Forum www.armagedonuczas.fora.pl Strona Główna www.armagedonuczas.fora.pl
NIEZNANY ŚWIAT,PRZEPOWIEDNIE.PIĄTE SŁOŃCE,ROK 2012,REINKARNACJA, KONSPIRACJA,MEDYCYNA ALTERNATYWNA, ENERGIE ITP.
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

1 MOJA HISTORIA

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.armagedonuczas.fora.pl Strona Główna -> Istnienie po śmierci
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 6:00, 03 Lis 2010    Temat postu: 1 MOJA HISTORIA

v Moja historia.
To, czym chciałbym się podzielić z czytelnikami zdarzyło się kilka lat temu. A było to tak, że organizując kolejny bal kostiumowy dla moich znajomych (głównie Polaków zamieszkałych w Vancouver i jego okolicach), poznałem pewną dziewczynę mieszkającą w kompleksie, gdzie wówczas często odbywały się nasze bale dla uczczenia wszystkich możliwych okazji. Ten wspomniany, był z okazji wizyty brata naszego kolegi, który go właśnie odwiedził z Grecji. Wspomniana dziewczyna ( jeśli mogę ją tak nazwać – nie jesteśmy już tacy młodzi, niestety) okazała się wspaniałą, choć jeszcze nieodkrytą, artystką. Ta jej artystyczna, wrażliwa dusza spowodowała, że zaczęła interesować się kwestią karmy, losu, przeznaczenia, a co za tym idzie swych poprzednich egzystencji. Opowiadała mi o swoich seansach hipnotycznych i podróżach do poprzednich inkarnacji, w jakimś sensie zarażając mnie również chęcią poznania swych ewentualnych inkarnacji. No i wtedy dopiero się zaczęło… W sumie poddałem się kilku seansom i przeżyłem coś w rodzaju autohipnozy, których całkowity opis zająłby tu zbyt wiele miejsca, więc go maksymalnie skrócę, skupiając się na samej esencji wizji i zdarzeń. Po pierwszym przeprowadzonym na mnie seansie hipnotycznym nie odczułem praktycznie nic, choć wówczas nie zwróciłem uwagi na pewien istotny szczegół, mianowicie kiedy hipnotyzerka zleciła mi, abym udał się w „swej wyobraźni” do jakiegoś pięknego, kojąco wpływającego na mnie miejsca, o dziwo zamiast Karaibskiej plaży pełnej pięknych półnagich kobiet ujrzałem jakieś wykrzywione skarłowaciałe drzewo rosnące na niewielkim pagórku. Hipnoterapeutystka spytała mnie czy słyszę świergot ptaków, zaprzeczyłem, choć ten miły akcent uzasadniałby mój wybór, lecz to miejsce w dziwny sposób emanowało paraliżującym spokojem. Cały seans odbywał się w duchu freudowskiej analizy aspektów winy i kary, z nasileniem przez hipnotyzerkę akcentów dotyczących śmierci mego najstarszego brata, który kilka lat wcześniej umarł na zawał. Spytany wówczas kim emocjonalnie był mój najstarszy brat dla mnie w okresie mego dzieciństwa oznajmiłem, że był wzorem do naśladowania porównując go do średniowiecznego polskiego rycerza Zawiszy Czarnego z Garbowa. Spytany o to, kim chciałbym dla niego wówczas być, nie wiedząc czemu oznajmiłem, że jego giermkiem. Z kolei kiedy miałem opisać jakiś swój dzień z dzieciństwa, opowiedziałem taką oto historie: są wakacje, jestem na podwórzu mego rodzinnego domu, przychodzą moi ówcześni koledzy z zapytaniem czy nie pójdę grać z nimi w piłkę nożną. Ja jednak lekceważę propozycję, gdyż jestem w trakcie budowania dla moich plastikowych żołnierzyków zamku z gliny. Choć na jawie nie pamiętałem tego dnia, ale było to jak najbardziej możliwym zdarzeniem, gdyż w dzieciństwie często przedkładałem rysowanie rycerzy, czy właśnie budowę jakichś fortec dla mojej armii rzymskich, średniowiecznych czy napoleońskich żołnierzyków, nad zabawy z rówieśnikami . I rzeczywiście w owym okresie moim idolem był Zawisza Czarny herbu Sulima. Jednak co do owej hipnozy, gdzie prowadząca usiłowała wmówić we mnie jakieś nieuzasadnione poczucie winy za śmierć brata, ustosonkowywałem się coraz sceptyczniej. Jako że mój koszt był 70 $ za godzinę, aby moim zdaniem nie zmarnować kolejnego spotkania na koniec sesji spytałem hipnotyzerki co powinienem zrobić, aby kolejnym razem móc zobaczyć cokolwiek innego niż dziecięce wspomnienia z przeszłości, gdyż byłem wówczas błędnie przekonany, że to co widziałem na życzenie hipnotyzerki to jedynie wyobraźnia i wspomnienia z dzieciństwa. Na odchodnym hipnotyzerka powiedziała mi na moje pytanie jak powinienem przygotować się do następnego spotkania, że „ja wiem to sam, jedynie muszę spytać się o to samego siebie”. Tej nocy nie mogłem zasnąć rozpatrując miniony dzień , postanowiłem odczuć coś tak jak to powiedziała hipnotyzerka. Rozluźniłem się i zacząłem wchodzić technikami opisanymi w książkach Roberta Monroe w stan dzięki któremu R. Monroe potrafił opuszczać swe ciało w swych rozlicznych podróżach astralnych. Trwało to dość długo, aż nagle mimo zamkniętych oczu zobaczyłem jakieś dziwne kolorowe plamy , które niby olej wylany na kałuże wolno przemieszczały się i mieniły tęczowymi barwami. Trwało to jakiś czas, tak że mimo rozluźnienia zaczęły do mej świadomości przenikać znamiona realizmu, a kiedy pomyślałem o owych 70 $ za godzinę sesji hipnotycznej plamy zniknęły. Chcąc niby przeprosić samego siebie za tak konsumpcyjny sposób myślenia zacząłem uświadamiać sobie, że nie są ważne pieniądze, prosząc jednocześnie owe plamy, aby wróciły. Jeszcze dziś czuję owo rozpaczliwe pragnienie zrozumienia lub obcowania z tym czymś innym i nieznanym. Plamy nie wróciły, lecz zamiast nich zobaczyłem z boku koński zad. Był to jasno szary koń w nieco ciemniejsze brązowawe plamki, ale nie dość, że zobaczyłem tylną część tego zwierzęcia, to poczułem jeszcze zapach jego potu. Pierwszym wrażeniem był niemal że okrzyk radości i zdziwienia: „Ja byłem chyba koniem”( oczywiście nie mogłem krzyczeć, gdyż była noc, a obok mnie spała moja żona). Jednak kiedy przyszedł mi do głowy ów absurdalny pomysł, obraz nieco się zmienił i zobaczyłem już niemal całego konia, jednocześnie odczuwając tam obecność jeszcze kogoś. Będąc niby kamerzystą na planie filmowym kazałem sobie przesunąć obraz nieco pod górę po skosie, i dopiero teraz ujrzałem ową zamgloną postać, która stojąc przed koniem stała w bezruchu, wpatrując się w jakąś dal. Kiedy zapragnąłem zobaczyć to, na co patrzał ten ktoś, zobaczyłem jakby jego oczyma znajome karłowate drzewo, tym razem jednak zobaczyłem również, że to drzewo rośnie tuż na skraju jakiejś rozległej malowniczej doliny. Zrozumiałem także czemu nie słyszałem świergotu ptaków, kiedy widziałem to samo drzewo w czasie mej hipnozy kilka godzin wcześniej. Po prostu tam wiał dość silny wiatr. Długo starałem się rozpoznać ową tajemniczą, cały czas zamgloną postać. Jedyne co czułem, to bijące od niej zmęczenie i nieświeżość. Zacząłem więc przypominać sobie o jakichś książkowych sposobach i technikach wnikania w podświadomość . Zacząłem także przyglądać się cały czas zamazanym szczegółom odzienia, tego w jakiś sposób bliskiego mi kogoś. Kiedy dotarłem do obuwia zauważyłem, że jest ono w jakiś sposób błyszczące. Pierwszym wrażeniem było „baletki”, lecz zamiast zauważenia szczegółów aksamitnych bucików moja wizja jakby na zawołanie przeniosła się i zobaczyłem teraz jakiegoś mężczyznę stojącego na krawędzi chodnika w jakimś dużym mieście. Za nim stał rzęsiście oświetlony tysiącem lamp kilkukondygnacyjny budynek, który nazwałem operą. Stojący na chodniku mężczyzna sprawiał wrażenie czekającego na jakiś środek transportu .Był ubrany w osiemnastowieczny wyjściowy strój, a więc od góry: na głowie miał cylinder, lekko kędzierzawe, ciemne włosy, nie aż tak szczupłą twarz z małym hiszpańskim wąsikiem. Mógł mieć około 30 lat. Niżej ciemny surdut z białym kwiatkiem z boku, białe rękawiczki, a w prawej dłoni trzymał prostą laskę z jasną błyszczącą kulką u jej zwieńczenia; ciemne, starannie wyprasowane spodnie i czarne wyglansowane buty. Kiedy uświadomiłem sobie to, jak bardzo błyszcza te buty, moja wizja znów przeniosła mnie do owego mężczyzny stojącego na skraju doliny i do jego błyszczących butów, z tym że teraz zobaczyłem, iż te buty zrobione są z metalu. „Rycerz” - znów niemal krzyknąłem sam do siebie, lecz owa postać nadal była zamazana. Wiedziałem jedynie, że ten ktoś jest zakurzony i nieogolony, jakby po przebyciu jakiejś długiej drogi dotarł wreszcie do jakiegoś tylko jemu znanego celu. Nie był stary, ale jakby był kimś w jakiś sposób doświadczonym przez los. Starałem się spytać jego o imię; w końcu wiedząc, że powinien mieć jakiś herb, zacząłem dopasowywać do niego kolory. Z wszystkich jakie próbowałem wkleić w tę postać, w jakiś dziwny sposób pasował jedynie biały i czerwony. Nie wiem czemu, ale po uświadomieniu sobie tego, pierwszym słowem jakie wówczas do mnie dotarło było „ Crusader”, czyli Krzyżowiec jako uczestnik wyprawy krzyżowej, i choć nie wszyscy oni nosili opończe z czerwonymi krzyżami na białym tle tak jak Templariusze, ale ja wówczas tego jeszcze nie wiedziałem. Tak czy inaczej, próbując na wszystkie sposoby dowiedzieć się kim był ten tajemniczy rycerz, miałem jeszcze widzenie jakiegoś odzianego w skóry krępego mężczyzny na śnieżnej niby pustynnej przestrzeni i dziwną informację tłumaczącą chodzenie po wodzie Jezusa, która w tym widzeniu i formułce jakby do niego przyklejonej wtedy wydawała mi się jak najbardziej prosta i logiczna. Przy tak wielu objawionych mi tej nocy rzeczach zapragnąłem jako sprawdzian tego wszystkiego spróbować lewitacji, lecz mimo, że jak mi się wydawało mogłem unieść część swego niematerialnego ciała ponad siebie, ale nie potrafiłem uczynić tego z głową. Zmęczony zasnąłem w końcu po kilku godzinach tych wizji i zmagań z samym sobą .Nazajutrz zatelefonowałem do mojej hipnotyzerki, aby podzielić się z nią swymi nocnymi wrażeniami , ta jednak zbyt nachalnie obstawała przy swej opinii o obarczaniu się przeze mnie winą za śmierć brata ( kilka lat później odkryłem w nim swego syna z poprzedniego życia.)Tak więc upojony fantastycznymi wizjami i odczuciami zrezygnowałem z usług pani hipnotyzer. Mimo, że nigdy już nie udało mi się ponownie wprowadzić w autohipnozę, jednak rezygnacja z usług tej hipnotyzerki wydaje mi się jak najbardziej słuszna, gdyż jak się dowiedziałem jakiś czas później, wówczas kiedy ona przeprowadzała mi hipnozę sama przeżywała osobistą tragedię po śmierci męża. Tak czy inaczej, po tych moich pierwszych zetknięciach z tematem, widziałem kilka postaci, ale najbardziej zarysował się tu jakiś niezidentyfikowany rycerz . Po około dwóch tygodniach bezskutecznych prób ponownego wprowadzenia się w samo hipnozę, tuż przed przebudzeniem, a może jednocześnie z nim usłyszałem coś w rodzaju imienia „Devill”.
Jakiś rok później koleżanka zrobiła kurs hipnoterapeutki, w tym także past life (poprzednie wcielenia). A oto przebieg owej hipnozy na mnie po wszystkich wstępnych zabiegach wprowadzających:
P. Gdzie jesteś?
O. Stoję na jakiejś piaszczystej krętej drodze.
P. Kim jesteś? Spójrz na swoje nogi i ręce.
O. Jestem mężczyzną .
P. Czy widzisz coś dookoła? Rozejrzyj się.
O. Widzę w oddali jakieś domy z drewnianych bali bielone wapnem.
P. Czy tam mieszkasz?
O. Ooo nie( z ironicznym uśmiechem ) ja mieszkam w zamku.
P. Dobrze to idź do tego zamku, czy już tam jesteś?
O. Tak wchodzę po mostku zwodzonym.
P. Czyj to zamek?
O. Mój.
P. Czy mieszka tam ktoś z tobą, jakaś rodzina może żona. Pomyśl.
O. Nie wiem, nie czuję jej, ale na pewno jest tu służba.
P. Dobrze, przenieś się teraz w przyszłość do jakiegoś ważnego w twoim życiu zdarzenia.
O. Jesteśmy w kościele, (chwila zastanowienia ), Ksiądz nawołuje żebyśmy udali się na krucjatę.
P. I co dalej się dzieje?
O. Znowu wchodzimy całą gromadą do kościoła, słyszę brzęk metalu na kamiennej posadce, ktoś rozdaje nam białe opończe z czerwonymi krzyżami, ale ja mam swoją niebieską.
P. Co się teraz dzieje?
O. Jedziemy konno, ja i jeszcze dziesięciu moich ludzi, zabieramy jedzenie chłopom.
P. Czemu tak robicie?
O. Jak to czemu ( z oburzeniem w głosie ) przecież jesteśmy panami?!
P. Przejdź do jakiegoś zdarzenia.
O. Jest bitwa obok miasta, oni zabijają moich ludzi i mnie ranią.
P. Kto to są oni?
O. Saraceni, ale zaraz… ( myślę)
P. Co się dzieje?
O. Ja nie rozumiem, ja przyszedłem ich zabić, a oni mnie leczą, coś tu nie jest tak?
P. Czy będziesz żył?
O. Tak, już jestem wyleczony i nawet mam konia?
P. Gdzie jesteś?
O. Chyba w niewoli, ale jedynie ja mam konia?
P. Czy wrócisz do swego domu?
O. Tak, już jestem. O kurcze, to to samo drzewo i dolina rzeki, tam jest mój zamek.
P. Gdzie to jest?
O. (Myślę) nie jestem pewien- ale chyba Francja.
P. Jaki król tutaj panuje?
O. Chcę powiedzieć Filip, ale mówię: Ludwik?
P. Dobrze, wracasz do domu i co robisz?
O. Coś piszę, coś piszę i chowam to do skrzyni?
P. Co piszesz ?
O. Nie wiem ?
P. Czemu chowasz to do skrzyni?
O. Nie wiem -chyba się czegoś boję?
P. Dobrze, umierasz, co widzisz?
O. Leżę w dużym łóżku, jestem stary, z boków palą się grube świece i umieram, unoszę się ponad łóżko.
P. Ile masz lat jak umierasz?
O. Nie jestem pewien, chyba 95 (zdziwienie)
P. Gdzie jesteś po śmierci?
O. Siedzę w takim powyginanym krześle z czerwonego drzewa, i oglądam bitwy. Cały czas giną moi ludzie, i od nowa znów widzę bitwę, aż w reszcie mówię dość i wszystko się kończy.
Po owej barwnej wizji, która była czymś pomiędzy snem a wspomnieniem, odczuwałem mieszane uczucia. Po pierwsze cieszyło mnie, że zobaczyłem w ogóle coś, gdyż po pierwszej próbie z profesjonalistką… dopiero w nocy wpadłem w coś w rodzaju autohipnozy. Po drugie, widziałem tego samego brudnego, zarośniętego, wpatrzonego gdzieś w dolinę rzeki rycerza, z siwym stojącym za nim koniem. Ale w trakcie hipnozy zdawało się mi, że mówiłem jakieś brednie, bo jakiegoż króla można przypisać Francji, jak nie Ludwika, a przeżycie w średniowieczu już chociażby 40 lat to był nie lada wyczyn, a cóż dopiero 95?
Minęły jakieś dwa lata. Dalej wiele czasu spędzałem na zabawach i wyjazdach w gronie najbliższych zaprzyjaźnionych Polaków (oczywiście po pracy). I właśnie po którejś z takich wizyt u przyjaciół w sąsiednim amerykańskim Seattle, wracając do domu naszym vanem doznałem dziwnego odczucia jakby mój samochód miał za chwilę przewrócić się na bok, albo i nawet przekoziołkować . W domu na stole zastałem kilka książek, o które prosiłem bratanka, kiedy ten wraz z moim bratem i kilkoma innymi członkami rodziny wybierał się do Polski, a potem do Francji do Lourdes . Jak się wkrótce okazało wizja ta dotyczyła wspomnianego wyjazdu, kiedy to wynajęty w Europie mikrobus przewrócił się przed miastem Mende w drodze do Lourdes. Jakkolwiek wypadek był naprawdę poważny (samochód do kasacji), nikomu z siedmiu osób nic się nie stało. Bratanek uznał to za cud nawrócił się na religię katolicką, choć wcześniej miał zupełnie inne poglądy (między innymi bardzo fascynował się buddyzmem i ruchem New Age). Ważną w tym rolę miała jego wiara, że to Matka Boska z Lourdes go uratowała. Później też, czekając w Mende na wyjaśnienie przyczyn wypadku i podjęcia decyzji o dalszym podjęciu podróży, w tym małym francuskim miasteczku odkryli olbrzymią katedrę zbudowaną, jak im się zdawało, przez Templariuszy. Dla mnie ważniejsza była jedna z owych książek, które ci pielgrzymi przywieźli mi z Polski, a mianowicie pierwszy tom „Królów przeklętych” M.Druona. Już na pierwszych stronach dziwnie blisko brzmiące nazwisko pewnego rycerza. Nie mówiąc nikomu o co chodzi, poprosiłem kilka znajomych mi osób o odszukanie jakiś informacji o wspomnianym rycerzu, który był również francuskim kronikarzem. Następnego dnia kolega zlecił to zadanie koleżance, która nie wiedziała, że właściwie to co szukała w necie, robi to dla mnie. Wręczyła mu kilka wydrukowanych kartek wraz z portretem wspomnianego kronikarza i hrabiego Szampanii, Jan de Joinville, mówiąc: „Zobacz, czyż nie wygląda on tak jak Irek?”. Żadne z nich nie wiedziało o moich przypuszczeniach. Dla mnie wygląda to na jedno z moich poprzednich wcieleń. Im bardziej go poznawałem, tym więcej widziałem łączących nas podobieństw. Zrozumiałem moje zainteresowania i fascynacje z dzieciństwa i młodości. Bo na przykład nawet herb Zawiszy Czarnego w swej graficznej strukturze w jakimś sensie jest podobny do rodowego herbu Joinvilów . A nawet moje rodzinne miasto Zielona Góra jest związana z tak zwanym bratnim miastem Troyes, gdzie rezydowali hrabiowie Szampanii. Ale jak moja wizja miała się do prawdy historycznej: de Joinville Jan , ( De vil ) hrabia i dziedziczny seneszal Szampanii brał udział w VII wyprawie krzyżowej u boku Ludwika IX Świętego i razem z nim był w niewoli. Na krucjatowy apel króla wyruszył ze skromnym orszakiem z 10 swymi rycerzami ( wszyscy zginęli). W sierpniu 1248 roku wypłynął z Marsylii na Cypr, gdzie król przyznał mu pensję 800 liwrów. Joinville towarzyszył królowi od początku do końca fatalnej wyprawy. Dramatyczne wydarzenia tych sześciu lat ( 1248-1254 ) stanowią wątek Kroniki Joinvilla „Czyny Ludwika Świętego króla Francji”( historycy wierzą w istnienie jeszcze jednej utajnionej wersji dzieła Joinvilla ). Oficjalna wersja spisana na prośbę Joanny z Nawarry, żony Filipa IV Pięknego, wnuka króla Ludwika IX, kompana Jonvilla, który czasem nawet był doradcą króla. Wersja ta przetrwała do naszych czasów jako najrzetelniejsza relacja z przebiegu VII Wyprawy krzyżowej, jak i opisów z życia w średniowiecznej Francji. Joinville mediował z Templariuszami w sprawie uzyskania okupu za króla. Będąc pośrednikiem w tej sprawie, chciał rozbić toporem sejf Templariuszy znajdujący się na jednym z ich galeonów. W pewnym momencie dowodził nawet 500 osobową armią. Ranny i chory został wyleczony przez Turków seldżucckich. Joinville za swe dzieło został zaliczony w poczet wielkich kronikarzy ( pierwszy Francuski kronikarz piszący po francusku; w średniowieczu słowa zapisywano fonetycznie, ponieważ nie było stałych zasad językowych, a jedynie brzmieniowe znaczenie słów). Jean de Joinville przeżył 94 lub 95 lat, od 1 maja 1224 roku do 24 grudnia 1317 lub 1319 według innych historyków. ( Zmiana kalendarza juliańskiego na gregoriański i inny dzień końca roku). Przeżył trzech królów Filipów i trzech Ludwików, dwudziestu papieży - od Honoriusza III do Jana XXII. Po powrocie do Francji był częstym gościem na dworze królewskim, uczestniczył w konsekracji katedry w Chartres, w ekshumacji ciała Marii Magdaleny w Aix w Prowansji. Po śmierci króla Ludwika IX był w konflikcie z synem Ludwika IX, Filipem III Śmiałym i z jego synem Filipem IV Pięknym, którego „ wyswatał” z hrabiną Szampanii, później królową Joanną z Nawarry. Najprawdopodobniej ostrzegł Wielkiego Mistrza Templariuszy Jakuba de Molay i członka rodziny męża córki Joinvilla Margaret z drugiego małżeństwa Galfryda de Charnay mistrza Templariuszy prowincjała Normandii, spalonego na stosie 7 lat później razem z Jakubem de Molay. Obaj wielcy mistrzowie Templariuszy nie wierzyli, że Filip IV odważy się zaatakować tę największą siłę militarną średniowiecza, ale profilaktycznie w przeddzień napaści 13 października 1307 roku ( stąd pechowy piątek trzynastego) z Paryża wyjechało 9 załadowanych wozów. Z wybrzeży zniknęła cała flota Templariuszy, a w komturiach i w samym Tempel zostali jedynie starzy emerytowani rycerze i obsługa. Ale Jean de Joinville otrzymał na przechowanie jeszcze coś, coś co stało się tajemnicą rodu Joinvilla i za co jeśli by tylko ktoś chciał cokolwiek choćby szeptać, jak podają potomni Jan Joinville kopał ich w tyłek. Tym czymś była największa relikwia Chrześcijańskiego świata po stracie „Prawdziwego Krzyża” w 1187 w czasie przed II Krucjatą (1189-1192), a mianowicie płótno, w które miało być zawinięte ciało Jezusa, znane dziś jako „Całun Turyński”, zrabowany z Konstantynopola podczas IV wyprawy krzyżowej (1202-1204, w 1204). 12 kwietnia 1204 krzyżowcy IV krucjaty zdobywają Konstantynopol. Jeden z kronikarzy krucjaty, Robert de Clari, pisze, że całun znika z miasta. Następnie Templariusze wykradają z własnego statku, który miał wieźć ukradzione skarby i relikwie dla papieża Innocentego III. Zostaje w końcu odnaleziony w mieście Troyes w Szampanii, kiedy to został zaprezentowany publicznie przez wnuka Jeana de Joinville i potomka spalonego na stosie w Paryżu Galfryda de Charnay, Geoffreya II de Charnay. Teoria templariuszy, której autorem jest Ian Wilson, zakłada, iż całun dostaje się w ręce zakonu templariuszy. Płótno do roku 1291 miałoby przebywać w Akce, jednej z ostatnich twierdz krzyżowców w Palestynie, a następnie miało trafić na Cypr. W 1306 roku całun zostaje przewieziony do Paryża, gdzie znajduje się główna siedziba tego zakonu: Templum. 13 Października 1307 roku zakon rycerski templariuszy zostaje oskarżony przez króla Filipa IV Pięknego o herezję i kult tajemniczego "bożka" w postaci głowy z brodą (w roku 1945 w Templecombe w Anglii odnaleziono na suficie dębowy panel datowany na koniec XIII w. z wymalowanym na nim wizerunkiem brodatej twarzy, która jest bardzo podobna do przedstawienia z całunu; podobnie we Francji, w kaplicy Św. Marii du Menez-Hom, znajduje się krzyż, na którym zamiast figury ukrzyżowanego Chrystusa znajduje się tzw. "mandylion templariuszy" – poprzeczny prostokąt z kamienia, na którym wyrzeźbiona jest płaskorzeźba przedstawiająca samą twarz Jezusa), wskutek czego jego członkowie zostają aresztowani. 19 marca 1314 roku zostaje spalony na stosie ostatni mistrz zakonu templariuszy Jakub de Molay. Wraz z nim ginie również preceptor Normandii, niejaki Gotfryd de Charnay. Wilson sądzi, iż jest to przodek Gotfryda de Charny. Podczas studiów nad dokumentami związanymi z procesem zakonu templariuszy badaczka tajnych archiwów watykańskich Barbara Frale natknęła się na wzmiankę o młodym Francuzie nazwiskiem Arnaut Sabbatier, który wstąpił do zakonu w roku 1287. W swoich zeznaniach ujawnił on, że w ramach obrzędu inicjacyjnego został zaprowadzony w "tajemne miejsce, do którego dostęp mieli tylko bracia templariusze". Tam pokazano mu "długie, lniane płótno, przedstawiające odbicie postaci mężczyzny" i nakazano oddawać wizerunkowi cześć, trzykrotnie całując jego stopy. Pierwsze wiadomości o kulcie całunu w Lirey pochodzą z lat 1350. W 1356 r. biskup Troyes, Henryk z Poitiers, konsekrował kolegiatę w Lirey, a rok później przyznał odpusty pielgrzymom nawiedzającym wystawiany tam całun. Joanna de Vergy (wdowa po Gotfydzie I de Charny) bezskutecznie starała się po 1389 r. o regularne wystawianie całunu w kolegiacie. O wystawieniu z 1357 r. dowiadujemy się z pism kolejnego biskupa Troyes, Pierre'a d'Arcis. W związku ze staraniem Gotfryda II de Charny o wystawianie całunu. Ostatecznie papież Klemens VII bullą z 6 stycznia 1390 r. zezwolił kanonikom z Lirey na wystawianie całunu i udzielanie odpustów . Materialnym potwierdzeniem historii całunu w tych latach jest ołowiany medalion (wydobyty w 1855 r. z dna Sekwany), na którym przedstawiono rozwinięty całun przy końcach którego znajdują się herby Gotfryda I de Charny i Joanny de Vergy. Przypuszcza się, że była to pamiątka zgubiona przez średniowiecznego pielgrzyma.
Tak czy inaczej z dnia na dzień nauczyłem się techniki regresji hipnotycznej, i przez kilka lat łącząc z tym również inne techniki wspólnie z kilkoma innymi osobami ( również z owego reinkarnacyjnego grona )znaleźliśmy około setki związanych z nami naszymi bliskimi i znajomymi. Z tego co mi na ten temat wiadomo, jest to druga wspólna manifestacja grupy reinkarnacyjnej w zachodnim świecie. Generalnie na przestrzeni 1000 lat wyglądać by to mogło, że wracaliśmy tutaj kilkukrotnie w kilku historycznych okresach, w większych lub mniejszych wspólnych grupach. Ja osobiście mógłbym w takim wypadku być związany z sześcioma osobami żyjącymi w takich przedziałach historii: około roku 950 do 1000, 1220 do 1320, (dokładnie 1224 do 1317 lub 1319) następnie od 9 dekady XV wieku do 3 dekady XVI wieku ,3 dekada XVIII wieku do końca XVIII wieku, od końca XVIII wieku do 9 dekady wieku XIX , i ostatni raz od końca XIX do połowy XX wieku .


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tadeo dnia Czw 20:27, 30 Sie 2012, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Dana




Dołączył: 04 Lis 2010
Posty: 3
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 19:47, 04 Lis 2010    Temat postu:

Muszę kiedyś napisać tutaj swoje przeżycia

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dana dnia Nie 23:09, 02 Wrz 2012, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 18:56, 20 Gru 2010    Temat postu:

Dumnie być rycerzem, tak właśnie odebrałem to moje objawienie w pierwszym jego odczuciu. Może dlatego też, że owe przekonanie było ukoronowaniem kilku lat niewiedzy, a usłyszane nad ranem imię Devil oznacza jakby nie było diabła.
Później postać Jeana de Joinville zaczęła w trakcie poznawania go nabierać innych barw, nie był to już li tylko wojownik, ale zaczął być dyplomatą i filozofem. Jego to przecież ganił król Ludwik za szeptanie na dworskim przyjęciu z Robertem Sorbonem ( założycielem słynnego uniwersytetu). Może teraz zacytuję coś z książki Jeana de Joinville (czyli jak myślę mnie) LXXXVII, 445: „Kiedy udawali się do swojej rezydencji w pałacu sułtana, brat Iwon zobaczył starą kobietę, która przechodziła przez ulicę i niosła w prawym ręku misę z rozpalonym ogniem, a w lewym buteleczkę pełną wody. Brat Iwon zapytał ją : „Co chcesz z tym zrobić?” A ona odpowiedziała, że chciałaby ogniem spalić raj, ażeby już nigdy go nie było, a wodą zagasić piekło, ażeby nigdy już go nie było. I on zapytał ją: „Dlaczego chcesz to zrobić?”. „Dlatego, że nie chcę, aby cokolwiek robiono dla nagrody w raju, ani ze strachu przed piekłem, ale po prostu dla miłości Boga, który ma taką moc, że może nam uczynić każde możliwe dobro”.
Anthony de Mello powiedział, że kiedy rodzice nauczą dziecko wymawiać słowo ptak, przestaje ono widzieć ptaka. Ja też kiedy wszedłem za pośrednictwem hipnozy w świat poprzednich żyć musiałem skorygować wszystko co przedtem wiedziałem, może dobrze przedstawiłby to mój wiersz pt. „Upadły anioł”

UPADŁY ANIOŁ

Jako niewinne dziecię wiedziałeś jeszcze wszystko- i taki mogłeś pozostać.
Mimo że trudami przygody, wiedzą i bogactwem- świat mamił twą postać.
Ale ty czystym łabędzioskrzydłym aniołem- jeszcze wówczas będąc.
Zapragnąłeś poznać- bezwiednie nocami swą nić Ariadny przędąc.
Później jej kłębek- niby kostur pielgrzyma w rękę sobie wręczając.
Tak siebie za Graalem na nową krucjato- pielgrzymkę teraz wysyłając.
Odkrycia pewności siebie, wiary, wiedzy, rozwagi- nadzieją spowity.
Znów kolejny, zniszczony trudami drogi- zmieniasz but zużyty.
Swego szczęścia od nowa szukając- za każdym milowym kamieniem.
Jak w domu z rodziną świętowałeś- wspominasz z utęsknieniem.
Że zawrócić nie chcesz zapiszesz- w swym podróży zeszycie.
W snach jedynie- o chwalebnym powrocie, przemyślując skrycie.
W coraz większą gęstwinę wciąż zaszywając się- sobie nieznaną.
Niczym w upiorną boru zaklętą pustelnię- dawno zapomnianą.
A nici twej przewodniej w labiryntu meandrach- zgubiłeś końcówkę.
I jak Tezeusz, tylko potwora przed sobą masz- mroczną kryjówkę.
Jeśli zabić go w sobie zdołasz- by tak odrodzonym ku słońcu powrócić.
Niemalże wszystko co wcześniej znałeś- musiał będziesz porzucić.
Lub gdy wiary i wiedzy dość masz- aby udać się inną drogą.
Mądrości szlakiem, który twego świata- nie musi być pożogą.
Miast ascezy, radością życia- zabawy weselem się kierując wszędzie.
Wówczas też stwórczą harmonią zapanuje- i trwać w nieskończoność będzie.
Abyś się nie stał Ikarem- co jak meteor z nieba się na ziemię zwala.
Ale zanim rozpocząłeś wędrówkę- wznieś się na skrzydłach Dedala.
Ku gwieździe północnej, do poznania- jak on poszybuj przed siebie.
A nie będziesz na Ziemi tułaczem- lecz znajdziesz się już w Niebie.
W materializmu szafie inkarnacji strój pozostaw wygodny.
Stając się tak w nagości duszy Boskim istotom podobny.
Gdy później Mlecznej drogi szlakiem poszybujesz cwałem.
Przed nową erą czarnej dziury ciasnym przemykając kanałem.
Gdy wiesz jak- nawet bez wychodzenia z domu- możesz to uczynić.
I o to że życie przegrałeś- nigdy już nikogo nie będziesz musiał winić.

PIRAEUS
Tak, jeśli istnieje reinkarnacja, a ja byłem tymi kim myślę, że byłem, to rzeczywiście zabijałem, było to jednak związane z tymi czasami i ówczesną świadomością. Lecz ja nadal wojuję, może tym razem nie mieczem, ale wojuję i będę wojował z kłamstwem, obłudą, głupotą i w obronie słabszych. Kiedy mowa o krucjacie to przypomniały mi się wypowiedzi głównego bohatera filmu z 2005 roku „Kingdom of Heaven” polski tytuł „Królestwo niebieskie” - Baliana (Orlando Blooma) pierwszy raz kiedy mówi na murach miasta do zebranych mieszkańców : „Czym jest Jeruzalem- to wasze święte miejsca zbudowane na Żydowskiej świątyni, którą Rzymianie zniszczyli. Mahometańskie święte miejsca zbudowane na ruinach waszych świętych miejsc. Co jest bardziej święte? Mur, świątynia czy ludzie? Nie mury i świątynie ale ludzie którzy mieszkają za tymi murami, i ich trzeba bronić” W innym miejscu ten sam obrońca Jerozolimy w rozmowie z biskupem mówią: Biskup „ Jeśli byli ochrzczeni , trzeba ich pochować, bo nie zmartwychwstaną w dniu sądu ostatecznego.” Balian: „Jeśli nie spalimy tych ciał za trzy dni wszyscy umrzemy od zarazy. Bóg zrozumie to mój panie, a jeśli nie zrozumie, to znaczy, że nie jest tym Bogiem i już nie musimy się oto martwić”. W trzecim miejscu ten sam bohater w rozmowie z Salahuddinem, Balian pyta : „Co jest warte Jeruzalem?” Salahuddin „ nic – wszystko”. Jest to dla mnie bardzo emocjonalny film, mimo, że nie uzyskał aż takiego moim zdaniem przysługującego mu rozgłosu, może został nakręcony w złym czasie walki świata zachodu z Islamem i nie politycznie było pokazywanie tamtej przegranej ?.Tak czy inaczej słowa tam wypowiedziane są jak przestroga i prawda objawiona. Czym bowiem są religie, kościoły i idee tam zawarte wobec ludzi, zwykłych bez i ponad wyznaniowych ludzi? Na Kamieniu z Rozetty jest wyryty tekst „ Z nieba gniew dosięgnie Tego kto ruszy kamienie świątyni, Tego kto ruszy słowa świętego tekstu Tego kto tylko zmieni znaczenie myśli” .Ile razy te świątynie padały ofiarą prymitywnych neofitów wszystkich religii, ile razy zmieniano te i tamte święte teksty, ile razy wkładano do ust proroków i mesjaszy nie ich słowa? Czy jest to ważne- tak jest ważne aby poznać prawdę, aby wyjść poza granice dogmatów i dostrzec prawdziwą prawdę obojętnie jaka ona jest. A to po to, aby już więcej nie krzyżować, kamieniować i zabijać, ale aby móc żyć. Choć jeśli istnieje reinkarnacja to nie istnieje śmierć.
MUNDUS VULT DECIPI, ERGO DECIPIATUR. z łaciny „Świat chce być oszukiwany, niechaj więc go oszukują”


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Tadeo dnia Wto 21:46, 08 Lut 2011, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Tadeo
Administrator



Dołączył: 02 Lis 2010
Posty: 444
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:19, 20 Gru 2010    Temat postu:

Aby nieco przybliżyć istotę zagadnienia wprowadzania osób „do poprzednich żyć”, zacznę od tego że tak, jak o tym wcześniej napisałem po pierwsze:
Z tego co mi na ten temat wiadomo, jest to druga wspólna manifestacja grupy reinkarnacyjnej w zachodnim świecie.
Najczęściej, przynajmniej na początku, ja byłem prowadzącym dialog z hipnotyzowanym, w starszej metodzie potrzebny był jeszcze asystent do rozpraszania uwagi „pacjenta”.
A więc tak jak wspomniałem o znajomej artystce, ona poddała się hipnozie u anglo-języcznej hipnoterapeutce , następne były prowadzone przez nas lub z udziałem kogoś z nas.
Seanse wyglądały mniej więcej tak: po pewnym wstępnym wprowadzeniu i uzgodnieniu jaka wiedza jest potrzebna hipnotyzowanemu i jakichś w związku z tym preferencji (np. niektórzy ludzie nie chcą znać ani przeżywać momentu śmierci, nie obchodzi ich co dzieje się w strefie przejściowej między życiami, chcą poznać jedynie jakieś rodzaje swych żywotów np. życia szczęśliwe, bogate lub takie, które mogłyby uwidocznić problemy zaistniałe w obecnym życiu).
Niektórzy szukają w nich swych partnerów życiowych lub członków rodzin, inni jedynie pragną upewnić się o istnieniu czegoś po tamtej stronie w obawie przed śmiercią lub przed nicością.
Pewna znajdująca się w depresji znajoma uznała, że nie tylko nie chce żyć, ale nie chce już nawet istnieć, i wtedy usłyszała głos: „Jak nie chcesz istnieć to ja tobie pokażę, co to jest nieistnienie”. I w tym momencie zobaczyła siebie zawieszoną w bezkresnej pustce, była tam tylko ona i jak to określiła był to dla niej najstraszniejszy obraz „piekła”, gdyż nie było tam nawet diabła, z którym mogłaby porozmawiać..
Hipnoza też usuwa obawy , na przykład przed śmiercią. Przedstawię to może tylko na jednym z wielu przypadków.
Kiedyś moja serdeczna koleżanka mówiła wszem i wobec, że nie tylko boi się śmierci, ale też obawiała się, aby nie zostać pochowaną żywcem. Z podobnego też powodu jako formę pochówku odrzucała kremację, aby nie zostać spaloną żywcem podczas jakiegoś letargu.
Z moją pomocą i inicjatywą poznała ona co najmniej siedem swych poprzednich inkarnacji, i choć nie całkiem wykorzystuje nauki z tych żyć, ale przynajmniej zmienił się jej stosunek do śmierci, której już się tak nie obawia.
Podobnie znajoma, o której wspominałem jako o tej przeprowadząjcej moją trzecią sesję ( licząc samo- hipnozę), też w podobny sposób wybawiała swych pacjentów z lęku przed śmiercią, kiedy przeprowadzała na mnie swe pierwsze świeżo wyuczone w szkole hipnozy praktyki, rok od mych pierwszej sesji.
Ta koleżanka zajmująca się zawodowo pomaganiem ludziom ciężko chorym i umierającym (jedną z form tej pomocy było uświadamianie umierającym - zagubionym i przerażonym pacjentom, że to nie koniec, że śmierć nie istnieje itp.) , często siedziała przy umierających trzymając ich za rękę w czasie umierania. Dlatego też niejako z nakazu sumienia i zawodowego obowiązku zrobiła kurs hipnoterapeutki, w tym także past life (poprzednie wcielenia).
Techniki wprowadzania w stan hipnozy są poniekąd różne lecz podobne i prowadzą w sumie do bardzo podobnego efektu, różnią się one niekiedy szczegółami choć uczyłem się już i nowych technik w hipnozie, są łatwiejsze do wprowadzenia.
Chodzi o wejście w stan emocjonalny, poprzez który jest już otwarta droga do wiedzy zawartej w podświadomości , nie jest tutaj konieczna aż tak długa relaksacja i przeprowadza się seans na siedząco. Sam przebieg widzenia też różnie się objawia: od krótkich niby scenek, podczas których zależnie od okoliczności i pytań hipnotyzera można słyszeć dźwięki i czuć zapachy, do czegoś w rodzaju pokazu slajdów.
Niekiedy takie sesje odbywają się w kameralnej atmosferze (zależnie od życzenia hipnotyzowanego), lecz częściej robiliśmy to w kilkuosobowych grupach najbardziej zaangażowanych w sprawę osób i wówczas najczęściej ktoś jest odpowiedzialny za nagrywanie audio.
Filmowania nie praktykujemy, gdyż najczęściej jest w pomieszczeniu gdzie przeprowadzamy seans półmrok, który jest czynnikiem pomagającym skupić się pacjentowi.
Nie mogę powiedzieć jak duży jest tutaj wpływ jak to ktoś pytający mnie o te rzeczy nazwał „socjotechniczny” i czy on zastępuje prawdziwą regresję, powodując płatanie figli przez podświadomość. Lecz mało kiedy niezaangażowani ściślej znają wypowiedzi innych osób z w innym czasie przeprowadzanych sesji , a często okazywali się oni częściami składowymi innych życiowych scenariuszy.
Tak więc logicznie myśląc, jeśli nie jest to reinkarnacja mamy tutaj do czynienia z grupową spontaniczną sugestią lub telepatią. Jeśli chodzi o ukryte marzenia i pragnienia, są one najczęściej w takich przypadkach jak najbardziej związane z nieosiągniętymi zdobyczami z poprzednich życiowych scenariuszy.
Do kwestii reinkarnacji próbowałem podejść z wielu perspektyw, nawet kiedyś na jednej z prelekcji zaprosiłem dla kontrastu kilku ortodoksyjnych katolików i kilku księży, z których przybył tylko jeden odważniejszy, bardziej ciekawy lub może był bardziej zdeterminowany od innych do obrony swej ideologicznej pozycji.
Tak czy inaczej, po zakończeniu dyskusji zadałem wspomnianemu księdzu pytanie, co o tym wszystkim co usłyszał myśli. Ksiądz odparł, że po wysłuchaniu wielu przypadków mogących świadczyć o reinkarnacji: „ W naszym kościele nie ma czegoś takiego jak reinkarnacja, lecz jeśli miałbym ocenić opisane tutaj zdarzenia, to jeśli tylko one były prawdziwe, reinkarnacja jest najlogiczniejszym sposobem ich wytłumaczenia.”


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum www.armagedonuczas.fora.pl Strona Główna -> Istnienie po śmierci Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin