Forum www.armagedonuczas.fora.pl Strona Główna www.armagedonuczas.fora.pl
NIEZNANY ŚWIAT,PRZEPOWIEDNIE.PIĄTE SŁOŃCE,ROK 2012,REINKARNACJA, KONSPIRACJA,MEDYCYNA ALTERNATYWNA, ENERGIE ITP.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

26 COŚ CZEGO OCZY NIE WIDZIAŁY A USZY NIE SŁYSZAŁY

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.armagedonuczas.fora.pl Strona Główna -> „PIĄTE SŁOŃCE”
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 4:09, 05 Wrz 2012    Temat postu: 26 COŚ CZEGO OCZY NIE WIDZIAŁY A USZY NIE SŁYSZAŁY

26
COŚ CZEGO OCZY NIE WIDZIAŁY A USZY NIE SŁYSZAŁY

"Życie to sen wariata, ale jak się odpowiednio przyprawi, to zmienia się ono w kolorową telewizję."

Bóg a reinkarnacja.

(Izajasza 6: 9-10) (9) A On rzekł: Idź i mów do tego ludu: Słuchajcie bacznie, lecz nie rozumiejcie, i patrzcie uważnie, lecz nie poznawajcie! (10) Znieczul serce tego ludu i dotknij jego uszy głuchotą, a jego oczy ślepotą, aby nie widział swoimi oczyma i nie słyszał swoimi uszyma, i nie rozumiał swoim sercem, żeby się nie nawrócił i nie ozdrowiał!
(Ewangelia Jana 9, 2-3)] 2 Uczniowie Jego zadali Mu pytanie: "Rabbi, kto zgrzeszył, że się urodził niewidomym - on czy jego rodzice? 3 „Jezus odpowiedział: "Ani on nie zgrzeszył, ani rodzice jego, ale [stało się tak], aby się na nim objawiły sprawy Boże.
Kiedyś czytałem jakąś apokryficzną przypowieść gdzie mowa jest o tym, że dlatego muzykanci tak pięknie potrafią grać, gdyż rodząc się już wielokrotnie często byli właśnie muzykantami. Jeśli taka jest recepta na geniusz, to czyż nie powinniśmy do tak wielo-egzystencjonalnie zdobywających swe zdolności zaliczyć tak zwanych „cudownych dzieci”, które w jakiejś wyjątkowej dziedzinie, wymagającej zazwyczaj lat nauki i praktyki, aby znaleźć się na poziomie wysoko wykwalifikowanej osoby dorosłej, uzyskują to samo, często tak jakby znały już to przed ich urodzeniem.
Przykładami cudownych dzieci byli za młodu: Wolfgang Amadeusz Mozart w muzyce, Carl Friedrich Gauss w matematyce, Pablo Picasso w sztukach plastycznych.
Wolfgang Amadeusz Mozart (ur. 27 stycznia 1756 w Salzburgu, zm. 5 grudnia 1791 w Wiedniu) – austriacki kompozytor i muzyk, razem z Haydnem i Beethovenem należący do grona klasyków wiedeńskich.
W wieku trzech lat Wolfgang, słysząc grę siostry na klawesynie, zabawiał się wyszukiwaniem tercji na tym instrumencie (jak wspomina później jego siostra). Od piątego roku życia uczył się gry na klawesynie pod kierunkiem swojego ojca.
Miał starszą o pięć lat siostrę Marię Annę nazywaną Nannerl, która także przejawiała uzdolnienia muzyczne. Razem z nią, kiedy miała 11 lat, mały Wolfgang grywał duety klawesynowe na zasłoniętej materiałem klawiaturze. Ojciec – Leopold Mozart – woził ich po całej Europie, przez co Wolfgang zaczął chorować. W roku 1761 skomponował swój pierwszy utwór - Menuet i Trio KV 1.
Innym genialnym dzieckiem był Ludwig van Beethoven, ur. 15 lub 17 grudnia 1770, zm. 26 marca 1827 w Wiedniu) – kompozytor i pianista niemiecki, ostatni z tzw. klasyków wiedeńskich, a zarazem prekursor romantyzmu w muzyce, uznawany za jednego z największych twórców muzycznych wszech czasów.
Urodzony w Bonn, na terenie dzisiejszych Niemiec, już w młodości przeniósł się do Wiednia, gdzie rychło uzyskał reputację pianisty wirtuoza, a następnie wybitnego kompozytora. Muzyczne zdolności Ludwiga ujawniły się bardzo wcześnie, w wieku ok. 4 lat, toteż ojciec zapragnął uczynić z niego cudowne dziecko, podobne młodemu W. A. Mozartowi; nie miał jednak wystarczająco dużo wiedzy, talentu ani cierpliwości, by zrealizować to zamierzenie, a i geniusz jego syna rozwijał się wolniej niż u Mozarta.
Lecz jak sprawa się ma do uznanych geniuszy, takich jak na przykład A Einstein , którzy tak jak on nie dość, iż nie byli uznani za geniuszy w dzieciństwie, to w przypadku kilkuletniego nawet Einsteina, uważano go za niedorozwiniętego.
Ale jest również bardzo wielu wybitnych ludzi, którzy bądź to z powodu nie aż tak atrakcyjnego zajęcia, bądź też z powodu, iż ich genialne odkrycia i prace zaistniały dopiero w dorosłości , nie mówi się o nich jako o geniuszach. Wśród tych „wrodzonych” geniuszy na pewno interesującą grupą są pasjonaci i autsajderzy wielu dziedzin nauki, którzy mieli ogromny wpływ na ich rozwój.

Kto tworzy Naukę?

C.W. Ceram „Bogowie, Groby i Uczeni”

A co do autsajderów i samouków (lista poniżej), którzy często wyśmiewani i nazywani oszustami przez tak zwanych profesorów w takiej atmosferze jakiej doświadczyli również Erich von Deniken czy Zecharia Sitchin, musieli rozszerzać to, co Ty tak dumnie nazywasz „nauką”?
„Nieufność „fachowców” do odnoszących sukcesy outsiderów to nieufność mieszczanina do
geniusza. Człowiek o unormowanym sposobie życia gardzi człowiekiem bujającym w niepewnych
strefach, człowiekiem, który buduje na „kruchych podstawach”. Pogarda ta jest nieuzasadniona.
Jeżeli spojrzymy na rozwój badań naukowych od najdawniejszych choćby czasów, nietrudno będzie
nam stwierdzić, że ogromnej ilości wielkich odkryć dokonali właśnie „dyletanci”, outsiderzy, ba,
nawet „samoucy”. Opętani jakąś ideą, nie odczuwali hamulców fachowego wykształcenia, nie znali
lęku specjalistów, przeskakiwali przeszkody wzniesione przez tradycjonalizm czcigodnych
akademików.
Otto von Guericke, największy fizyk niemiecki XVII wieku, był z zawodu prawnikiem. Denis
Papin był medykiem. Beniamin Franklin, syn mydlarza, nie mając wykształcenia gimnazjalnego, a
już tym bardziej uniwersyteckiego, został nie tylko aktywnym politykiem (do tego wystarczają
niekiedy i mniejsze kwalifikacje), lecz również wybitnym uczonym. Galvani, odkrywca
elektryczności, był z wykształcenia medykiem i — jak wykazuje Wilhelm Ostwald w swej Historii
elektrochemii — zawdzięczał to odkrycie właśnie lukom w swej wiedzy. Fraunhofer, autor
wybitnych prac o widmie optycznym, do czternastego roku życia nie umiał czytać ani pisać.
Michael Faraday, jeden z najwybitniejszych przyrodników, był synem kowala i zaczął jako
introligator. Juliusz Robert Mayer, odkrywca prawa o zachowaniu energii, był lekarzem. Lekarzem
był także Helmholtz, gdy mając dwadzieścia sześć lat ogłosił swą pierwszą pracę na tenże temat.
Buffon, matematyk i fizyk, najpoważniejsze prace ogłosił z dziedziny geologii. Człowiekiem, który
skonstruował pierwszy telegraf elektryczny, był profesor anatomii Thomas Sömmering. Samuel
Morse był malarzem, tak samo jak Daguerre; pierwszy stworzył alfabet telegraficzny, drugi
wynalazł fotografię. Opętani swą ideą twórcy balonu sterowego Zeppelin, Gross i Parseval byli
oficerami i nie mieli żadnego pojęcia o technice. Przykłady te można by mnożyć w nieskończoność.
Gdyby wszystkich tych ludzi i ich działalność usunąć z historii nauki, zawaliłby się cały jej gmach.
Mimo to musieli oni za życia znosić drwiny i szyderstwa.
Ten szereg przykładów znajduje dalszy ciąg w nauce.
William Jones, który dokonał pierwszych dobrych przekładów z sanskrytu, nie był orientalistą, lecz sędzią
okręgowym w Ben-galu. Grotefend, który pierwszy odcyfrował jeden z rodzajów pisma klinowego,
był filologem klasycznym, a jego następca, Rawlinson — oficerem i politykiem. Pierwsze kroki na
długiej i żmudnej drodze od cyfrowania hieroglifów postawił Thomas Young, z zawodu lekarz.
Champollion, który osiągnął ten cel, był właściwie profesorem historii. Humann odkopał
Pergamon, a był z zawodu inżynierem kolejowym.
Lista ta chyba wystarcza, aby wysunąć następujące twierdzenie: Nie można kwestionować tego
wszystkiego, co wyróżnia fachowca. Ale czyż najważniejszy nie jest wynik, o ile tylko został
osiągnięty „czystymi środkami”? I czyż outsiderzy nie zasługują na naszą szczególną wdzięczność?”
Tak jak podałem to wcześniej, przybliżając co najmniej dziwne dziecięce postanowienia Henryka Schliemanna i Jean-Francois Champolliona, z tak ogromnym sukcesem zrealizowane w ich dorosłości można by się spytać czy również i ich życia nie dowodzą jakiegoś wcześniejszego istnienia, które jako zaprzeszły sentyment lub nawet jakiś niezrealizowany obowiązek karmiczny zaistniało również w ich kolejnej egzystencji, a idąc dalej tym tropem znów nie dowodzi istnienia jakiegoś złożonego planu, w którym wszystko ma swój powód i przyczynę istnienia.


Wielorakość duszy.

Ktoś spytał mnie niedawno jak to jest, że jeśli nie istnieje czas w innych wymiarach, to jak według mnie odbywa się tam reinkarnacja?
Odpowiedziałem temu komuś, iż czuję jednak, że czas gdzie indziej też istnieje w jakiejś swojej formie, czyż bowiem można chociażby porównywać czas życia motyla do nas, czy na przykład słonia, bo mimo, że niby istniejemy na tym samym planie, to jednak postrzeganie istnienia tutaj jest inne dla różnych istot i to nawet chyba nie koniecznie w zakresie rasy czy gatunku, ale nawet w kontekście każdej indywidualnej duszy.
Kiedyś czytałem relację jak to jeden ze znanych w USA i Kanadzie lekarzy- hipnotyzerów przypadkiem „natknął” się podczas seansu kiedy medium, czterdziestokilkuletnia gospodyni domowa i matka trojga dzieci, nieposiadająca ani wiedzy, ani zainteresowań historią , znalazła się w szesnastowiecznej Prowansji, jako trzydziestoletni adept medycyny i astrologii.
Lecz najbardziej interesujące było to, iż młody Prowansalczyk miał należeć do wąskiego grona prywatnych uczniów mistrza Nostradamusa, obawiał się jednak o tym mówić w obawie przed Inkwizycją.
Podczas kolejnych seansów pani Susan jako domniemany uczeń Nostradamusa przekazała zaskoczonemu lekarzowi polecenie samego Nostradamusa, który chce, aby kontynuować seanse, lecz aby znaleźć inne medium i inną metodę, dzięki której lekarz będzie mógł porozumieć się bezpośrednio z Mistrzem.
Ku zaskoczeniu hipnotyzera, niedługo później zarówno metoda jaki i nowe medium, znaleźli się niemalże sami, kiedy to pewne wrażliwe medium podczas transu cofnęło się do stadium swego istnienia „ pomiędzy wcieleniami”. Nie będąc ograniczona osobowością ani warunkami historycznymi, stanowiła niejako pomost pomiędzy wiekami, gdyż nie miała jakiejkolwiek przynależności czasowej, znajdując się gdzieś poza czasem i przestrzenią, w miejscu „emanacji dobra i wiedzy”.
Tam właśnie w bardzo szybkim czasie skontaktował się z medium Nostradamus, który miał przekazać, iż fizyczno- biologiczne ciało jasnowidza pozostaje w stanie transu w jego laboratorium w średniowiecznej Francji, lecz jego „istota” przemieściła się na spotkanie z ludźmi końca XX wieku w istotnych dla nas sprawach, o których rozprawiał Nostradamus przekazując wszystko to hipnotyzerowi.
Można by więc spytać czym w takim razie jest dusza, czy to coś co wiecznie istniejąc, niejako egzystuje w naszych ciałach, a nawet poprzez pewne tak zwane wrodzone instynkty i odczucia wpływa na nasze obecne życie.
To pytanie, nad którym niemalże od zarania dziejów „łamali sobie głowy” wszelcy filozofowie i teologowie, nadal pozostaje i zapewne z samych powodów prawidłowego funkcjonowania tego schematu zawsze będzie pozostawać pewną tajemnicą dla większości.
Choć w pewnym sensie nieco bliżej spotkałem się z tym problemem, ja też mogę na ten temat jedynie gdybać, choć przywykłem i uważam reinkarnację za najlogiczniejsze wytłumaczenie wielu współzależności, cech charakteru, zdarzeń czy często irracjonalnych zachowań ludzi bądź to którym ja lub znajomi mi hipnotyzerzy przeprowadzali seans hipnotyczny, bądź w inny sposób moje i tych ludzi losy się zazębiły. …
Nie tylko moim zdaniem dusza ma tendencję dzielenia się i przenikania. I to nie tylko w momencie wyjść z ciała, czasem podczas snu (przejścia do światów równoległych i alternatywnych). Po śmierci dusza istnieje w egzystencji tego, który już nie żyje i w miejscu przejściowym dusz (życiu między życiami), jak i w ewentualnej kolejnej inkarnacji. Zjawisko dzielenia (klonowania) dusz tłumaczy zarówno kwestie duchów (całych lub rozczłonkowanych dusz osób fizycznie lub mentalnie przywiązanych do swego byłego życia), schizofrenii lub rozdwojenia jaźni. Jak również zmian osobowości po przeszczepach organów, do których niejako wraca się cząstka duszy, kiedy ów organ zaczyna swe „ponowne życie” w innym ciele, co niekiedy doprowadza nawet do przejęcia pewnych cech charakteru osoby, z której organ zastał pobrany. Zajmując się hipnozą do przeszłych żyć (reinkarnacja) w kilku przypadkach spotkałem się z czymś, co mogłoby świadczyć o niejako istnieniu jednej i tej samej duszy w dwóch inkarnacjach osoby, która wydaje się żyć w osóbach, które istniały równolegle w historycznym czasie.

Fizyka a życie wieczne.

Niedawno za sprawą ślepych uliczek, do których dotarła nowożytna nauka, a w szczególności fizyka, zaczęto wysnuwać wiele teorii przez tak zwanych fizyków teoretyków.
Jedną z ciekawszych takich nowych koncepcji jest teoria opierająca się na tzw. teorii M, zwanej „teorią wszystkiego”.
Uczeni chcą na przykład przy pomocy największego na świecie akceleratora cząsteczek, znanego jako Wielki Zderzacz Hadronów (LHC), znaleźć coś co nazwano nieuchwytnym bozonem Higgsa, czyli cząsteczki, która według fizyków wyjaśnia, dlaczego cząsteczki takie jak protony, neutrony i elektrony posiadają masę. Jeśli maszynie uda się wygenerować bozon, według niektórych w tym samym czasie może powstać druga z cząsteczek nazywana singletem Higgsa i spontanicznie pojawiające się produkty związane z ich rozkładem. Jeśli tak, to według dwójki fizyków -Weilera i Ho, będą to produkty cząsteczek, które podróżują w czasie i pojawiają się przed kolizjami, które powodują ich pojawianie się, czyli zdolnością do przenoszenia materii w czasie.
Idea „teorii wszystkiego” jest swego rodzaju sposobem unifikacji nie tylko wszelkich nauk ścisłych, ale również i pewnych ideologii filozoficzno religijnych. Ta nowa nauka będąca dziełem wąskiej grupy fizyków, którzy twierdzą, że wyjaśnia ona właściwości wszystkich znanych cząsteczek i sił, w tym grawitacji, jednak obejmuje istnienie co najmniej 10 lub 11 wymiarów, choć my znany jedynie cztery. Doprowadziło to do spekulacji, iż nasz wszechświat może być niczym czterowymiarowa membrana (lub „brana”) unosząca się w multiwymiarowej czasoprzestrzeni.
Zgodnie z tą opinią, podstawowe składniki naszego wszechświata są przyczepione w sposób stały do brany i nie mogą przenosić się do innych wymiarów. Istnieje jednak kilka wyjątków. Niektórzy twierdzą, że grawitacja jest słabsza niż pozostałe fundamentalne siły dlatego, że rozprasza się także w innych wymiarach. Inną możliwością jest hipotetyczny singlet Higgsa, który oddziałuje z grawitacją, jednak nie wpływa na żadną z innych sił.

Nadzieja w neutrinach?

Choć Weiler, podobnie jak Henryk Schliemann i Jean-Francois Champollion zainteresował się swą pasją, czyli w tym przypadku podróżami w czasie, zaledwie kilka lat temu, też można by nazwać jego poszukiwania utopią, przynajmniej w świetle tak „poważnych” dziedzin nauki jak fizyka czy astronomia.
Tym razem chodzi o wyjaśnienie pewnych anomalii zaobserwowanych przy okazji eksperymentów z neutrinami, często też nazywanymi „cząsteczkami-duchami”, ponieważ bardzo rzadko reagują z ze zwykłą materią. Można na przykład ustawić, oczywiście tylko teoretycznie, 10 000 planet takich jak Ziemia, a neutrina przemkną przez nie, wcale nie tracąc masy ani energii. Nic więc dziwnego, że owe tryliony neutrin, które w każdej sekundzie przechodzą przez nasze ciała, w żaden sposób na nas nie wpływają.
Przynajmniej tak głosi oficjalna fizyka kwantowo-teoretyczna i Weiler chcąc przy pomocy tez panów Heinrich Päsa i Sandip Pakvasy z University of Hawaii, wyjaśnić owe anomalia w oparciu o istnienie znów hipotetycznej cząsteczki zwanej „sterylnym neutrino”. Mają być to cząsteczki ledwie wykrywalne, wchodzące jedynie w reakcje z siłą grawitacji. W wyniku tego są one kolejnymi cząsteczkami niepołączonymi z „branami” i powinny mieć możliwość podróżowania w innych wymiarach.

Weiler, Päs i Sandip Pakvasa twierdzili, iż sterylne neutrino mogą poruszać się z prędkością większą niż światło, wybierając drogę na skróty wiodącą do innych wymiarów.
Zgodnie z einsteinowską teorią względności, istnieją pewne warunki, w których rozwijanie jeszcze większych prędkości oznacza cofanie się w czasie. Właśnie to prowadziło naukowców do spekulacji na temat podróży w czasie.

Bez maszyny.

Jeśli można teoretyzować, a swe poszlaki opierać nie na wyspecjalizowanych i arcykosztownych urządzeniach, ale na Psionice, czyli na zjawiskach paranormalnych (PSI), jak i wiedzy ezoterycznej starożytnych przekazów, jak i tej nowożytnej, moim zdaniem neutrina nie tylko mogą, ale mają swój wpływ na wszystkie ożywione i nieożywione organizmy, o czym już pisałem wcześniej.
Moim zdaniem na przykład takim naturalnym przejściem, czy swego rodzaju wrotami do innych alternatywnych wszechświatów, może być również sen, a jako iż tam gdzie i o czym śnimy, czas jest iluzją, więc prawdopodobnie podróżujemy tam nie tylko w przestrzeni, ale również i w czasie.
Poza tym jak najbardziej w śnie, który jest swego rodzaju odbiornikiem naszych odczuć, dążeń i pragnień, może uwidocznić się jakieś dotyczące nas zdarzenie z przeszłości, nawet z tej przed naszym urodzeniem.
Lecz może to być również przykład z „Pola morfogenetycznego”– czyli hipotetycznego tworu, którego istnienie zostało zaproponowane przez biologa Ruperta Sheldrake'a.
Pokrótce jest to sfera, gdzie miały by się mieścić wszelkie ludzkie zdarzenia, namiętności i odczucia, a według pewnych koncepcji zarówno nowo narodzone ludzkie istoty mogą z tego miejsca czerpać scenariusze na swe życie (co w ten sposób tłumaczy na przykład wielość ludzi świadczących, że w poprzednim życiu byli np. Napoleonem Bonaparte czy Kleopatrą), jak i mogą tam mieścić się odpowiedzi na egzystencjonalne nasze pytania czy problemy, które w snach objawiają się nam np. jako przykład rozwiązania problemu.

Dom wariatów czyli nasz własny Wszechświat


Mówi się, że Mikołaj Kopernik „Wstrzymał Słońce Ruszył Ziemię” i rzeczywiście z jednej strony był to arcyodważny akt pokazania rzeczywistego obrazu Układu Słonecznego, lecz z innej strony był to również ostatni akord zniewalający człowieka jako istoty. Choć już wcześniej od Nauki, wszelkiego rodzaju religie zdążyły nam odebrać nas i naszą centralną pozycję we wszechświatach i kwestii postrzegania siebie, zdominowały nas do roli i miejsca nic nieznaczącego uzależnionego od bogów i Boga podmiotu.
Jeśli rozejrzeć się dokoła wygląda na to, że często krytykowane przez nas opinie i zachowanie otaczających nas ludzi najczęściej postrzegamy jako dziwne głupie i kłócące się z naszym własnym pojmowaniem świata, wychodząc z założenia, że zawsze my byśmy lepiej coś zrobili czy się zachowali. Takie stanowisko osadza nas w naszych własnych domach wariatów.
Z panów i władców samych siebie staliśmy się czymś, co moglibyśmy nazwać pacjentami otaczającego nas domów wariatów, gdzie tylko my lub wąska grupa pewnej społeczności, z którą się utożsamiamy, jest według nas normalna, a cała reszta „to banda wariatów”.
Paradoksalnie tak samo postrzegają nas i naszą grupę społeczną ci inni, którzy naszym zdaniem nie mają racji.
To najczęstsze zarzewie niepokojów i, kłótni i wojen jest jednak najnaturalniejszą z rzeczywistości otaczającego nas świata, a właściwie światów, gdyż jest to właśnie tak bardzo poszukiwana formuła unifikacji świata i koncepcji światów tak równoległych jak i alternatywnych, albowiem świat jest właśnie zlepkiem alternatywnych wszechświatów postrzeganych z perspektywy i pozycji każdej indywidualnej istoty, w której to tylko ona jest w prawidłowej relacji z otoczeniem i tym, kim w ten sposób chce ten ktoś być, sprawiając aby świat był dla nas tym wrogim, głupim lub bratnim i przyjaznym miejscem, zawsze zależnie od naszego nastawienia.
Zagmatwany obraz tej mozaiki odnajdujący w naszym otoczeniu tak wielu wrogów, przyjaciół, przeciwników, utrapienia i szczęścia realizuje się na tyle, na ile jesteśmy w stanie to sobie sami zaplanować.
Czasem jedynie za zmianę otaczającego nas świata nie jest odpowiedzialne nasze nastawienie. Dzieje się tak, gdy automatycznie zmieniając sytuację lub nasze otoczenie, miejsce, zainteresowania, priorytety, znajomych itp., przenosimy się z dotychczasowego wszechświata do nowego osobistego wszechświata i wszechświatów innych, w tej chwili istotniejszych w naszym nowym planie osób (istot).
Najczęściej nie uwzględniając gdzieś istniejących innych równoległych światów, które podobnie zostały stworzone przez inne istoty, automatycznie izolujemy się od nich.
Z drugiej jednak strony kiedy przyjmujemy wiarę w istnienie innych światów umożliwiamy sobie szansę na ich przybliżenie, zazębienie lub nawet przenikanie się ich względem naszej rzeczywistości.
Taki stan na przykład występuje w przypadku wszelkiego rodzaju religii i wierzeń, kiedy to tak za życia (nawiedzenia), jak i po śmierci nasza niezniszczalna jaźń na jakiś czas może odnaleźć wspólny jej ideologii iluzoryczny świat nieba, piekła czy nirwany lub wykreować jakiś własny indywidualny, najczęściej również bardziej lub mniej przejściowy, świat swej egzystencji.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.armagedonuczas.fora.pl Strona Główna -> „PIĄTE SŁOŃCE” Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin