przy kościele, kierując się prosto do swego mieszkania.

Kiedy wszedł do środka, najpierw tak jak miał w zwyczaju skierował się do swego barku, a wyciągając stamtąd butelkę porto, powiedział do siebie?

-O już się kończy, czyżbym ostatnio tyle wypił? -ksiądz znalazł gazetę, i wyszukując w niej reklamę, kobiety trudniącej się, wróżeniem z kart i hipnozą, po kolei zaczął wyciskać jej numer w swym telefonie.

-Dzień dobry pani, tutaj ksiądz Stefan.

-Wiem.

-Jak to pani wie?

-No przecież jestem czarownicą!- zaśmiała się kobieta.

-Nie smaczny żart!

-No dobrze, mój telefon wyświetla numer, który do mnie dzwoni.

-Dobrze, ale już bez żartów!- Mamy dla pani zlecenie.

-Tak, o co chodzi?

-To jest dosyć poufne, przyjdę tam gzie pani wie za czterdzieści pięć minut.

-Czy może być za godzinę?

-Dobrze, więc za godzinę.

Ksiądz odłożył swój telefon, dopijając swoje porto pomyślał, że będzie musiał sobie przy okazji kupić jeszcze od razu jeszcze kilka butelek. „Tak tam w pobliżu jest sklep spożywczy, chyba to z tych emocji tyle tego teraz wypijam”.


48
NIEDŁUGO PÓŹNIEJ

Popijając swe porto, ksiądz sprawdził korespondencje w Internecie, na końcu jednego z przesłanych linków, było coś, co dla zwykłego użytkownika, wyglądałoby na jakiś wirus czy reklamę.

Ksiądz przekopiował na ten pełen jakichś chaotycznie następujących po sobie znaków liczb i ciąg liter na mały dysk, a później wpisał dwa imiona i nazwiska wypalając jeszcze jeden dysk na którym teraz pisakiem napisał Krzy-Ren

Pierwszy nagrany dysk włożył do starego zakurzonego niepodłączonego do sieci komputera, włączył również niewyglądający na używany już od lat stary czarno biały monitor, na, którego ekranie przeczytał kilka zdań tekstu, które wprawiły go w dobry nastrój.

Ta technologia rzeczywiście była stara, a nawet można lub trzeba było ją nazwać archaiczną ale i tak mimo swego wyglądu i wieku wykraczała daleko w przód oficjalnie poznanych już technologii.

Podnosząc się z niewygodnej pozycji nad biurko, złamał wypluty przez maszynę nieopisany pisakiem dysk, wrzucając jego połamane części do kaflowego pieca, na stertę od kilku dni zalegających tam listów gazet i papierów, drugi zaś pieczołowicie włożył do szarej koperty.

Chwile później ksiądz zamówił taksówkę, gdyż, mimo że miał swój samochód, jakoś nie lubił prowadzić, jeśli to nie było bezwzględnie konieczne, poza tym zbyt lubił swe Porto a i przecież pieniądze tu w żaden sposób nie stanowiły żadnych ograniczeń.

Wręcz powinien je wydawać gdyż, prócz zaangażowania sprawie, i kilku niewinnych słabostek nie miał on żadnych kosztownych pasji, na które mógłby tracić zarabiane nieomal na dwóch etatach pieniądze.

Do miejsca, w, którym się umówił z tarocistką, ksiądz doszedł już od rynku pieszo, były to dosyć rutynowe starania o zachowanie bezpieczeństwa.

Tak jak nie można było o pewnych sprawach rozmawiać przez telefon, i to już nie tylko z powodu jakiegoś indywidualnego podsłuchu.

Wszyscy wtajemniczeni wiedzieli, że teraz nie tylko na zachodzie istniał automatyczny system podsłuchu rozmów włączający się w momencie, kiedy ktokolwiek z rozmawiających w swej konwersacji użyje słów takich jak Bóg, pistolet, konspiracja i tym podobne.

W miejscu gdzie ksiądz spotkał starszą panią, szansa podsłuchu również była, ale była ona nieco mniejsza tym bardziej, że ksiądz miał przy sobie małe urządzenie, które przynajmniej z założenia powinno to uniemożliwiać.

Kobieta, aby wydać się jeszcze bardziej poważna i tajemnicza, do swego niemal cygańskiego stroju, dodawała tajemniczy pseudonim Lilith.

-Prawdopodobnie będzie pani miała klienta!?- Powiedział ksiądz zaraz po niezbyt wylewnym powitaniu.

-Kto to ma być, i co mam jemu powiedzieć?

-Mężczyzna Krzysztof Pieruński, takie przynajmniej nazwisko używa.

Proszę tym razem coś tak inscenizować, chodzi nam przede wszystkim o to aby upewnić go, że ma się trzymać swej siostry i do tego, iż ma to związek z jego poprzednim życiem. Na razie tylko Tarot.

-Tylko Tarot -powtórzyła kobieta usiłując zrozumieć zlecenie.
-A na ile on się zna na Tarocie?

-On na pewno nie, ale może być z nim dziewczyna i ona może coś wiedzieć.

-Niech pani użyje wszystkich swych umiejętności, przede wszystkim, chodzi nam o trzy życia.

Najważniejsze zaczęło się pierwszego maja tysiąc dwieście dwudziestego czwartego, według kalendarza Juliańskiego.

Oczywiście kojarzy pani, ten dzień?

-A tak rzeczywiście, pierwszy maja! Ale jak tyle już wiecie to, co ja mogę więcej z niego wyciągnąć?

-Po pierwsze chodzi o to, aby on sam zaczął się utożsamiać z tym swoim życiem. Chodzi o pewne szczegóły, o których tylko on wie w swojej podświadomości.

I oczywiście wszystko to jest, jak najgłębsza tajemnica!

A cha ta dziewczyna Renata na razie jest przydatna, więc proszę jej nie ignorować.

-Czy mam jej zrobić też prawdziwy odczyt z Tarota?

- Nie im, ale jemu, albo niech pani robi wszystko, co tylko pani chce, i niech to będzie jak najbardziej prawidłowe, znaczy wyglądające jak najbardziej profesjonalnie, tutaj są ich dane personalne-Powiedział ksiądz wręczając kobiecie szarą kopertę z dyskiem w środku.

-Oczywiście nagranie i wszystko, co jest z tym związane mam mieć do osobistego wglądu, i koszta niech będą na tyle umiarkowane, aby się nie przestraszyli.

Wszystko później i tak uregulujemy.

-Wiem, przecież nie pierwszy raz ze sobą współpracujemy- kobieta uśmiechnęła się tajemniczo.

-Dobrze, więc proszę dać mi znać jak tylko będzie pani coś wiedzieć!

-Dobrze do widzenia księdzu.

-Do widzenia


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:08, 21 Sty 2014    Temat postu:

49
PRZESŁUCHANIE

-No to jak było z tym Zygmuntem Węgłowskim? –spytał jeden z przesłuchujących Krzysztofa mężczyzn w cywilu.

-Z kim?, Nikogo takiego nie znam.

-Ale na dyskotece przecież byłeś, może tam go spotkałeś?- spytał ten drugi jakby łagodniej.

-Jeśli nie znasz to skąd na butelce, którą go zabito są twoje odciski palców? -spytał ten agresywniejszy siedzący naprzeciwko Krzysztofa.

-Bo przecież na dyskotece byłeś i wychodziłeś na zewnątrz, mamy świadków- Powiedział teraz ten przechadzający się po pomieszczeniu.

-Jeśli nie pamiętasz to możemy tobie przypomnieć- powiedział policjant rzucając przed Krzysztofa kilka zdjęć, w tym zdjęcie zamordowanego

-Zaraz zaraz tego to ja czasem widziałem, ale nawet nigdy z nim nie gadałem, to taki pijaczek.

-Pijaczek czy też nie, też liczy się jako człowiek.

-Ale ja go nie widziałem może z tydzień, bo czasem jak stoję na postoju to widuję tych obszczymurków.

- Tak to skąd u niego znalazło się to- powiedział mężczyzna wyciągając z leżącego koło niego kartonowego pudełka kilka torebek z tak zwanym zapięciem strunowym gdzie wewnątrz, jednej z nich znajdował się Krzysztofa portfel w drugim zaś jego telefon.

Lecz na to pytanie Krzysztof nie potrafił odpowiedzieć

Kiedy w tym samym czasie ksiądz wybierał się na spotkanie z tarocistką, pod komisariat policji podjechało jeszcze jedne, ciemne BMW, z, którego wyszedł, dobrze ubrany mężczyzna w średnim wieku, z dyplomatką w dłoni?

Po bez mała godzinie zabawy z Krzysztofem w złego i dobrego policjanta ktoś uchylił drzwi do pomieszczenia gdzie teraz się znajdowali i powiedział

-Jasiu czy możesz na chwilę?- To pytanie a może rozkaz zmusiło pięćdziesięcioletniego mężczyznę do wstania z krzesła i wyjścia z pomieszczenia.
Po pięciu minutach mężczyzna wrócił do pomieszczenia i podchodząc do stołu pootwierał zawartość leżących na nim torebek z telefonem i portfelem Krzysztofa i wysypując ich zawartość przed Krzysztofem, oraz rzucając przed nim kawałek różowego papierka z nadrukowanym napisem przepustka krótkim tekstem pieczątką i kilkoma podpisami powiedział:

-Jesteś wolny możesz iść.

Krzysztof najpierw z niedowierzaniem popatrzył na obu mężczyzn po czym sprawdzając zawartość portfela i pobieżnych oględzinach świadczących, że niczego nie brakuje, schował przedmioty do kieszeni

Kiedy wyszedł z budynku Komendy Miejskiej Policji, przed sobą na parkingu dla petentów dostrzegł czekających na niego na zewnątrz taksówki Helenę i Wieśka.


50
KRZYSIEK WRACA DO DOMU

Kiedy wraz z Helena i w towarzystwie Wieśka , robiącego za ich osobistego szofera wrócili do mieszkania Krzysztofa i jego matki, która teraz siedziała z panem Januszem w Kuchni, pierwsze co Krzysztof zrobił po opowiedzeniu a właściwie w trakcie tego opowiadania o niejasnym dla niego aresztowaniu i przebiegu przesłuchania to opowiadając jadł spóźnione śniadanie w formie kanapek na bieżąco dorabianych przez Helenę i matkę Krzysztofa popijając je kawą.

-To ten Facet został zabity?- spytał pan Janusz

-No tak wyglądało ze zdjęć i tego co ci tajniacy mówili, chyba dostał butelką na dyskotece, tak się domyślam- powiedział Krzysztof układając sobie w głowie to co wynikało z wypowiedzi policjantów i pokazywanych jemu fotografii jako dowodów zbrodni.
Helena z Wieśkiem popatrzeli na siebie porozumiewawczo, po czym Helena chcąc zmienić temat spytała jak zwykle przekręcając nieco znaczenie polskich słów:

-To co wyrobimy z resztówką tego pięknego dnia?

-Obiecałem księdzu, że pójdę do kościoła, ale już chyba zapóźni- powiedział Krzysztof, na co jego matka odpowiedziała;

-Wcale nie możemy iść na wieczorną mszę!

-Ale moje ubranie -powiedział Krzysztof patrząc na swój codzienno- roboczy garnitur.

- A co ze świątecznym?- spytała matka

-Chyba jest w koszu na brudy-odparł Krzysztof wskazując głową łazienkę.

-To nic u babci jest dobry automat za half an hour będzie dobre, macie bags torebka- Helena zainscenizowała noszenie zakupów, na co automatycznie zareagowała matka Krzysztofa schylając się pod zlew skąd wyciągnęła plastikową reklamówkę ze sklepu i razem z Heleną poszła do ich łazienki.

Kiedy Helena wychodziła z ich mieszkania niosąc torbę pełna brudnych ciuchów, matka spytała Krzysztofa:

-Coś ty zrobił z tym ubraniem, czy ta dyskoteka była w chlewie czy na klepisku?
Krzysztof nie odpowiedział

Kiedy dwie godziny później Helena przyniosła jemu oprane, wyprasowane i poskładane ubranie w mieszkaniu oprócz Krzysztofa była tylko jego matka.

Z Januszem umówili się pod kościołem a właściwie w polowym namiocie, który na czas konserwacji i poszukiwań archeologicznych w kościele miał służyć za kaplicę. Wiesiek zaś miał na wieczór od nich wolne.

Podczas mszy Krzysztof kręcąc się i obserwując zachowanie ludzi jak to miał w zwyczaju i za co w młodości tak bardzo zawsze był karcony przez swą matkę, teraz dostrzegł siedzącą gdzieś z boku Renatę z mężem i jej teściami.

-Nie będę podchodził żeby nie zrobić kolejnej zadymy- pomyślał Krzysztof, dostając za rozglądanie się teraz z kolei szturchańca od Heleny.

-Łał to boli- syknął Krzysztof, kiedy Helena zakrywała usta rękoma aby nie parsknąć śmiechem.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:08, 21 Sty 2014    Temat postu:

51
DYSKUSJA

Po mszy Krzysztof wraz ze swym towarzystwem poszedł porozmawiać z księdzem, widząc to Renata mówiąc że jeszcze musi coś omówić z księdzem w sprawie jej nowego zajęcia spławiła swego męża i jego rodziców, dodając na ich odchodnym :


-Będę za jakąś godzinkę.

Kiedy wreszcie dopchali się do księdza, ten zapytał i co Krzyś

-O co chodziło na policji?

- Nie jestem pewien, chyba zginął taki jeden pijaczek.

-Ale, co się stało?

-No właśnie cholera wie, o przepraszam księdza, ale oni, to znaczy policjanci mówili o odciskach na jakiejś butelce i że coś się stało na dyskotece, ale ja przecież przez prawie cały czas byłem z Heleną?

-Do rzeczy Krzysiu, do rzeczy, czemu ciebie oskarżali?

-Nie wiem może tylko myśleli na komendzie że jak mnie przestraszą to coś im powiem , takie stare sztuczki, bo jakby coś na mnie mieli to na pewno by mnie tak szybko nie wypuścili.
Może policja mnie wezwała, no i chyba im chodzi o to, że nie zgłosiłem o czymś co mogłem widzieć na dyskotece, czy co? No i.

Ale tak naprawdę to mnie tylko jedno zastanawia, skąd mianowicie oni mieli mój portfel i telefon?

Renata nie miała jednak ochoty rozmawiać z księdzem i dopiero kiedy Krzysztof z Heleną i jego matka wraz z panem Januszem odeszli już od księdza , ona podeszła do Krzysztofa i mówiąc

-Dobry wieczór- zwróciła się do Krzysztofa

- Czy możemy porozmawiać?

-Dobrze wyjdźmy może tylko na zewnątrz.

Po rutynowych prezentacjach i drętwych konwencjonalnych uprzejmościach, gdy matka Krzysztofa wraz z towarzyszącym jej panem Januszem pomaszerowali na jakieś spotkanie ze swymi jeszcze nie całkiem emerytowanymi rówieśnikami, Helena zagadnęła;

- To ty jesteś tą dziewczyną co interesuje się ezoterykom!?

- Tak uważam, że tak naprawdę wiele z tego co mamy to mamy to na własne życzenie. A nawet prawie wszystko, ludzie tylko chcą się bogacić i przy tym tak często krzywdzą innych- Renata zastanowiła się przez chwilę

Jedynym sposobem to moim zdaniem żyć uczciwie, za wiele nie oczekiwać i nie oceniać gdy nie ma takiej potrzeby.

Gdyż zło w postaci nieszczęść zawsze było i będzie, ale my możemy sami nie robić tego zła.

A może wówczas i Świat się zmieni na lepsze, nie oczekujmy więc może też za wszelką cenę Raju na tym świecie bo Raj najpierw musi rozkwitnąć w naszym sercu i tak jedynie możemy dokonać zmian poprzez zmianę naszych zapatrywań i oczekiwań

Mamy przecież wolna wole i możemy decydować. Ale najpierw trzeba dorosnąć tak wewnątrz i umiejętnie z tej dorosłości korzystać i tylko wówczas można zmieniać przyszłość.

To wszystko jest w naszych rekach, bo po to tu przychodzimy aby sie uczyć żyć.

I popełniać coraz mniej błędów

Liczy sie tylko serce i światło płynące z Duszy.

Tylko Światło które zgromadziliśmy, podąży z nami, musimy się kochać, bo Miłość to Światło!

-Ładnie mówisz, ale ten twój Heaven to nie jest taki jak to mówisz, ani nie masz wolna wola, ani nic nie zmienisz sama nawet patrząc The heart przez serce jak nie dostaniesz zgody aby to coś zmienić, no chyba, że jesteś jedna z nich- Powiedziała Helena chwilę się zastanawiając.

- Ja uważam siebie za altruistkę, ale tylko dlatego że nie ma dla mnie znaczenia kto kim jest, jaki jest jego koloru skóry i jakiej jest narodowości czy jaką ten ktoś wyznaje religie dla mnie liczy sie tylko serce i światło płynące z duszy- powtórzyła Renata

- Nie nie wpadajmy z deszczu pod rynnę- powiedział Krzysztof można przecież coś mieć i być dobrym dla innych.

-Taki jest na razie obraz Twojej rzeczywistości, ale tylko Twojej i takiej jaką masz teraz bo każdy z nas widzi wszystko inaczej, i nie zawsze to znaczy że jest zły – jest po prostu inny i musi nauczyć się tolerancji, aby zmienić Świat.

Wielu ludzi z pych i ego zapada się w cięższa energie i wielu z nich zamyka się przed miłością do innych ale przecież coś za coś tylko aby się nie zagubić.

- Ja rozumiem aby nie zabijać jak nikt nam nie zagraża- ale jak jest na przykład wojna to już przecież trzeba się Bronic?!

-A czy chcecie wiedzieć co ja mogę powiedzieć –spytała Helena wiedząc, że jak zwykle prawda jest gdzieś po środku tak tych skrajnych infantylnych tez szkół ezoterycznych jak i pragmatyzmu przedstawicieli tak zwanej „nauki”, mówiła dużo i zwięźle co raz wtapiając jakieś obco brzmiące słowo lub zabawnie przekręcone polskie słowo, lecz z tego co powiedziała wynikało, że mimo, iż jeszcze funkcjonuje kult nie myślenia, lub rozpaczliwe starania zachowania zaprzeszłego już tradycjonalizmu, Helena miała jednak pewność , iż zmiany nastąpią dość szybko, bo już na przestrzeni następnego pokolenia.

I choć tak jak ona prorokowała nie dla wszystkich te zmiany będą niosły symptomy dobrobytu, atrybuty szczęścia, życia i spokoju, w ogólnym rozrachunku będzie to jednak coś pozytywnego.

Uważała, że podświadomie wie o tym i zgadza się z tym większość gdyż jej zdaniem właśnie większość z nas, obecnie tu żyjących ma związki z tymi zmianami a w takim razie nie jest to jakieś osamotnione szaleństwo, ale powszechny normalny stan.

Buta, egocentryzm, czy chęć poznania i naprawiania Świata, które wyprowadziły człowieka z jaskini i doprowadziły jego tak wysoko, teraz tego samego człowieka według tego co mówiła Helena niszczą i zabijają w dosłowny i bardziej złożony pośredni sposób.

Zabijają go trując jego własnymi fekaliami, mordując coraz to bardziej rozległymi wojnami plemiennymi, które z niedzisiejszych kłótni zbieraczy czy myśliwych walczących o swe terytoria łowne poprzez napaści na siebie sąsiednich wiosek obecnie przerodziły się w wielomilionowe konflikty pełne już nie tylko terytorialnych, ale i ideologicznych roszczeń czy antagonizmów.

Dawniejsza migracja za chlebem z wsi do miast sparaliżowała teraz mieszkańców tych miast, lecz wszyscy patrząc na swego sąsiada uznają, ze to właśnie on a nie my powinien wrócić teraz na tą wieś, to on powinien zasiedlać góry i mało dostępne zbyt mało atrakcyjne niegościnne tereny.

Spalinami, ekonomicznymi sposobami uprawy roślin truciznami , zanieczyszczającymi Ziemię hodowlami zwierząt rzeźnych, jak i wieczną już teraz rabunkową ekspansją człowieka cały czas zmierzamy w stronę przepaści.

I choć może jeszcze nie tak bardzo dotyczy to współczesnego człowieka to jednak przeludnienie i zatrucie Planety zabije pewnego dnia większość obywateli Globu, czy to za sprawą zaplanowanej czystki i depopulacji lub naturalnej selekcji, kiedy już nie będzie od tego odwrotu.

Wsłuchując się w wypowiedź Heleny Krzysztof oczyma wyobraźni widział ludzki tłum który jak przysłowiowe lemingi podążał dalej w stronę przepaści spychając sobą w akcie wspólnego samobójstwa większość przedstawicieli swego własnego gatunku, aby w ten sposób pozwolić przeżyć nielicznym jego przedstawicielom?

Helena mówiła, że choć może jeszcze można by cofnąć ten postępujący proces destrukcji i wracając do mniej niszczących sposobów współistnienia oddalić tę nieuniknioną zagładę, lecz któż z nas sam pozbawi się wygód, ilu wyrzeknie się prądu, samochodu, pożywienia z supermarketu telefonu czy komputera?

-Tak, więc jeśli sami nie potrafimy zadbać o życie na Planecie Ziemia pozwólmy zrobić to tym, którzy to potrafią.- Tak mniej więcej Helena spuentowała swą szokującą ich wypowiedź.

Chwilowa cisza jaka zapanowała kiedy ona przestała mówić była jak ten wyprorokowany przez Helenę koniec ludzkiego świata, który miałby być jednocześnie również początkiem jego nowego oblicza
Niby teza, iż „TRZEBA UMRZEC ABY MÓC ŻYC WIECZNIE”

- Muszę to przemyśleć -Powiedziała Renata a nie mając nawet śmiałości umawiać się z Krzysztofem przy jej zdaniem zbyt władczej, dumnej i pewnej siebie jego siostrze obiecała jedynie później do niego zatelefonować.

Kiedy odprowadzali Renatę na przystanek autobusowy, jeszcze oszołomiony roztaczającymi się teraz z jego mrocznymi wizjami „Armagedonu” nadal widząc ową przepaść aby nieco rozładować ową grozę opowiedział gdzieś na postoju zasłyszana anegdotę kiedy to pierwszy sekretarz partii Władysław Gomułka w swym przemówieniu powiedział: Wczoraj staliśmy nad przepaścią, ale dziś zrobiliśmy duży krok na przód”?

Na iście królewską kolację Helena zaprosiła go domu jego babki gdzie mimo, że należało zachować jako takie konwenanse to jednak Krzysztof nic nie musiał robić a co najważniejsze nie musiał za to płacić.

- Była by dobrą żoną – pomyślał Krzysztof patrząc na zwinnie uwijającą się i co raz przynoszącą nowe potrawy Helenę

Za około pół godziny zadzwonił jego telefon

- O przepraszam muszę odebrać- powiedział Krzysztof podnosząc się z wygodnego skórzanego fotela i przechodząc do pełnego obrazów holu.

-Część powiedziała dzwoniąca teraz z budki telefonicznej Renata.

52
ROZMOWA TELEFONICZNA

-Witaj, co słychać.

-Nie chciałam mówić przy Twojej siostrze, ale tyle jest dziwnych zdarzeń, które się ze sobą łączą?

-A co Helena ma z tym wspólnego?

-To może jakieś takie głupie odczucie, ale wydaje mi się tak jakby to ona i jej przyjazd był z tym wszystkim związany, i jeszcze te jej poglądy sziuuu -Renata wzdrygnęła się tak jakby jej ktoś pod nos podstawił butelkę ze stężonym amoniakiem.

-Tak ja wiem, że od jej przyjazdu dużo się zmieniło ale może to jest jej jakiś wdzięk czy jakiś powab nie wiem?

-Może się mylę ale jakbyście nie byli rodzeństwem, to pomyślałabym, że ona chce Ciebie uwięzić?

-Nieee no bez przesady –zaśmiał się Krzysztof.
- Może jest w niej dla nas coś dziwnego, ale nie zapominaj, że ona zasadzie wychowała się i uczyła w Ameryce, może oni tam wszyscy tacy , no tacy inni?

-No nie ważne , pomówmy teraz o Tobie, bo tak jak już Tobie wcześniej mówiłam to to co widziałeś podczas tej naszej hipnozy i tej Twojej autohipnozy łączy się z książką pożyczona od księdza i jej autorem!?

-Wiem mnie to też w jakiś sposób przeraża, ale co możemy z tym zrobić?

-No właśnie, bo tak sobie pomyślałam, że może można by pójść z tym zasięgnąć jeszcze jedną opinię?

-To znaczy co masz na myśli?

- Wpadła mi w ręce reklama takiego jednego miejsca, to jest taki jakby punkt astrologii i wróżb z Tarota i takie tam inne, co Ciebie nie musi obchodzić, ale ten Tarot może, bo już tam wstępnie dzwoniłam i jest jutro otwarte, tak więc jakbyś chciał i jakbyś miał czas?

- No nie wiem, ale jak mówisz, że to może jakoś pomóc, no bo ja się nie znam ale myślę, że powinienem zdąć się na Ciebie.

- To fajnie bo nie wiem czy może pomóc, no może pomóc jedynie tak aby się dowiedzieć jakie masz przeznaczenie i czy to jest dobre czy złe.

- A co to właściwie jest ten Taro?

- Tarot to takie karty do wróżenia.

- I to może powiedzieć jak byłem związany z tym pisarzem książki?

- Nie pisarzem ale kronikarzem, nie wiem ale jakoś tak czuje wewnętrznie, że to może być ważne.

-Dobrze to jak się umówimy, bo teraz mam na razie samochód w naprawie.

-Tak, a czy to coś poważnego?

- Nie nie tak bardzo po prostu nieco przegrzał się jak jeździłem w te upały i pękł wąż od chłodnicy, ale zgodziłem się zrobić przegląd, no tak wiesz.

- Acha, ale to nic bo ten punkt tarotowy to jest tuż przy ratuszu, i otwarty jest tak jak sprawdziłam od jedenastej do dziewiętnastej,.

- O ooo to ja chyba nawet wiem gdzie to jest, a jaki jest dla Ciebie najlepszy czas , no i czy tam nie trzeba się jakoś umówić?

-Dla mnie dobrze by było może troszkę po szesnastej może o szesnastej piętnaście, i tak wstępnie to już się dzisiaj umawiałam i ta pani powiedziała, że nie ma problemu.

-Dobrze to jesteśmy umówieni, ale już muszę wracać, bo wiesz jestem u mojej babki,
wiesz jak jest.

- Tak tak rozumiem, ale ty chyba nie myślisz, ze ja się jakoś narzucam , bo wiesz mnie przede wszystkim to tak bardzo interesują takie sprawy.

- No co ty, ja jestem właśnie Tobie wdzięczny, że mi z tym wszystkim pomagasz, a poza tym to przecież właśnie jak pamiętasz to ja poprosiłem Ciebie pierwszy o pomoc.

- No to mi ulżyło, fajnie się z Tobą rozmawia i dobranoc.

-Dobranoc do jutra.

- Do jutra- odrzekła Renata odwieszając słuchawkę a idąc do mieszkania żałowała czemu nie mogła tak sobie szczerze porozmawiać ze swoim mężem i czy w ogóle to ich małżeństwo nie było zbyt pochopnie podjętą decyzją, a co za tym idzie pomyłką.

-No gdzież ty znów przepadnołeś powiedziała z wyrzutem Helena popijając z filiżanki herbatę.

Racząc się ciastem i nalewką w towarzystwie pań Krzysztof pozostawał prawie do północy.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:09, 21 Sty 2014    Temat postu:

53
SESJA

Do południa wożeni przez Wieśka jeździli po sklepach robiąc zakupy na wyjazd, a więc oprócz sprzętu do plażowania i strojów kąpielowych zaopatrzyli się również w kilka przewodników czy map.

Oczywiście tak przewodniki jak i mapy były tylko proforma i tak jak to słowo znaczyło formą dla pozoru, tak te przedmioty stawały się częścią kamuflażu, gdyż tak laptop Heleny a przede wszystkim jej tylko wyglądający normalnie i standardowo telefon mieścił w sobie dużo więcej niż wszystkie niezbędne w tej ich wyprawie funkcje i informacje.

Mówiąc, że chciał jeszcze coś zobaczyć i że sam później pieszo wróci do domu Krzysztof poprosił aby Wiesiek zatrzymał się przy ratuszu w takim miejscu gdzie taksówkarz nie łamiąc przepisów mógł jedynie na chwilę przystanąć.

Krzysztofowi chodziło aby przez tą niedogodność uniemożliwić oczekiwania na niego w samochodzie a tym bardziej spowodować aby Helena nie chciała iść z nim i to nie tylko dlatego, że jak sądził z Renatą się zbytnio nie lubiły.

Oczywiście i z tego też powodu nawet ani nie wspomniał Helenie o spotkaniu z Renatą ani o ich planach pójścia do tarocistki.

Nie wiedział on jednak tego, że tak ksiądz Stefan jak i tarocistka byli w tym ich Planie a tym samym Helena również o wszystkim wiedziała, jak współzależne od siebie trybiki jednej wielkiej maszyny, której teraz Helena a nawet Krzysztof byli całkiem ważną częścią.

-Dobrze Wiesiek wracamy do domu- powiedziała Helena widząc jeszcze w lusterku samochodu ginącą w tłumie przechodniów postać Krzysztofa zbliżającego się do małego oszklonego sklepiku na, którego witrynie obok powyginanej z neonowych rurek kolorowo świecącej dłoni były w rzędzie wypisane różnorodne działalności jakimi się tam zajmowano i jakie oferowano swym potencjalnym klientom.

Tak więc obok ezoterycznych książek, mandali, czy kamieni Krzysztof odczytał , iż oferowano tutaj także masarze, wróżby miłości, odczyty astrologiczne, Raiki, Hipnozę i oczywiście Tarota.
Chwilę później zjawiła się tutaj Renana.
-Chyba się nie spóźniłam –spytała, po czym odgadując po geście Krzysztofa, że nie dodała .
-To co wchodzimy?

Wewnątrz panował zapach kadzideł zmieszany z pachnącą parą wypluwaną przez kilka ustawionych tutaj dziwnych przyrządów o różnym kształcie, a to wszystko dodatkowo wplatało się w dźwięki cichej acz donośnej orientalnej muzyki.
-My do pani Lilith na Tarota powiedziała Renata do dwóch kobiet siedzących za obładowanym kamieniami i biżuterią kontuarem kobiet.

-O to ja- powiedziała szczupła kobieta w wieku około czterdziestu lat wyglądającą jak hipiska z lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku.
-To proszę przejdźmy tam- powiedziała kobieta przeprowadzając ich na zaplecze do małego ciemnego pomieszczenia gdzie oprócz żółtawego blaski solnych lamp jedynie punktowymi, kierunkowymi, jupiterkami bardziej oświetlony był niewielko kwadratowy stół.

Po kilku rozłożeniach jakichś układów kart, kobieta przekazała Krzysztofowi mniej więcej to, iż żył on wcześniej jako ktoś ważny w średniowiecznej Francji, że jego obecne życie jest związane z tą postacią z przeszłości, że pojedzie tam gdzie się rodził kilkaset lat temu w jakiejś ważnej sprawie.
Krzysztof zrozumiał lub po prostu chciał zrozumieć, iż z wypowiedzi kobiety chodzi o jakiś spadek, z tego też co wynikało z jej wypowiedzi miął niebawem udać się w jakąś podróż –przygodę, która to zmieni losy jego życia, a w tym wszystkim ma jemu być oddana i pomocna bliska osoba z rodziny.

Kiedy Lilith skończyła swą sesję i zaczęła przepowiadać przyszłość Renacie on usiadł na zewnątrz pomieszczenia w czymś co można by nazwać poczekalnią i zaczął od nowa analizować to co usłyszał.

-Pojechać do Francji, kiedy i za co – zaśmiał się w duchu Krzysztof, lecz to jego niedowierzanie bardziej było spowodowane jakąś bojaźnią przed tym co już zaczęło się z owej Tarotowej wizji spełniać, czyż bowiem nie miał za kilka dni wyruszyć w podróż z Heleną po Polsce i nad morze.
- Czy to nie o Helenie mówiła kobieta jako o pomocnej, oddanej i za razem jemu bliskiej osobie z jego rodziny? -zastanawiał się Krzysztof do czasu kiedy nie wyszła z pomieszczenia Renata a po uregulowaniu zapłaty za sesję, zaczęli rozmawiać o tym co powiedziały na ich temat karty.

Krzysztof nie wiedział jednak, że ta w części ukartowana karciana przepowiednia była zleconą manipulacją zachciewającą jego jeszcze ostatnie opory do oddania się woli Heleny, która względem Krzysztofa miała kilka skrywanych planów, dotyczących zarówno Agencji a nawet w jakimś sensie również przyszłości Planety ale też i jej osobistego przeznaczenia.

Niemiał przecież jeszcze pojęcia, że w Świecie, który znał jedynie teoretycznie sam odpowiadał za swój los i że jedynie naprawdę wierzące w swą moc jednostki takie jak Helena mogły otrzymywać od świata prawie wszystko to, czego pragną.

To uzależnione od ogólnego Planu istnienia na Planecie Ziemia, gdzie istotna była determinacja, i „przydatność” tych, którzy o coś proszą lub do czegoś dążąc potrafili zmienić coś w tym „Planie” bez wpływu karmy czy tak zwanego grzechu na ich działania i poczynania.
Skąd mógł wówczas wiedzieć, że grzeszy tylko ten kto wierzy w to, że grzeszy i bojaźń przed grzechem czy Piekłem była jedynie kolejną formą manipulacji masami., gdzie po prostu nie mogliby wszyscy w materialistyczno – dualistycznym Świecie Ziemskiej egzystencji otrzymywać wszystkiego, czego tylko zapragną gdyż stworzyłoby to łańcuchy paradoksów gdzie, ktoś chcąc coś zabierałby czasem to coś innym, którzy też tego pragną?
Świat gdzie każdy kto by tylko chciał byłby milionerem szybko stałby się pozbawionym motywacji dla większości „Złotym Miastem” z bajki „O dwóch takich co ukradli Księżyc”
W Świecie zawiści i rywalizacji gdzie większość chce tego samego, lub wręcz przeciwnie wielu chce, aby jakiś inny ktoś tego nie otrzymał, i mógłby swym pragnieniem świadomie tego dokonać znajdowałoby się w jeszcze więcej rywalizacji i zła niż jest to obecnie.
Zycie na Ziemi i w jej Ziemskiej Pętli Czasoprzestrzennej i tak przecież polega na ścieraniu się indywidualnych dążeń i pragnień i tylko w jakiś sposób wybitne, wybrane, lub inaczej zmotywowane jednostki mogą osiągać poprzez dążność do swych pragnień więcej niż cała masa pospolitych innych, którzy mogli będą osiągnąć większość z tych pragnień dopiero po śmierci z życia Ziemskiego w innych alternatywnych czy równoległych kreowanych przez nich czasoprzestrzeniach.
Krzysztof nie wiedział jeszcze, że czasem postrzegane przez nas „marzenie” czy „pragnienie” również jest częścią „Wielkiego Planu” i że nasza dążność do osiągnięcia czegoś jest już często z góry ustalona, przez tych którzy w niewidzialny dla pospólstwa sposób kierowali „Agencją” i jej opozycją w postaci podobnej „Firmy” gdzie działała Wiera.
Wielu ludzi w taki sposób od tysiącleci było motywowanych do działania kiedy to ich ziszczone pragnienie czy modlitwa tylko dla nich wyglądały na odzew ich „Boga”
Owa manipulacja gdzie ludzie, jako ludzie mimo swej fizykalności bardziej są tworami duchowymi, eterycznymi, czy jakkolwiek można by to inaczej nazwać, to jedynie jest niejako naszym własnym „pragnieniem „ zaistnienia” jak chęć kilkulatka pójścia do szkoła życia, lub aktorstwo w teatrze życia.
Ludzkie funkcjonowanie między innymi a może właśnie szczególnie w tak zwanym Ziemskim Świecie fizycznym to często absurdalna bojaźń przed śmiercią kiedy zawsze i wszędzie odczuwamy jakąś swą formę fizyczności, mimo że również pozornie nigdzie tak naprawdę jej nie ma, jest jak strach przed nocą czy burzą, jest to strach przed nie istnieniem.
Jednak nasze zaistnienie w Ziemskiej egzystencji bardzo nietypowej do innych Światów alternatywnych i równoległych „Pętli czasoprzestrzennej” gdzie teoretycznie wszystko jest zdeterminowane do tego, co zaistniało w poprzednim jej cyklu czasu może być naszym dramatycznym postanowieniem zaistnienia właśnie tu.
Często życie będąc jakimś nieświadomym w trakcie Ziemskiej egzystencji naszym osobistym wyzwaniem, jest właśnie tym, co nas motywuje do zmian lub czemu się bezwiednie poddajemy tylko dlatego, że to już kiedyś zaistniało, powodując czasem, iż „Nowa” przyszłość, która jeszcze nie zaistniała w naszym czasie a jedynie istnieje w jakimś momencie poprzedniej spirali, zmusza nas niekiedy jako nasze sobowtóry nas samych aby podejmować takie same jak niegdyś decyzje.
Krzysztof nie mógł mieć jeszcze pojęcia, że gdyby nie między innymi pośrednictwo „Agencji” podejmowalibyśmy jako ludzie jakieś identyczne do zaprzeszłych działania i wszystko powtarzałoby się w nieskończoność.
Jednak z jednej strony, jeśli byśmy niezmiennie powtarzali te same czynności i byli związani z tymi samymi działaniami lub zdarzeniami spowodowałoby to, nie tylko coraz częstsze przejawy Deja vi, prekognicji, i jakichś dziwnych odczuć ale robilibyśmy to, co jest nam pisane lub wręcz przeciwnie staralibyśmy się to zmienić.
Taka ucieczka od pewnych „złych” naszym zdaniem sytuacji czy zdarzeń, z kolei spowodowałoby łańcuchy paradoksów i doprowadziłoby poprzez konflikty interesów do zagłady, kolejnego wymierania gatunków, lub nawet do zniszczenia Planety Ziemia.
Dlatego też ktoś, kogo również jeszcze i Krzysztof postrzegał jako „Bóg”, a inni mieli za mitycznych bogów, anioły, czy kosmitów ktoś kto jak ci zarządzający „Agencją” będąc częściej i bardziej z innego czasu Ziemskiej „Pętli Czasoprzestrzennej” niż z odległego kosmosu ktoś kto starał się przez setki tysiącleci wypracowywanych zmian scenariusza przyszłości, który tak naprawdę jest już dawno zaprzeszłą przeszłością musiał spowodować niemożność powielania tego, co było.
Poprzez ingerencje w ludzkie decyzje i zachowania, czasem tworzenie postępu czasem wojen i destrukcji, a wszystko po ta, aby po pierwsze odebrać lub zakłócić ludziom ich możliwość kreacji wszystkiego, czego by sobie tylko nie zapragnęli wykreować, po drugie, zaś aby zostawiając dla siebie rolę kreatorów, i „bogów” zmieniać obraz Planety w sumie w trosce o nas samych.



54
JASKINIA
Już kilka dni Wiera wraz ze swą udającą filmowców- dokumentalistów grupą penetrowała jaskinie
Po analizie pozycji takich miejsc jak jaskinia Mother Shipton, i drugi punkt w skorygowanej siatce dwunastu pięciokątów wpisanych w mapę Ziemi z ich głównymi skorygowanymi sześćdziesięciu dwoma punkami wynikało, że prastary Kijów zwany również „Matką Rosyjskich Miast” przecina Berlin, który to z kolei znów mieścił się na skrzyżowaniu linii od Aggersborg, Fyrkat i tak zwanego „Zamku Wikingów” „Viking Castle”, w Trelleborgu który oczywiście nigdy żadnym zamkiem nie będąc tworzy paraboliczną linię która dociera do Delf Czyli „Pępka Świata” i wyroczni Apollona
Gdzie według legend Apollo w czasie zimy podróżować miał do rodzinnych stron pochodzącej z północy swej matki, Leto?
Oczywiście że te legendy mówiły tak o astronomiczno-astrologicznych fenomenach zimowych i letnich pasów przesileń lecz chodziło o to, iż tak jak obecnie określa się położenie za pomocą GPS-a i związków tego urządzenia z satelitami i magnetyzmem Ziemi. niegdyś jednak na określanie czasu i miejsca używało się związków Ziemi ze Słońcem i czasu przesileń.
W taki właśnie sposób próbując zgodnie z utajoną wiedzą odnajdywać portale i miejsca „Mocy” takich obiektów jak na przykład celtyckiego położonego na 51°1044N, Stonehenge z jego słynnym kamiennym kręgiem, czy z podobnymi w swej idei z dawno już istniejącymi kręgami kamiennymi Ślęży, która leży na 51°10'59″N, przy niegdyś Celtyckiej osadzie później przemianowanej na Legnicę.
Ale mówiły też o pozostawionym tam systemie związków bóstwa Słońca Apolla , greckich Hellenów z jasnowłosymi pra- Skandynawami, o przecięciach linii equinoxu czyli równonocy i kamienia "Heel Stone" z Polskim Helem gdzie właśnie w wierzeniach staro-skandynawskich Hel tożsamy z greckim Hadesem był również podziemnym miejscem przebywania zmarłych, tu jednak rządzonym przez boginię o tym samym imieniu czyli Hel.
Nazwy, miejsca, legendy, postacie bogów i czarowników wróżów, władców i symboli mieszały się w tym natłoku, a nawet zdać by się mogło chaosie znaczeń i mitów, lecz dla nich była to ta rzeczywista historia przemian dokonywanych na Ziemi w odwiecznym Planie przez tysiące lat.
Wiera niejako z urzędu musiała znać i kojarz że gotująca się w piekielnych czeluściach smoła nie przez przypadek nazywa się po angielsku „tar”, tak jak pierwotny antyczny Hades był Tartarem?
Związki tych miejsc z Delfami i „Portalem Piekła." w Hierapolis miejscem trujących oparów dwutlenku węgla wydobywających się z jaskini w której pobliżu przebywali chcący osiągnąć oświecenie poprzez halucynogenne wizje tak jak Delfickie Pytie czy Mother Shipton.
Ci ludzie mogąc później wieszczyć o przyszłości, rzeczywiście zaś odrywając się od obecnego Świata mentalnie udawali się do alternatywnej przyszłości będącej poprzednim cyklem który jak nieprzerwalnie pożerający własny ogon mityczny wąż Uroboros od wieków jest symbolem „Pętli Czasoprzestrzennej”.
Symbol ten wyrażając duchową i fizyczną jedność nigdy niezanikającej wszechrzeczy, trwającego wiecznego powrotu i zjednoczenia przeciwieństw w nieskończoności ciągłej destrukcji i odradzania się, w legendarny sposób mówi o istocie istnienia na Planecie Ziemia i Planie zmian jej zdeterminowanej przyszłości
Wiera tak zresztą jak oni wszyscy wiedzieli, iż na przykład angielski Bóg jako God czytany wspak daje psa czyli słowo dog. Była to cześć starożytnej wiedzy Dogonów, afrykańskiego plemienia, którego nazwa wywodzi się od „Psa” Dog-a i utożsamia swego boga o psim obliczu z Syriuszem tak zwanej „Psiej Gwieździe”, czyli najjaśniejszej i najbardziej czczonej gwieździe gwiezdnego panteonu.
Czyż więc może właśnie dlatego imię boga Budda brzmi podobnie do nazwy polskiego psiego domu, a Hindusi zamiast do kościoła idą do Cane, co znów po włosku znaczy pies, a włoski przecież wywodzi się z łaciny- sztucznego, martwego od średniowiecza tajemniczego języka, który mimo, że powstał w Lacium i wpłynął na wszystkie języki indoeuropejskie, w wiekach średnich był już tylko znany i studiowany wyłącznie przez wybranych
Ona dawno wiedziała o tym, że cała powierzchnia naszej planety została pokryta precyzyjnie rozlokowaną "siecią pajęczą" punktów nawigacyjnych i punktów mocy przez które kontaktowały się ze sobą stary i nowy Ziemski Świat.. Poszczególne elementy tej sieci zostały rozłożone wzdłuż linii biegnących w kierunkach południkowym czy równoleżnikowym.
Wiedzieli o związkach Francuskiej kamienno megalitycznej alei menhirów z Carnac z aleją kriosfinksów , z Egipskiego Karnaku prowadzącą do świątyni w Luksorze wszystko miało związki ze wszystkim
Irlandzkiego Newgrange, Brytyjskiego Stonehenge, Polskiej Ślęży czy Helu, Aggersborg, Fyrkat, Eskeholm, Trelleborg Duńskich i Szwedzkich astronomiczno duchowych obserwatoriów , czy jaskiń takich jak poświęcona Apollinowi w Delfach czy bogini płodności i królestwa zmarłych, Persefony, lub władcy zaświatów Plutona w Hierapolis.
Wielkich i mniejszych miast, wyrysowanych na Ziemi symboli czy linii gdzie na przykład symboliczny kruk kojarzył pas na którym znajdowały się Kraków, Częstochowa i Kalisz gdzie Kalisz z kolei złączony jest z Alaise, francuskim miasteczkiem leżącym na przecięciu dwunastu linii prostych, które przecinają sobą szeregi niejednokrotnie zawierających się między sobą w proporcjach złotego podziału, o podobnie brzmiących nazwach, miejscowości nieomal wszystkich europejskich miast.

I właśnie jedna z nich prowadzi z Cale we Francji do Polskiego Kalisza, jak wiadomo jednego z najstarszych polskich miast, ze swą obco brzmiącą nigdy do końca niewytłumaczoną nazwą?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.armagedonuczas.fora.pl Strona Główna -> „PIĄTE SŁOŃCE” Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4  Następny
Strona 2 z 4

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin